Site icon Ostatnia Tawerna

Pada śnieg… – recenzja książki „Upiorne Święta”

Artur Urbanowicz, Graham Masterton, Jakub Ćwiek i siedem innych osób napisało opowiadania do tego świątecznego zbioru. Czy Upiorne Święta są faktycznie straszne?

Opowieść wigilijna i pechowe święta, czyli gorzej być nie może prawda?

Upiorne Święta to zbiór opowiadań różnych autorów. Jak można było się spodziewać, niektóre wypadły lepiej, a inne gorzej. Zacznijmy od największej tragedii, czyli Kontraktu Adam Przechrzty. Po pierwsze to jedyna opowieść, która nie jest związana ze świętami Bożego Narodzenia, mało tego – nawet nie ma tam śniegu, bo akcja dzieje się latem. Pogański rytuał, do tego parę dziwnych pomysłów i mamy zaiste tragiczną historię. Opowieść wigilijna czy Pechowe Święta wypadają trochę lepiej, ale też mnie rozczarowały. Były to opowieści mało straszne i trochę nudnawe, takie opowiadania, które zaraz się zapomina. Oczywiście mogło być gorzej, bo jednak stoją o poziom wyżej niż Kontrakt Adama Przechrzty. Po przeczytaniu tych trzech pierwszych utworów byłem mocno zawiedziony i zacząłem żałować, że zdecydowałem się zrecenzować tę pozycję.

Gwiazdor z rezerwatu rozdaje rózgi w domu na końcu ulicy…

Na szczęście potem było już lepiej, ale też bez większych zachwytów. W zasadzie tylko jedna historia według mnie wybija się znacznie nad inne, tylko ta jedna spowodowała, że zaiste się wciągnąłem i chciałem poznać jej zakończenie. Najpierw jednak parę słów o średniakach. Czerwony rzeźnik z Wrocławia to króciutkie dzieło Grahama Mastertona. Akcja dzieje się we Wrocławiu. Jeden z bohaterów opowiada legendę o Czerwonym Rzeźniku swoim kolegom. I okazuje się, że w tym micie tkwi ziarnko prawdy. Kolejny utwór to Rezerwat. Muszę przyznać, że autor zaskoczył mnie swoją pomysłowością. Zaiste jest to opowieść o Wigilii, ale przy tym całkiem ciekawy dystopijny obraz przyszłości. Już nie jesteś smutkiem Jakuba Ćwieka to poruszająca historia z uwagi na to, że została opowiedziana z perspektywy bezdomnych. Prezent od Gwiazdora wypada nawet intrygująco: mężczyzna jedzie drogą i na poboczu zauważa postać ubraną w czerwony strój, na dodatek ów nieznajomy wygląda raczej na pijaczynę, a nie Gwiazdora. Co jednak niezwykłe, zdaje się, że wie wszystko o głównym bohaterze. Dom na końcu ulicy opowiada o furii i dzikim szale. Szczególnie podobały mi się momenty ukazane z perspektywy dzikiej bestii. Krótka historia na pożegnanie to już moje ulubione klimaty, czyli postapokalipsa. Dostrzegłem w niej potencjał, ale niewiele więcej.

87 centymetrów, czyli tęsknota za białym puchem

Dla mnie absolutną perełką w tym zbiorze jest 87 centymetrów Artura Urbanowicza. Miałem co do niej wielkie oczekiwania, dlatego że recenzowałem genialny Paradoks. O czym jest ta opowieść? Ano o młodzieży, która postanowiła zrobić klasową wigilię na odludziu. Co jednak istotne w okolicy grasuje seryjny morderca. Na dodatek 24 grudnia zaczął sypać śnieg. Brzmi klasycznie? Być może, wydaje się, że mamy do czynienia z historią sztampową, a jednak wciąga ona jak żadna inna. Autor umiejętnie poprowadził historię i do tego stworzył postacie, które mają swoje problemy i odmienne charaktery (na przykład jeden z bohaterów chce zaimponować innym, pozując na rapera). Zakończenie również wypada satysfakcjonująco, choćby ze względu na fabularne niedomówienia.

Czy święta zaiste mogą być upiorne?

Niestety żadna z tych opowieści nie spowodowała, że odechciało mi się świętować, choć takie ostrzeżenie można znaleźć na okładce. Jest to zbiór nierówny, który trudno ocenić za pomocą cyfr, albowiem niektóre z opowieści zasługują najwyżej na piątkę czy szóstkę, a są i takie, którym należy się co najmniej jeden punkcik więcej. Najjaśniejszym punktem dla mnie jest 87 centymetrów, choćby, dlatego że pojawia się tam masa śniegu, którego ostatnimi czasy w Polsce za wiele nie było. Niemniej sądzę, że spośród sześciu przeciętniaków trzy, a może nawet cztery opowiadania dla wielu mogą okazać się całkiem dobre. Czy warto zainteresować się Upiornym Świętami? Mam dylemat, bo z jednej strony jestem bliższy stwierdzenia, że nie, ale jednak 87 centymetrów bardzo mi się spodobało i równie miło spędziłem czas choćby przy Rezerwacie czy opowiadaniu Jakuba Ćwieka. To na pewno nie są najlepsze horrory, ale jeśli ktoś pragnie zakosztować świątecznej grozy i choć na papierze chciałby poczuć chłód śniegu, to może zaryzykować. Jestem pewien, że w tych dziesięciu historiach każdy znajdzie coś dla siebie.

Na koniec pochwalę jeszcze wydanie, a konkretnie fakturę książki. To jedyny wolumin, jaki posiadam, który lubię głaskać. Cieszę się, że dzięki wydawnictwu Akurat materialność książki zafascynowała mnie jeszcze bardziej.

Nasza ocena: 6,7/10

Zbiór opowiadań, wśród których znajdziemy kilka kiepskich opowieści, ale też co najmniej jedną perełkę, czyli 87 centymetrów Artura Urbanowicza.

Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 6/10
Styl: 6,5/10
Wydanie i korekta: 8,5/10
Exit mobile version