Amerykańska nagroda Hugo, to jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień w świecie twórców literatury science-fiction i fantasy. Za każdym razem, kiedy w ręce wpada mi zwycięska książka, podchodzę do niej z rezerwą. Dlaczego? Bo w dość młodym wieku odkryłam Neila Gaimana (kilkukrotnego zdobywcę Hugo), zakochałam się w jego twórczości, a po nim już nic nie smakowało tak samo.
Wielu czytelników ma swoje rytuały, od których zaczynają przygodę z daną historią. Wielu z nich, aby sprawdzić czy w ogóle powieść będzie dla nich interesująca, zapoznaje się z pierwszymi kilkoma stronami. W ten sposób oceniają, czy przemawia do nich chociażby styl autora. W przypadku Piątej pory roku po prologu można się zniechęcić. Wstęp powinien nas niejako wprowadzić do świata przedstawionego, nakreślić choćby schematycznie pewne kwestie. Tutaj nie otrzymujemy nic takiego. A przynajmniej ja po pierwszych stronach książki miałam w głowie tylko pytania. Warto jednak brnąć dalej, bo później historia wciąga całkowicie.
Główna bohaterka książki, Essun, jest górotworem, co oznacza, że może manipulować formami energii (na przykład termalnymi i kinetycznymi), by wpłynąć na zdarzenia sejsmiczne. Kobieta żyje w rzeczywistości, w której ludzie funkcjonują w społecznościach, przypominających dawne miasta-twierdze. Skomplikowany system kastowo-klanowy segreguje wszystkich według urodzenia i umiejętności. Tylko użyteczne jednostki mają prawo bytu, zwłaszcza podczas piątej pory roku. Jest to długa zima, następująca zazwyczaj po wybuchu wulkanu, gdy pył wydobywający się z niego zasłania światło słoneczne. By przetrwać, zorganizowane społeczności żyją według praw kamieni, uniwersalnych zasad mówiących o tym jak postępować i czego unikać w razie kataklizmu. Podczas piątego sezonu sytuacja przypomina tę, z którą my mamy do czynienia na przykład podczas wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych. Obowiązuje wówczas godzina policyjna i zakaz handlu.
Górotwory są prześladowane przez zwykłych mieszkańców społeczności, ponieważ to ta grupa obwiniana jest za występowanie kataklizmów. Oczywiście, niewyszkoleni mogą przyczynić się do ogromnych strat, jednakże ich umiejętności służyć mają ratowaniu cywilów. Ojciec Ziemia był niegdyś życzliwy rodzajowi ludzkiemu. Stwarzał dogodne warunki do funkcjonowania i rozwoju. Sytuacja uległa zmianie, gdy pojawił się człowiek, który przez swoją ekspansywność wyniszczał faunę i florę. Z dużą częstotliwością zaczęły powstawać fale tsunami, trzęsienia ziemi czy wybuchy wulkanów. Zadaniem górotworów było więc tłumienie zjawisk sejsmicznych.
N.K. Jemisin mnie oszukała. Wiodła za nos przez całą książkę, by na koniec zostawić więcej pytań, niż odpowiedzi. Po drodze kilkukrotnie mój mózg przeszedł zwarcie, bo niby coś podejrzewałam, niby się domyślałam, ale jednak nic z tego. A to się ceni. Piąta pora roku to dla mnie powiew świeżości jeśli chodzi o literaturę postapokaliptyczną. Aczkolwiek nie jest to stricte powieść postapo. Ciężko mi przedstawić jej największy walor, nie zdradzając zbyt wiele z treści. Bardzo mocny punkt stanowi budowa książki, która sprawia, że właściwie do samego końca nic nie wiadomo. Z ciekawości sprawdziłam konkurencję do nagrody Hugo. Zdecydowanie rozumiem dlaczego to właśnie Jemisin zwyciężyła w tym roku. To po prostu świetna książka, którą powinien przeczytać każdy wielbiciel gatunku!