Czasoprzestrzeń to nie żarty
Przyszedł moment, by zastanowić się trochę nad zjawiskiem podróżowania w czasie. Czy dotychczasowe wojaże naszych bohaterek przyczyniały do narastania tego całego bałaganu i na skutek przeskakiwania między epokami, mnożyć zaczęły się kolejne wymiary? Czy może wszystkie wydarzenia musiały mieć miejsce, bo istnieje jedna pętla czasowa? I wreszcie, czy czas, aby na pewno jest względny?
Pytania o naturę czasu to nie wszystko. Trzeba będzie się zmierzyć również z konsekwencjami niekontrolowanych przeskoków. Jaka jest naczelna zasada podróżowania w czasie? Otóż to! Nie możemy wpaść na samych siebie, gdyż może się to okazać brzemienne w skutkach. Pytanie, dla której wersji nas? Może chodzi po prostu o refleksję wynikającą z konfrontacji? Zawiedzione oczekiwania?
Konflikt pokoleń?
„Efekt motyla” to nie tylko zgrabna alegoria. Jest to przede wszystkim początek dyskusji czy wpływanie na przyszłość lub teraźniejszość, poprzez cofanie się do tego, co było można nazwać moralnym? Czwarta część historii o „papierowych dziewczynach” pokazuje ten problem z perspektywy międzypokoleniowego sporu o zmiany. Młodzi chcą modyfikować rzeczywistość, starzy boją się utraty stabilizacji. Modernizm kontra fundamentalizm, a pamiętajmy, że nadal mowa jest o komiksie dla młodzieży. Uważam, że wszystkie metafory zawarte w tej opowieści są ogromnym plusem i niejako nawiązują też do tego, że główne postaci stają się, coraz bardziej dojrzałe.
Były pytania, są odpowiedzi
Zeszyt czwarty zostawi nas z naręczem egzystencjalnych konstatacji, ale też sporo się wyjaśni. Konkrety wypluwane z pasją i zaangażowaniem mogą być nie lada zaskoczeniem. Zarówno dla nas, jak i protagonistek. Oczywiście można odnieść wrażenie, że wszystko jest zbyt proste. Na szczęście w momencie, kiedy ów wrażenie zacznie stawać się nieprzyjemne, nastąpi KABOOM! Znowu trzeba będzie zebrać szczękę z podłogi i popędzić wraz z fabułą w nieznane.
Ekipa nadal w formie
Czerwień i granat dominują. Przetykane pastelami, lecz nadal mocne i kontrastowe połączenie, które idealnie oddaje mrok epoki, a raczej wizji tejże, jaką miała większość społeczeństwa przed wybiciem północy w 1999 roku.
Jest tu wiele klasycznych obrazów lub jak kto woli, klisz. Chociażby walka wielkich robotów i nastrojowe zbliżenia mające na celu pokazanie skrajnych emocji lub pozornie nieważnych elementów, które później okażą się istotne. Wszystko to znamy, z całego cyklu oraz innych dzieł popkultury. Ciekawe jest wykorzystanie wielu perspektyw do uwypuklenia charakteru danej sceny. Według mnie majstersztyk.
Nie mam oporów, by mówić o Paper Girls jak o komiksie ponadczasowym – dosłownie i w przenośni.
To ja jestem ewangelistką „Paper Girls”. Mega mi się podobało. A! No i też lubię disneje i inne stare wary, więc mnie to dyskwalifikuje jako obiektywnego odbiorcę…
czytałem wszystkie, marność to nad marnościami. No ale jak ktoś lubi disneje i inne stare wary to dla niego taki suchar jest ponadczasowy…
A to co trzeba lubić, żeby ten komiks się podobał? Artystyczne i wysublimowane kino nowozelandzkie? Współczesne dzieła często korzystają z dobrodziejstwa popkultury i ja nie widzę w tym problemu… Ale są ludzie, którzy zawsze uznają, że jeśli coś nie jest wykręcone w kosmos to jest „nudne”.
Może i hype na tę serię był spory, ale w sumie, czy to źle? Niech się ludzie cieszą czym chcą. Ja bym się nie napinał. Graficznie jest to praca ładna. Fabularnie bywa naiwna, zwłaszcza ten konkretny zeszyt.