Site icon Ostatnia Tawerna

Plastikowe żołnierzyki dla dużych chłopców – „Lord of the Rings / The Hobbit Strategy Battle Game”

Rekonstrukcje epickich bitew przy użyciu ołowianych żołnierzy kojarzą się raczej z zamierzchłymi czasami i wydawać by się mogło, że era komputerów zabiła to hobby. Otóż nic bardziej mylnego. Brytyjska firma Games Workshop, potentat branży gier bitewnych, ma setki tysięcy odbiorców na całym świecie, a modele przez nią produkowane są małymi arcydziełami. Dają graczom i kolekcjonerom tworzywo do wirtuozerskich wręcz popisów malarskich, które zachwycają i wprawiają w osłupienie, o czym przekonacie się w dalszej części artykułu.

„Slay them all!” – Witch King

Gry bitewne to systemy, w których gracze przy użyciu modeli odzwierciedlających konkretne jednostki czy bohaterów toczą potyczki, bitwy, a czasami nawet całe wojny. Sztandarowy system stworzony przez GW to co prawda Warhammer 40K, ale Władca Pierścieni,  a raczej jego sukcesor Hobbit, okazał się w Polsce bardzo popularny.

Każda jednostka, którą gracz wprowadza na pole bitwy, jest scharakteryzowana szeregiem statystyk, takich jak: Walka, Siła, Obrona, Atak, Żywotność i Męstwo. Ponadto dowódcy  i bohaterowie dysponują punktami Potęgi, Woli i Losu. Odzwierciedlają one potencjał bojowy danej jednostki. Przykładowo: szeregowy Wojownik z Minas Tirith posiada statystki: W: 3/4+, S: 3, O: 5, A: 1, Ż: 1, M: 3, a koszt jego wprowadzenia na pole walki wynosi 7 punktów. Dla porównania Troll z Mordoru ma potencjał na poziomie:  W: 7/5+, S: 7, O: 7, A: 3, Ż: 3, M: 3, a ponadto zasady specjalne, pozwalające mu na miotanie głazami oraz zmuszające każdego oponenta, który chciałby go zaatakować, do zdania testu męstwa (co odzwierciedla fakt, że mało kto przy zdrowych zmysłach bez strachu rzuciłby się z mieczykiem na potężnego stwora, będącego w stanie jednym uderzeniem młota zostawić z delikwenta mokrą plamę). Jednakże jego koszt wprowadzenia do walki to aż 100 punktów. Armie budowane są w przyjętym przez graczy zakresie punktowym (np. do 1000 punktów), w ramach którego komponują oni swoje oddziały, dobierając jednostki z wachlarza dostępnego dla danej frakcji. A do wyboru mamy praktycznie wszystkie rasy i nacje, przedstawione w ekranizacji Petera Jacksona.

Źródło: The Lord of the Rings Strategy Battle Game Rulebook 4th Edition, Games Workshop, s. 125

Tocząc rozgrywkę, przesuwamy swoje modele po polu bitwy, czyli planszy 4×4 bądź 4×6 stóp (około 120×120/120×180 centymetrów), a jej powierzchnię stanowi zwykle makieta, odzwierciedlająca jakiś region Śródziemia: spopielone ziemie Mordoru, stepy Rohanu czy zrujnowane Osgiliath – ogranicza nas tylko wyobraźnia, gdyż liczba scenerii przedstawionych we Władcy Pierścieni jest, jak sami wiecie, ogromna. Modele przesuwają się w dowolnym kierunku na odległość dopuszczalną przez jej statystyki (przeciętny piechur może przejść w jednej turze 14 centymetrów). Oznacza to, że nieodłącznym kompanem każdego generała jest miarka w dowolnej postaci – centymetrowa lub calowa. Oraz kostki D6. Dużo kostek. Walki, strzelanie, używanie magii i wykorzystywanie wszelkich pozostałych zasad wymaga wyrzucenia odpowiedniej ilości oczek. Tak więc szczęście też ma swoje (czasami niebagatelne) znaczenie. Ale w tym przypadku przeważnie sprzyja ono lepszym.

„Always remembah ta thin ya paints n’ get a nice, fine tip on ya brush!” ~ Duncan, Lord of Brushes, God of Painters, Protector of Two Thin Coats

Oprócz tego, że w bitewniaki się gra, modele do nich się kolekcjonuje. I maluje. A uwierzcie mi, moi mili, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Standardowa figurka do Władcy Pierścieni osadzona jest na 25 milimetrowej podstawce i ma jakieś 3,5 centymetrów „wzrostu”. Jest więc malutka, i to bardzo. Ale cierpliwość, praktyka i bezcenne rady Lorda Duncana, prowadzącego porady dla malarzy w Warhammer TV, dają efekty zwalające z nóg. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia laureatów nagrody Golden Deamon, niezwykle prestiżowego trofeum dla malarzy, o które walczą oni każdego roku.

Źródło: golden-demon.com

Gdzie GW nie może, tam Green Stuff’a pośle

Zapytajcie dowolnego gracza LoTR SBG, jaki jest największy mankament systemu, a każdy odpowie to samo – za mały wybór modeli! Niestety nie da się zaprzeczyć, że w porównaniu z Warhammerem, oferującym niezliczoną liczbę modeli, które można złożyć na setki sposobów, Władca Pierścieni potraktowany został przez swoich twórców po macoszemu. Liczba różnych wersji poszczególnych jednostek jest dość ograniczona, a posiadanie w swojej armii dziesięciu identycznych wojowników nie każdemu się podoba. Ale od czego mamy Green Stuff!

Popularny GS to dwuskładnikowe „narzędzie w tubce”, podobne trochę do Poxipolu. Po zmieszaniu niebieskiej i żółtej substancji, otrzymujemy zieloną plastelinę, która daje się modelować, można w niej rzeźbić, a po jakimś czasie staje się bardzo twarda. Konwertowanie modeli to kolejny element bitewniakowego hobby. Nie podoba ci się dany model? Utnij rękę, utnij nogę, zmień pozę, wymień broń, dorób pancerz – możliwości, jakie daje Green Stuff, są wręcz nieograniczone. Poniżej możecie zobaczyć kilka konwersji, które dla was wybrałem.

Shut up and take my money!

Hobby związane z grami bitewnymi, to fantastyczna zabawa, która potrafi wciągnąć. I wywołać niemały wir w portfelu. Co tu dużo mówić, figurki są drogie jak diabli. Złożenie podstawowej armii to wydatek rzędu kilkuset polskich złotych. Ceny jednego modelu wahają się od kilku do kilkudziesięciu funtów, a w niektórych przypadkach nawet kilkuset funtów. Do tego istnieje pula modeli, które zostały wycofane z produkcji i są swoistymi „białymi krukami”. Nie dość, że okazują się ciężko dostępne, to potrafią osiągać ceny wywołujące zawrót głowy. Mimo to, legenda głosi, że ktoś pomalował wszystkie swoje modele, zanim kupił nowe. Ale jak do tej pory nikomu nie udało się zaobserwować takiego zjawiska.

Źródło: lighteffect.net

Źródło: 3.bp.blogspot.com

Źródło: photobucket.com

Exit mobile version