Site icon Ostatnia Tawerna

„Planeta Lema. Felietony ponadczasowe”

Jerzy Jarzębski wspomina, że wielu czytelników zna tylko jedno oblicze Stanisława Lema: oblicze fantasty, literata, genialnego rodzimego twórcy science fiction. I nie ujmując niczego Lemowi-beletryście, jest to jednak obraz wybrakowany.

Rzeczywiście dopiero lektura publicystyki tego pisarza pozwala właściwie spojrzeć na wszechstronność jego osoby, na liczne zainteresowania, na celne przemyślenia dotyczące najróżniejszych dziedzin życia. Felietony ponadczasowe stopniowo odsłaniają przed czytelnikiem tę wielowymiarowość sylwetki Lema. Zaczynają od dość chłodnych rozważań na temat literatury – konkretnie od omówienia Dżumy i Upadku Alberta Camusa – by później przejść do innych związanych z kulturą, nauką i polityką czy wreszcie dotyczących osobistych wspomnień czy przeżyć. Zresztą klasyfikacja i pogrupowanie tych felietonów z pewnością nie należą do łatwych zadań, ponieważ wymienione przeze mnie tematy często przeplatają się w ramach pojedynczego tekstu. Przyznam też szczerze, że ów pierwszy felieton, zatytułowany Mówi głos w ciemności, trochę odstrasza czytelnika właśnie oschłym tonem. Musiał jednak trafić na początek, gdyż teksty w poszczególnych działach uporządkowano chronologicznie; dalej natomiast Lem przemawia do czytelnika jak zwykle z dużą swadą, nie stroniąc od żartów, choć niekiedy uderzając (niebezzasadnie) w poważniejsze tony.

Książka porusza tak szeroki wachlarz zagadnień, że przystępując do jakiegokolwiek jej omówienia, trochę trudno zdecydować, na czym się skupić. Dział o kulturze był mi bardzo bliski tematycznie, również dlatego, że Lem pisał po części o autorach, których sama cenię, na przykład o Dostojewskim i Miłoszu. Nie skupiał się przy tym na „szkolnej” analizie wybranych dzieł, lecz raczej na konkretnych zagadnieniach, a w przypadku polskiego poety także na ich prywatnej relacji. Miał też wiele ciekawych przemyśleń literaturoznawczych i nie wahał się nimi podzielić. Jednak lwia część tomu – co zapewne nikogo nie zdziwi – poświęcona jest nauce. Niektóre z tych felietonów mają dziś wartość również historyczną, na przykład omówienie, w jaki sposób doszło do stworzenia pierwszej bomby atomowej i jak wiele zależało tutaj od sytuacji polityczno-ideologicznej. Dość często przewija się temat ludzkiego genomu, jego odkodowania i potencjalnych możliwości, jakie zdobyliby w ten sposób badacze; tu szczególnie ujął mnie felieton, w którym Lem odwołał się do wiedzy językoznawczej i użył jej do omówienia funkcji i sposobu działania genów. Jeśli idzie o jego komentarze do bieżących wydarzeń i przyszłości, widać, że od pewnego momentu wyobraźnię Lema opanowała groźba terroryzmu. Felietony pozwalają wrócić pamięcią chociażby do zamachu na World Trade Center, przypomnieć sobie, jak bardzo wstrząsnął on wtedy światem; ale dotknął też ludzi jednostkowo, nawet jeśli pośrednio, o czym świadczą gorzkie refleksje polskiego pisarza. Drugim jego dużym zmartwieniem – choć nie tak dużym, jak właśnie uprawiany przez islamskich ekstremistów terroryzm – była osoba Wladimira Putina, przyszłość Rosji i jej wpływ na Polskę.

Teksty publicystyczne, zwłaszcza felietony, zawsze kryją w sobie pewien osobisty pierwiastek, którego trudniej doszukać się w beletrystyce. Twórcy literatury chowają się za licznymi, często kunsztownie skonstruowanymi maskami: narratora, postaci czy nawet świata przedstawionego. W dodatku poglądy przedstawione w powieści czy opowiadaniu niekoniecznie są tożsame z poglądami samego autora, mogą stanowić swego rodzaju studium przypadku. Tymczasem w publicystyce o podobną zasłonę trudniej; zza felietonów wygląda na czytelnika Lem taki, jaki był; nawet jeśli do pewnego stopnia kreowany (choć wątpię), to jednak prawdziwszy. Pozwala poznać czytelnikowi swoje poglądy i pasje; opowiada, często w formie anegdotycznej, o różnych wydarzeniach z życia, a także o innych ludziach, którzy stanęli na jego drodze: w Felietonach ponadczasowych znajdziemy wzmianki o Jerzym Giedroyciu, Jerzym Turowiczu, Mieczysławie Choynowskim czy Karolu Wojtyle. Da się poczuć – zwłaszcza w tekstach sprzed 1989 roku – specyficzną atmosferę PRL-u, znajdą się nawet (nieliczne) wzmianki o Lwowie sprzed przymusowej repatriacji.

Zaskakuje, choć pewnie nie powinna, niesamowita przenikliwość polskiego pisarza. To, że umiał trafnie przewidywać rozwój technologiczny nie stanowi żadnej tajemnicy; nie na darmo określa się go mianem „futurologa” (które to miano, należy dodać, nieodmiennie go dziwiło, a może nawet bawiło). Jednak większe wrażenie wywarł na mnie fakt, że prawie bez pudła przewidywał nastroje społeczne i polityczne. Nawet to, co dzieje się dziś – jedenaście lat po śmierci Lema – było przezeń w jakiś sposób sygnalizowane, choć bez konkretnego umiejscawiania w czasie. Jednocześnie urzeka szczerość autora, uczciwość wobec siebie i czytelników. Lem nie owija w bawełnę, nie lukruje, mówi wprost, choć niekiedy gorzko; pozostaje wierny sam sobie. Szkoda, że nie ma go już wśród nas.

Bardzo dobrze, że zaraz po antologii Fantastyczny Lem Wydawnictwo Literackie wypuściło na rynek właśnie taki obszerny zbiór felietonów tegoż autora. Zgadzam się z opinią Jerzego Jarzębskiego, że publicystykę Lema trzeba czytać równolegle z beletrystyką. A raczej: warto przeczytać jedno i drugie, w dowolnej już kolejności, po prostu dla pełniejszego wyobrażenia tak o samym autorze, jak i o jego twórczości. W końcu trudno nie traktować Lema jako pewnego fenomenu; to nasz bodaj najbardziej znany za granicą autor. A przynajmniej za każdym razem, kiedy ja rozmawiam z fanami fantastyki z innych krajów, to właśnie jego nazwisko pada z ich ust jako pierwsze.

Exit mobile version