Dawno nie posiadałem książki, za którą tęskniłbym w pracy, nie mogąc doczekać się aż do niej wrócę. Podczas lektury, którą musiałem nieraz odłożyć, by ochłonąć i wziąć kilka głębszych wdechów z cichutkim wow. Która w końcu zmusiła mnie do szukania szczęki na podłodze. Panie i panowie, mistrz gatunku wraca na piedestał!
Wychodzimy z podziemi
Dmitry Głuchowski jest autorem, którego nikomu przedstawiać raczej nie trzeba. Utytułowany i utalentowany pisarz spłodził swe kolejne dziecko, zgoła inne niż te dotąd, lecz bynajmniej nie gorsze.
Tym razem autor roztacza przed czytelnikiem wizję zniszczonej Rosji, nie wyjaśnia jednak wskutek czego. Posługuje się jedynie tajemniczym określeniem „Rozpad”. Faktem pozostaje, że ziemia została skażona i nie nadaje się do uprawy czegokolwiek. Placówki rozsiane po upadłym kraju zdane są na dostawy żywości ze stolicy.
Śladami protagonistów trafiamy do jednej z takich twierdz, mieszczącej się w Jarosławiu, gdzie mieszka grupka ocalałych osłaniana przez zbrojny garnizon. Tenże garnizon ma za zadanie strzec mostu kolejowego nad Wołgą, a raczej czymś, co kiedyś było Wołgą. Aktualnie bowiem jest to zielony, toksyczny ściek, spowity trującym oparem, który skutecznie odgradza Placówkę od tego, co pozostało po tamtej stronie. Przez pewien czas życie jakoś toczyło się za murami Placówki. Garnizon nie był niepokojony. Aż do momentu gdy przez most i przez zieloną mgłę przybywa człowiek. Żywy człowiek… Od tej chwili nic nie pozostaje takie samo i nic nie będzie takim, jakim się wydawało.
Tamta strona
Przybycie żywej osoby zza mostu jest początkowo jak fatamorgana. Nikt nie dopuszczał do siebie faktu, że po drugiej stronie coś mogło przetrwać. Wydarzeniu towarzyszy aura tajemniczości i zagadki. A także strachu. Wielkiego, panicznego strachu przed tamtą stroną. Mieszkańcy Placówki czują, że czai się tam niewysłowiona groza, która wkrótce ich pochłonie.
Odczucia te mocno udzielają się również czytelnikowi. Autor koncertowo wprowadza w ciężki, mroczny i ponury nastrój. Narrator prowadzi przez wydarzenia, jak błędny ognik przez nawiedzone bagno, gdzie jeden nieuważny krok może być ostatnim. Klimat powieści jest wręcz rewelacyjny. Trzyma w napięciu od samego początku aż do końca. Czytając, można się przestraszyć, można się zaskoczyć. Można także poczuć empatię czy nienawiść. Dzięki temu, że Głuchowski pisze w czasie teraźniejszym, akcja jest wartka, fabuła ucieka na błyskawicznie przewracanych stronach. Ta ostatnia nie pozwala się od siebie oderwać, ani o sobie zapomnieć. Nawet między rozdziałami ciężko przestać czytać, bowiem wydarzenia urywane są w takich momentach, że natychmiast chcemy wiedzieć co będzie dalej. Trójosobowa narracja nie utrudnia odbioru. Każda z tych pomniejszych historii sama w sobie jest zajmująca, a gdy zaczynają się one zazębiać ze sobą robi się jeszcze ciekawiej. Wszystkie rozdziały czyta się z równą przyjemnością.
Krócej, lecz treściwiej
W powieści Outpost mamy zaledwie kilku głównych bohaterów. Ich perspektywy przeplatają się przez dziesięć dużych rozdziałów. Wątków znajdujemy zdecydowanie mniej niż w serii Metro, całość powieści jest także skromniejsza oraz bardziej jednolita. Pozwala lepiej skoncentrować się na akcji. Sprawia również wrażenie opowieści doroślejszej niż ta znana z Metra. W miejsce filozoficznej odysei mamy brutalny, ponury motyw z opisami ograniczonymi do minimum. Liczy się pomysł na opowieść, prowadzenie przez wydarzenia i charaktery postaci. Powieść czyta się zdecydowanie lepiej niż Metro. Bardzo szybko, a co za tym idzie nie sposób przerwać lektury. Mimo, że założenie jest podobne jak w Metrze, to jednak coś innego. Autor nie wynalazł koła na nowo, Outpost ma pomysł na siebie i stanowi świetny wstęp do nowej serii. Moim zdaniem przebija ono dotychczasowe dokonania Rosjanina. Dotąd podobne wrażenie wywarł na mnie jedynie Wroczek i jego Piter, gdzie nie byłem w ogóle znużony lekturą i nawet po wielu stronach nie miałem dość i chciałem więcej.
Będzie dycha?
Opowieść i jej poprowadzenie to największe atuty tego dzieła. Niewiele mu brakuje, by być ideałem. Moim osobistym zastrzeżeniem jest fakt, że na końcu autor nie wyjaśnia dokładnie dlaczego doszło do pewnych wydarzeń. Trochę liczyłem, że dowiem się co lub kto za tym stał oraz jakie miał motywy. Z wspaniałego klimatu niestety wybija również imię jednej z protagonistek, które jest ewidentnie amerykańskie. Cała reszta postaci posiada miana wschodnioeuropejskie, głównie rosyjskie. Oprócz tego okładka sprawia wrażenie nieco łudząco podobnej do tych z serii Metro. Książka zasługuje na własną niszę, nie powinna pozostać w cieniu trylogii. Uważam, że bardziej odznaczająca się, wyrazistsza okładka byłaby na plus. Nie mogę się natomiast przyczepić do całej reszty wydania. Nie znalazłem żadnej litrówki, czcionka jest w porządku. Od strony technicznej zarówno konstrukcja tekstu, jak i rozmieszczenie go na stronach jest jak najbardziej właściwe.
Na most!
Podsumowując, chociaż nieco do ideału brakuje, nie psuje to odbioru całości. Outpost jest kawałem solidnego czytadła, w którym napięcie rośnie od samego początku, by pięknie eksplodować w przełomowym momencie. Jeśli gustujesz w postapo, Outpost to pozycja obowiązkowa.
Nadal czytasz te wypociny? Zostaw, odpalaj internety i guglaj księgarnie. Serio, warto. Głuchowski nadal w formie! Tyle słów Bożych na dzień dzisiejszy.
Nasza ocena: 9,7/10
Mroczna, ciężka, klimatyczna przez wielkie „K". Pełna niesamowitych zwrotów akcji. Najlepszy thriller/postapo ostatnich miesięcy. Dawać sequel!Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 9,5/10
Styl: 10/10
Wydanie i korekta: 9,5/10