Mamy Rok Lema, co na szczęście nie owocuje akademiami ku czci, tylko ciekawymi publikacjami. Ninateka i poznański Animator pokazały krótkometrażowe animacje inspirowane jego tekstami, SQN wypuściło Nowoświaty, a Wydawnictwo Literackie podarowało nam komiks Jona J. Mutha.
Ijon Tichy foreva!
Podróż siódma to oczywiście adaptacja historii tarapatów, w jakie podczas jednej ze swoich kosmicznych wypraw wpadł Ijon Tichy, chyba najbardziej (po Pirxie) kochany przez czytelników bohater Lema. Przeze mnie uwielbiany od zarania – mój tata, starając się podstępnie nawracać dziecko na fantastykę, zanęcał mnie właśnie Dziennikami gwiazdowymi. Z okazji wydania adaptacji Mutha ponownie sięgnęłam również po pierwowzór, który wciąż cieszy. Przygody Tichego to kolekcja dziwactw i patologii postępu. Są zabawne, bywają straszne. Wielki podróżnik zwykle zachowuje zdrowy dystans, dzięki czemu niczym Indiana Jones potrafi wyplątać się z każdej opresji.
Przygoda z Podróży siódmej jest o tyle specyficzna, że sławny eksplorator kosmicznych przestrzeni nie mierzy się z „tambylcami” jakiejś odległej planety o atmosferze do złudzenia przypominającej rządowe obrady, ale z samym sobą. Kameralność nie oznacza, że obędzie się bez fizycznych urazów i poważnych refleksji nad ludzką naturą. Bohater wpada w czasoprzestrzenne wiry, przez co ma okazję spotkać siebie sprzed kilku godzin. To najlepsze, co może go spotkać, gdyż jest w palącej potrzebie, a w pojedynkę nie naprawi usterki, która zagnała go do osobliwej okolicy. Jak możecie sobie wyobrazić, to nie jest takie proste, że wcześniejszy on weźmie pod rękę późniejszego i razem pójdą po narzędzia. Zresztą, dwóch Ijonów to tylko początek. W końcu chłopak ma przed sobą długie życie…
Między słowem i obrazem
Jak doskonale wiecie, Lem i jego bohaterowie lubili dużo mówić, Opisywać ze szczegółami swoje wojaże, naukowe odkrycia, perypetie czy wynalazki. Robili to ze swadą, tym gorzej dla obrazkowej interpretacji – jak pozbyć się tekstu, który robi tak dobre wrażenie? Może lepiej przykryć obrazek literkami, dać się narratorom wygadać? A jednak twórcy dają sobie radę – Rafał Mikołajczyk w Niezwyciężonym zachował sporo słów, ale nigdy nie będą one w stanie zasłonić jego niesamowitej czerwonej pustyni pokrytej strzelistymi cieniami statku kosmicznego i ruinami wymarłej cywilizacji. Animacje na podstawie powieści czy opowiadań Lema potrafią obyć się zupełnie bez słów – w końcu pisarz miał talent do opisów, na podstawie których da się zmalować pejzaż, ale też alegorię.
Muth zrobił coś przeuroczego i sprytnego – wzorem Dziennków gwiazdowych rozpoczął swój komiks wstępem, historią wydania takiej wersji dzieła znanego wszystkim podróżnika. To pastisz z ducha Lema, historia nieprzeciętnie uzdolnionego i afektowanego mózgu elektronowego spisana przez tichologa prof. Arthura Fraude (nie mylić z Dentem). Po takiej przygrywce traficie wreszcie na obrazki – niektóre strony są prawie nieme, kadry pokazują pustkę Wszechświata i przemiłe wnętrze rakiety Tichego. To kosmiczne mieszkanko mieści przytulny fotel, niewielką kuchnię (Ijon ma nawet śliczne kuchenne rękawice ochronne), białą sypialnię z drewnianym łóżeczkiem. Czy tylko ja mam wrażenie znalezienia się w wieczorynce albo na planecie Małego Księcia? Przy okazji Muth wczuł się tu w nastrój przemycany przez Lema trochę między wierszami – w końcu ten obieżyświat smaży naleśniki, jajecznicę na maśle, a w stosie atomowym przyrządza wyśmienitą wołowinę na niedzielę. Typowy zaradny domator, choć międzygwiezdny.
Jak to się dzieje, że historia jednego (nawet zmultiplikowanego) chłopaka w statku kosmicznym nie jest nudna? Muth gra kolorami, przede wszystkim kontrastem odzianego w żółty kombinezon Tichego do chłodnych błękitów wnętrza rakiety. Czasem widzimy go też jako jasną plamę w ciemność kosmicznej pustki. Kolory są tu naprawdę mistrzowskie. Bohater sporo się rusza, co dodaje kadrom niezbędnej dynamiki. Kiedy atmosfera powoli się zagęszcza, każdy nowy Ijon stara się, jak tylko może, ukazać swoją indywidualność. To także wizualne oddanie pomysłu Lema – w końcu wczorajszy, dzisiejszy i jutrzejszy Tichy był zawsze słuszny i najmądrzejszy, co generowało kociokwik napędzających akcję konfliktów.
Od autora
Na końcu komiksu znajdziecie jeszcze posłowie od Mutha – historię powstawania Podróży siódmej, która urodziła się jako niewyraźna chęć zmalowania czegoś lemowskiego. Choć rysownikowi udało się skontaktować z pisarzem i dostać błogosławieństwo, minęło sporo czasu, zanim wybrał konkretny tekst i go opracował. Muth krótko tłumaczy, co zaintrygowało go w „prostym pomyśle” Lema i jak go interpretuje.
Mamy wstęp, posłowie (oba w świetnym tłumaczeniu Macieja Płazy) i miły dla oka komiks oddający nastrój opowiadania – ja jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Książka Wydawnictwa Literackiego to kawał porządnej roboty. Być może dałaby sobie radę w mniejszym formacie, ale obecny ma pewnie zachęcić rodziców i młodszych czytelników, którym komiks też na pewno się spodoba. Tak, jak pierwowzór.
Nasza ocena: 9,2/10
Przemyślana, akwarelowa i wręcz śliczna komiksowa interpretacja opowiadania Lema o Ijonie Tichym w czasoprzestrzennych zawirowaniach z samym sobą. Dla młodszych, żeby zaczęli przygodę w „lemverse”, a dla starszych, żeby odkryli ponownie urok Dzienników gwiazdowych.Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 9/10
Warstwa wizualna: 10/10
Wydanie i korekta: 9/10