Postać Aquamana w środowisku fanów DC kojarzy się najczęściej z pogardą ze strony fanów i pośmiewiskiem. Fandom nie bardzo trawi Arthura Curry’ego z kilku powodów, do których należą między innymi wygląd jego stroju oraz zdolność do komunikacji ze zwierzętami morskimi, a także to, że w Lidze Sprawiedliwości funkcjonuje jako sidekick pozostałych członków. Teraz nareszcie to spojrzenie może się zmienić.
Przede wszystkim ze względu na Jasona Momoę i jego kreację króla Atlantydy zarówno w Lidze Sprawiedliwości, jak i w nadchodzącym solowym filmie. Nie mniejszy wpływ może jednak mieć seria komiksów poświęconych Aquamanowi wydawana pod szyldem DC Odrodzenie. W niniejszej recenzji zapoznam was z pierwszym tomem przygód Władcy Oceanów.
Fabularny skok w głębiny
Fabuła tego albumu zogniskowana jest na próbie zbudowania trwałego porozumienia między mieszkańcami Atlantydy a stałego lądu. W trakcie przyjęcia zorganizowanego w atlantydzkiej ambasadzie dochodzi do zamachu, wskutek którego nadszarpnięte zostają i tak wątłe stosunki pomiędzy podmorskim rządem a tym USA. Pomimo oczywistego udziału Czarnej Manty, cień podejrzeń pada na Arthura i jego lud. Jakby nie było dość, dochodzi do tego atak na okręt marynarki Stanów Zjednoczonych i sprowokowany incydent w głębinach. Aquaman wraz ze swą żoną Merą musi oczyścić siebie i poddanych z zarzutów, gdyż inaczej na Atlantydę zaatakują nie tylko Stany, ale i Liga Sprawiedliwości wywrze swój nacisk. Czasu ma niewiele, a wrogowie zrobią wszystko, by pokrzyżować ich plany.
Utonięcie nie tylko komiksowe
Komiks ten zabiera nas na głęboką wodę. Fabuła jest niezwykle wartka i wciągająca, bohaterowie wyraziści i nie pozbawieni wad, zaś wydarzenia opowiedziane z ogromnym realizmem (o ile można tak mówić w kontekście komiksu superbohaterskiego). Na uwagę zasługuje tutaj kilka niezwykle sugestywnych scen. Pierwszą z nich jest pojedynek Arthura z Czarną Mantą. W toku walki Aquaman uświadamia przeciwnikowi, że jeśli go zabije, to straci sens życia. Reakcja Manty robi wrażenie. Drugą zaś okazuje się chwila, w której główny bohater mówi Supermanowi, że ma dosyć. Dość bycia sidekickiem Ligi, dość bycia pośmiewiskiem, dość pozostawania w cieniu. Bohater jasno wyraża swoje zarzuty względem nie tylko Ligi, ale i czytelników. Bardzo fajny zabieg i jak dla mnie zmienia postrzeganie bohatera. W ogóle cały komiks to majstersztyk. Po prostu wow.
Graficzny ocean
Graficznie cały album stanowi arcydzieło. Nie da się określić tego inaczej. Każda najmniejsza kreska, plamka i kadr mają swoje właściwe miejsce. Nie da się już nic dodać, a zabranie czegokolwiek zniszczy tę wyważoną kompozycję. Barwy i styl rysunku cieszą oczy. Chce się to oglądać i oglądać. Idealnie oddają meandry fabuły i emocje bohaterów. Klasa sama w sobie.
Podsumowując, ten album to najlepsze, co ostatnio dostałem do rąk (nie licząc pozostałych komiksów z serii Odrodzenie). Ma wszystko, co powinien. Cieszy zarówno oczy, jak i umysł. Po prostu arcydzieło. Nie wiem, czy nie przebija nawet fenomenalnych Wiecznych. Gorąco polecam.
Nasza ocena: 10/10
Komiks wart polecenia, gdyż przedstawia w bardzo niesamowity sposób postać tak obecnie pogardzaną przez fanów DC. Zapraszam do lektury.
Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 10/10
Styl: 10/10
Oprawa: 10/10