Site icon Ostatnia Tawerna

„Player One” po raz drugi. Baśń czy bajka, czyli nie-czytelnik ocenia krótką podróż do przyszłości w filmie Spielberga

Player one wciąż znajduje się w repertuarach kinowych. Czy warto pędzić na seans? Najnowsze dzieło Stevena Spielberga można różnie oceniać, także jako zwykłą bajkę z  bezpośrednim morałem. Jednak pewna osoba zwróciła mi uwagę, że dydaktyzm i motyw zwycięstwa dobra nad złem są cechami charakterystycznymi baśni. Co więc obejrzałem? 

VR

Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, bo w roku 2045. Świat przeżył kilka katastrof, obracamy się więc w klimacie lekkiego postapo, w którym ludzie chcąc wybić się ponad wszechogarniającą i przygniatającą beznadziejność, uciekają w świat wirtualnej gry, czyli Oasis. Fabuła kręci się wokół Wade’a Wattsa, który – co sam stwierdza– został nazwany jak przystało na superbohatera (Peter Parker, Bruce Banner, W-W). Jednak nie zauważyłem w tej postaci niczego szczególnego, co z jednej strony może być zaletą (w takich czasach dobrze jest nie rzucać się w oczy), z drugiej jeśli chodzi o głównego protagonistę – jest sporym niedociągnięciem.

Impulsem do zawiązania się akcji staje się śmierć twórcy Oasis. Z tej „okazji” ogłoszone zostaje polowanie na Easter egga. Jego szczęśliwy znalazca odziedziczy fortunę i prawa do wirtualnego świata, przypominającego Second Life bardziej niż jakiekolwiek MMORPG. Bohater oczywiście spotka na swojej drodze KILKU przyjaciół (w tym obowiązkową rudowłosą piękność), przeżyje wiele niepowodzeń i rozwiązując ogrom problemów, pokaże całemu światu, ile może osiągnąć nieznany nikomu człowiek „wyciągnięty” dosłownie z znikąd (oczywiście, o ile jego serce jest krystalicznie czyste). W bohaterach bardzo brakowało mi wyrazistości i punktu zaczepienia, dzięki któremu mógłbym się z nimi identyfikować. Tutaj wszystko jest po prostu stereotypowe. Szkoda.

Kadr z filmu „Player One”

Światła, błyski, wodotryski

Ze strony technicznej film został zrealizowany naprawdę dobrze. Ujęcia oraz efekty specjalne potrafią zrobić wrażenie nawet na malkontentach. Już na pierwszy rzut oka widać, że właśnie na tych elementach najbardziej się skupiono i wydano na nie bardzo dużo zielonych dolarów. Player One w każdej minucie bazuje na robieniu wrażenia. Ekran pęka w szwach od animacji. Jeśli ktoś jest fanem tego typu produkcji, będzie zachwycony. Natomiast ścieżka dźwiękowa okazała się na bardzo wysokim poziomie. Gdy tylko usłyszałem Van Halena – od razu zostałem kupiony.  Znalazły się tam także inne, mniej lub bardziej znane, motywy muzyczne. Ktokolwiek odpowiadał za tę część pracy, wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze.

Hans Christian Spielberg

Po głębszym zastanowieniu muszę przyznać, że ten film to tak naprawdę bajka. Bardzo dobrze zrealizowana, niewątpliwie bardzo droga, ale historia w niej opowiedziana jest zbyt prosta. Sami twórcy upewniając się, iż każdy zrozumie przesłanie produkcji, wypisując je pogrubioną czcionką w rozmiarze „72”. Mam wrażenie, że gra aktorska ani nie pomaga, ani nie przeszkadza. Tydzień po seansie będę pamiętał tylko o głównym antagoniście i jego współpracowniku, który może w końcu znajdzie chwilę na wizytę u fizjoterapeuty. Player One przypomina mi skrzyżowanie Strażników galaktyki z Wielką szóstką. W toku akcji zmierza jednak w stronę Małych Agentów w 3D. Miałem nadzieję na fajnego twista, na zdradę, zawiść, ogień w oczach. Po prostu na emocje.

Gdyby film pozbawić tej niesamowicie bajeranckiej otoczki, sama historia nie obroniłaby się niczym. Wszystko to już widzieliśmy. „Czybernaście” razy. Boli mnie także brak logiki w poczynaniach poszczególnych frakcji. Jak to możliwe, że straszliwe IOI nie zorientowało się, iż jeden z ich graczy robi im krecią robotę ? Dlaczego to samo IOI, które proponuje głównemu bohaterowi królewskie warunki, swoich graczy traktuje jak First Order Stormtrooperów? Do tego mając tak ogromne środki, nie zainwestowali w topowych graczy, dając im do tego odpowiednie warunki. Dziwnie brzmiały dla mnie także słowa o tym, w jakiej beznadziei przyszło żyć bohaterom. Tymczasem na ekranie nie zostało to ukazane praktycznie w żaden sposób . Podobne slumsy istnieją w każdej metropolii, nie był to świat rodem z Fallouta, tylko raczej przedmieścia Rio de Janeiro. Mniejsze lub większe absurdy mógłbym jeszcze długo wypisywać. Szkoda czasu.

Kadr z filmu „Player One”

Nie o to chodzi, by złapać króliczka

Głównym motywem filmu jest poszukiwanie Easter egga, więc osobny akapit postanowiłem poświęcić odniesieniom do pop-kultury. Fabuła jest na nich bardzo mocno oparta, twórcy postanowili wstawić jedno lub dwa… albo też sto siedemdziesiąt trzy odwołania. Stalowy gigant, święty granat ręczny czy Tracer z Overwatcha to tylko wierzchołek góry lodowej. Można się spierać, czy takie nagromadzenie motywów okazuje się dobre czy złe. Wielokrotnie reagowałem na nie uśmiechem, ale wydaje mi się, że niektóre odniesienia można było wykorzystać nieco mocniej. Tak naprawdę porządnie wyeksploatowano tylko nawiązanie do Lśnienia i w tym wypadku jestem naprawdę ciekaw, czy pisał to inny scenarzysta? Może wystarczyłoby dać mu nieco więcej swobody, by powstało coś naprawdę interesującego? Oczywiście możecie twierdzić, że to naprawdę przyjemne kino familijne. Ale ja zapytam: i co z tego ?

Choć jako widz zostałem skazany na polski dubbing, to muszę przyznać, że jego wykonanie specjalnie mi nie przeszkadzało, ale zastanawiałem się, jak Player One brzmiałby w oryginalnej wersji językowej.

Myślę, że obejrzałem właśnie współczesną filmową baśń, która starała się przekazać pewne uniwersalne prawdy, także przy pomocy mnogich odwołań popkulturowych. Dobro zwycięża zło, animacja ożywia nieożywione, mamy akcję i morał, którego nikt nie przytacza wprost, lecz staje się on trudny do przeoczenia. Przeglądając komentarze po seansie widzę, że nastoletniej części społeczności widowisko przypadło do gustu, co trzeba odnotować i wyraźnie podkreślić jako sukces produkcji.  Jeśli szukacie krótkiego i niezobowiązującego filmu familijnego na niedzielne popołudnie z rodziną, to serdecznie zapraszam do kin, póki jeszcze jest w nich grany, ale jeżeli oczekiwaliście czegoś więcej, to powiem wam… Jump!

 

Nasza ocena: 7,2/10

To film na niedzielne popołudnie z rodziną.

FABUŁA: 6/10
BOHATEROWIE: 6/10
OPRAWA WIZUALNA: 8/10
OPRAWA DŹWIĘKOWA: 9/10
Exit mobile version