Site icon Ostatnia Tawerna

Palec Boży, czy piekło na Ziemi? – recenzja książki „Ostania Godzina”

Jak to trafnie ujął Woody Allen – „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość”. Boskie zamiary przeszkadzają tym, którzy krok po kroku realizują swoje zamierzenia, ale może i przychodzą na ratunek tym stojącym w miejscu. Autorki Ostatniej Godziny nie oszczędziły swoich głównych bohaterów – Mercy i Alexa – wręcz uderzyły piorunem i przydusiły wulkanicznym pyłem ich dotychczasowe pojmowanie życia i istnienia.

Koniec świata jest blisko

Już od pierwszych stron Ostatniej godziny czujemy, że bohaterowie będą mieć przed sobą twardy orzech do zgryzienia. Czas ludzkości nieustępliwie przesypuje się w boskiej klepsydrze… i nie ma zmiłuj. Jednak Alex przełącza serwisy informacyjne i wcale nie szykuje się na koniec, zajmuje go praca w tajnej agencji, dzięki której rzadko kiedy osiada w jednym miejscu na dłużej. Tym razem cel jego misji znajduje się w Amsterdamie, tyle, że zanim zdąży jakkolwiek przygotować się do swojego zadania, nad miastem rozgrywa się kolejny kataklizm. Zawirowania pogodowe prowadzą do potężnej burzy i silnych wyładowań atmosferycznych. Kiedy mieszkańcy gorączkowo szukają schronienia, Alex natrafia na swojej drodze na młodą kobietę – Mercy. Nie wiadomo, kto kogo ratuje z tej opresji, ale bohaterowie przekonują się, że wcale nie wyszli z tego bez szwanku.

Diabeł tkwi w szczegółach

To właśnie drobiazgi dopełniają historię Ostatniej godziny i ożywiają ją w świecie wyobraźni. Moim zdaniem nie udałoby się tych wszystkich wrażeń odpowiednio przedstawić w filmie, choć być może w serialu? Relacje pomiędzy bohaterami, ich przeszłość i teraźniejszość są na tyle rozbudowane, że to właśnie one czynią lekturę trójwymiarową. Nie kusi mnie jednak wizja ekranizacji, bo bardzo dobrze trzyma się w dłoniach ten opasły tom, ubrany w elegancką i symboliczną okładkę.

Bohaterów czytamy w trzeciej osobie liczby pojedynczej i w zależności od narracji zbliżamy się do każdego z nich. Ku mojej radości konstrukcja postaci, zarówno pierwszo- i drugoplanowych, to najmocniejszy punkt książki, bowiem każdy z nich wprowadza coś potrzebnego i  wiarygodnego. Nie tylko znam ich motywacje i rozumiem logikę, ale w dodatku niejednokrotnie uśmiecham się dzięki wartkim dialogom. Alex i Mercy są zupełnie inni – choć osobiście bardziej zbliżyłam się do uważnej i uporządkowanej młodej lekarki, to Alex nie pozostaje w tyle. Wysoko oceniam dawkowanie informacji, wątki poszczególnych zdarzeń są dobrze zestawione, przez co nasz odbiór fabuły stale ewoluuje.

Anioły i demony

Opis dedykowany w Internecie i na tylnej stronie okładki pachnie czymś znanym, i dla mnie jest to woń Dana Browna, ze swoimi Aniołami i demonami pod pachą. I jakby się przyjrzeć, to rzeczywiście przez historię prowadzi nas dwójka postaci – oczywiście męska i kobieca – pojawia się perspektywa głównego antagonisty oraz motyw powieści oscylujący wokół religii i kultury. W Ostatniej godzinie najbardziej brakowało mi tej fachowości obecnej w każdym dziele autora Kodu Leonadra Da Vinci. Fabuła ponosi straty w scenach „nadzwyczajnych”, gdzie zamiast rzetelnych opisów i wyjaśnień musimy zadowolić się czymś po prostu naiwnym. Czuję niedosyt terminologii, smaczków i ciekawostek wynikających ze zdumiewających zjawisk, które dodałyby tylko wiarygodności. Oczywiście Dan Brown ma na swoim koncie już wiele bestselerów znanych na całym świecie, natomiast autorki Ostatniej Godziny teraz przeżywają swój debiut.

I mam wrażenie, że to debiutanckie dzieło dużo oszczędniej zalewają stereotypy i utarte schematy, niż w przytoczonych pozycjach.  Pierwszym przykładem jest tempo akcji – wcale nie trzeba zawsze pędzić na oślep, coraz szybciej i szybciej, by odetchnąć dopiero wraz z ostatnią stroną. Autorki wykazują się fantastycznym wyczuciem i zachwycają warsztatem pisarskim. Naprawdę czułam, że znalazłam się w Anglii czy Amsterdamie i delektowałam się innością każdego z przedstawionych miejsc.

Natkniemy się na wiele bardzo dobrych momentów, choć nie udało mi się przeczytać całości „jednym ciągiem”. Niekiedy akcja zwalnia, co najczęściej jest przemyślne, ale bywa i tak, że jest to kwestia zbyt szczegółowych opisów. Zastanawia mnie czemu pewne tropy nie zostały w ogóle pociągnięte dalej, a niektóre wątki wprowadzono wcześniej, by snuć jeszcze więcej scenariuszy na temat tego, do czego to wszystko prowadzi. Gdyby jednak dorzucić więcej wskazówek i punktów zapalnych, mogłoby się okazać, że ot, mamy tu tylko kolejną bieganinę niepozostawiającą miejsca dla własnych przemyśleń. Moje końcowe zarzuty kieruje do postaci owianych największą tajemnicą – to początkowo najsmaczniejsze kąski, które z czasem niestety tracą na wartości, co przypisuję tutaj wspomnianemu wcześniej brakowi fachowości w opisywaniu wątków fantastycznych.

Ostatniej godziny w żadnym razie nie określiłabym jako przewidywalnej lub jednotorowej – to oryginalny pomysł, choć bazuje na znanym i lubianym motywie końca świata. Spodziewałam się dynamicznego obrotu spraw i wartkiego tempa, niczym w Aniołach i Demonach, tymczasem zakończenie jest zaskakujące i zostanie mi w pamięci jako coś niesztampowego. Ujęły mnie też wartościowe sentencje – mamy tutaj przestrzeń do snucia swojej interpretacji oraz przemyśleń, szczególnie obserwując to, co aktualnie dzieje się na świecie.

O północy w Amsterdamie

Ostatnią godzinę czyta się z przyjemnością, głównie dzięki dobrze skonstruowanym bohaterom, których da się poznać i polubić. Historia ma intrygujący początek, ale w trakcie jej rozwoju tempo zwalnia. Mimo już wypracowanego stylu, umiejętności przeniesienia czytelnika w wiele różnych miejsc i wir zdarzeń – kuleje wiarygodność wątków fantastycznych. W moim odczuciu pewne sceny nie wybrzmiewają, nie robią należytego wrażenia, przez co gdzieś gubi się fabuła, a zostają bohaterowie, relacje miedzy nimi i ich emocje. Pomimo moich uwag, wysoko oceniam książkę i polecam ją czytelnikom w każdym wieku. Ostatnia godzina to udany debiut, który oczarował mnie kreacją bohaterów, naturalnymi dialogami i stylem pisarskim. Pierwszą połowę czyta się z zapartym tchem, a potem zamiast pędzącej akcji, autorki przelewają na papier sporo wrażliwości i wyobrażeń, które zostają w czytelniku.

Exit mobile version