Książki z gatunku young adult podbijają serca fanów, niejednokrotnie błyskawicznie lądując na szczytach list bestsellerów i to pomimo tego, że często opierają się na schematycznych rozwiązaniach oraz wtórnych szablonach. Jest wiele autorek, których niezaprzeczalny fenomen możemy od pewnego czasu obserwować – z jednej strony szturmem podbijają serca fanów, gotowych wskoczyć za nimi w ogień, z drugiej jednak znajduje się równie liczne grono osób, podkładających pod nimi płomień.
Przepraszam, a o kim w ogóle mowa?
Zapewne wielu naszych czytelników miało w rękach książki jednej z najbardziej poczytnych autorek literatury młodzieżowej. Podejrzewam również, że jest tutaj całkiem spore grono osób, które na lekturę się nie skusiły, pomimo tego słyszały jednak o naszej dzisiejszej bohaterce. Judith A. Rumelt, szerzej znana jako Cassandra Clare, to urodzona w 1973 roku, w Teheranie pisarka. Ma na swoim koncie świetnie sprzedający się cykl Dary Anioła (pierwszy tom, Miasto Kości, w 2007 roku trafił na ósme miejsce listy bestsellerów „New York Timesa”, w kategorii książki dziecięce) oraz kilka innych, związanych ze światem Nocnych Łowców, serie – Piekielne Maszyny oraz Mroczne Intrygi.
Sporą część jej młodości stanowią podróże – wraz z rodziną zwiedziła kawałek świata, a zanim skończyła dziesięć lat mieszkała już we Francji, Anglii oraz Szwajcarii. Jako niemowlak spędziła również miesiąc życia w plecaku ojca, podczas podróży przez Himalaje. Z powodu przeprowadzek szybko zaprzyjaźniła się z… książkami. Po szkole pracowała w kilku czasopismach rozrywkowych i różnych tabloidach. Autorką na pełen etat została w 2006 roku i, jak sama utrzymuje, ma nadzieję, że nie będzie musiała wrócić do pisania o Paris Hilton. Sądzę, że fani również nie życzą jej takiego obrotu spraw.
No dobrze, ale o co ten cały szum?
Swoją przygodę z twórczością Cassandry Clare zaczęłam, dobiegając już końca drugiej dekady życia, a właściwie prawie na pewno mając za sobą magiczną granicę, której przekroczenie odebrało mi prawo nazywania się nastolatką. Zatem, zdaniem większości, bezsprzecznie byłam już w wieku nieodpowiednim do czytania literatury młodzieżowej. Tak się jednak składa, że ten fakt jeszcze wtedy do mnie nie dotarł (tak między nami, to do tej pory tego nie zrobił), siłą rzeczy nie pomyślałam zatem, że moja fascynacja zarówno książkami z gatunku paranormal romance, jak i tymi napisanymi z myślą o, bądź co bądź, młodszym czytelniku jest nie na miejscu. Wręcz przeciwnie, w tego typu literaturze odnajdywałam (i wciąż to robię) całkiem sporą dawkę przyjemności. Takie, wiecie… guilty pleasure, które ukrywałam, by jak najmniej osób o tym wiedziało.
Ze sporą dawką solidnie skrywanego przed światem entuzjazmu sięgnęłam więc po polecaną przez znajomą serię Dary Anioła. Obiecano mi wampiry, wilkołaki, faerie oraz nastoletnich bohaterów, którzy muszą zmierzyć się nie tylko z masą problemów typowych dla osób w ich wieku, ale również ze zbliżającym się zagrożeniem, które mogło przynieść koniec znanego im świata. Fabuła nie zapowiadała się szczególnie ambitnie – oto Clary Fray, pozornie zwykła nastolatka, odkrywa, że tak naprawdę należy do rasy Nocnych Łowców. Istot będących potomkami aniołów i mających za zadanie chronić zwykłych, niczego nieświadomych śmiertelników przed zagrożeniami ze strony demonów oraz innych potworów, w których menu często znajduje się ludzina. Oczywiście okazuje się, że ktoś musi uratować świat, więc Clary i jej znajomi zgłaszają się na ochotników. Po drodze, jak to zwykle bywa, znajdując miłość.
Całe szczęście, że mój dealer niewysublimowanej literatury bez mrugnięcia okiem pożyczał mi kolejne tomy Darów Anioła oraz Piekielnych Maszyn. O ile jednak pierwsza seria wciągnęła mnie, o tyle druga okazała się już znacznie mniej angażująca. Zrzucam to w dużej mierze na czasy i miejsce akcji – Anglia z epoki wiktoriańskiej nie jest tym, co tygryski (znaczy: ja) lubią najbardziej. Z ostrożnym optymizmem i sporą dawką ciekawości podchodzę zatem do wydawanej aktualnie serii Mroczne Intrygi, ponownie przenoszącej nas do współczesności (pięć lat po wydarzeniach z szóstego tomu Darów Anioła), ukazując nam alternatywną wersję Los Angeles, gdzie po ulicach poruszają się nie tylko zwykli ludzie, ale też Nocni Łowcy, którzy ponownie stają twarzą w twarz z poważnymi problemami.
No więc, co w tym tak wciąga?
Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka oczywista, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza że na pierwszy rzut oka książka nie wzbudzała zainteresowania – właściwie żadne z polskich wydań nie porwało mnie swoją szatą graficzną. Przynajmniej do niedawna, Wydawnictwo MAG pokusiło się bowiem o wydanie pierwszych trzech tomów Darów Anioła w twardej okładce i muszę przyznać, że dopiero te wzbudziły we mnie chęć ich posiadania. Skoro więc nie wygląd odpowiada za popularność powieści autorki, to co? Wszystko wskazuje na to, że jest to ich… treść. Proszę mi się tutaj nie łapać za głowę i nie udawać świętego oburzenia, że niby literatura dla nastolatków żadnej nie ma, bo każde tomiszcze ma przynajmniej czterysta stron literek.
No dobrze, dowiedzieliśmy się, że odpowiedź na pytanie, skąd bierze się fenomen autorki nie jest oczywista, pora zatem ustalić, co składa się na popularność Clare. Jak na Kapitana Oczywistość™ przystało, stwierdzę, że to bez wątpienia wiele elementów, a my doszliśmy do momentu, w którym warto podkreślić, że nie są to składniki działające w przypadku każdego czytelnika. Na jednych działają jak magnes, podbijając ich serca samym pomysłem, podczas gdy innych odrzucą i sprawią, że ci już nigdy nie sięgną po prozę danego autora. Pamiętajmy jednak o tym, że odbiorcą książek tej konkretnej autorki są głównie nastolatki, a to dokładnie ten etap w życiu, kiedy śmiało można powtórzyć za jednym z bohaterów Darów…, że „kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym”, mając przy tym nadzieję, że pojawi się ktoś, kto nas z tego przeświadczenia wyciągnie za uszy.
Clare potrafiła stworzyć bohaterów, których los zainteresował mnie na tyle, że przebrnęłam przez wszystkie sześć tomów Darów Anioła i trzy powieści składające się na cykl Piekielne Maszyny. Co ciekawe, nie czuję przy tym, by było to poświęcenie równe ponoszonemu przy zapoznawaniu się ze Zmierzchem czy inną literaturą tego pokroju. Relacje między postaciami w obu tych cyklach są dynamiczne, a autorka śmiało wprowadzała wydarzenia, zmieniające znany nam stan rzeczy. W efekcie nie tylko bez trudu pamiętam imiona poszczególnych bohaterów, łączące ich związki i to jak ewoluowały one w czasie, ale wyrobiłam sobie własną opinię o poszczególnych postaciach – dość szybko określiłam, kogo lubię, kto mnie irytuje, a komu najchętniej przegryzłabym tętnicę szyjną.
Nie zawsze jest jednak tak pięknie
Znacznie gorzej jest jednak z fabułą, ta bowiem angażowała na tyle, żebym z zapartym tchem przerzucała kartki, by dowiedzieć się, co stanie się dalej, może nawet zarwałam w tym celu noc czy dwie. Mimo to po pewnym czasie miałam pewne problemy z przypomnieniem sobie kluczowych wydarzeń i ich kolejności, zwłaszcza gdy okres pomiędzy przeczytaniem kolejnych książek okazywał się zbyt długi. Z tego powodu polecam pochłonąć wszystkie tomy jednym ciągiem, wtedy zniweluje się efekt „wietrzenia pamięci”, dość naturalny przy takim nagromadzeniu akcji. Styl autorki jest raczej przeciętny, jej warsztat przyzwoity, a humor pojawiający się w jej powieściach w większości trafi do czytelnika – momentami może wydać się nieco niedojrzały i dziecinny, znajdzie się jednak kilka perełek i ciętych ripost, wywołujących uśmiech na naszych ustach, bawiąc i poprawiając nastrój.
Nie będę też ukrywać, że Clare bazuje na kilku znanych motywach, niezwykle często wykorzystywanych w literaturze dla nastolatków. Zaczynając od motywu bohaterki znajdującej się w okolicznościach dla niej obcych i postawionej przed koniecznością poradzenia sobie z nimi, przy czym oczywiście musi się okazać, że jest o wiele mniej zwyczajna i przeciętna niż do tej pory sądziła. Jej pomoc okazuje się również niezbędna do tego, by powstrzymać jakieś zagrożenie lub rozwiązać zagadkę. Nie zapominajmy też o obowiązkowym trójkącie emocjonalnym, będącym udziałem bohaterów, skomplikowanych relacjach rodzinnych, a nawet wątku „zakazanej miłości” między parą głównych postaci. Złośliwi powiedzieliby, że po przeczytaniu jednej serii autorki znamy już wszystkie.
Jednak czy ja jestem aż tak złośliwa?
Zdecydowanie nie. Książki Clare bez trudu trafiają w mój gust i to nie tylko postaciami, ale też miejscem akcji (uwielbiam, gdy wydarzenia dzieją się w świecie „równoległym” do naszego, będącym jakimś jego aspektem, do którego dostęp mają wyłącznie wybrani). Całość daje całkiem przyjemną mieszankę, stanowiącą dobre źródło rozrywki na długie, jesienne wieczory, a na to nikt nigdy nie był za stary. Czym więc autorka podbiła serca czytelników? Na pewno wykreowaniem rozbudowanego uniwersum, które rozrasta się z książki na książkę, oraz postaciami, dającymi się lubić.