Site icon Ostatnia Tawerna

On nadszedł! – recenzja komiksu „Venom” t. 3

Psychopatyczny Carnage bierze na cel każdego, kto kiedykolwiek był nosicielem symbionta – a to oznacza wiele potencjalnych ofiar. W niebezpieczeństwie są nie tylko Venom czy Spider-Man, ale też Deadpool, Norman Osborn, Avengers… a nawet ci, którzy już dawno nie żyją. Carnage robi to wszystko, aby zbudzić Boga Symbiontów i rozpętać piekło na Ziemi!

Symbionty – złap je wszystkie

Trzeci tom serii Venom wydawanej w ramach Marvel Fresh to już nie tylko zbiór oddzielnych historii różnych bohaterów i zapowiedzi nachodzącego eventu, a w końcu „danie główne”. Szczególnie ucieszą się fani komiksów z lat 90., ale i ci młodsi też znajdą tu coś dla siebie.

Dobra, to od czego zacząć? Może od początku. Carnage ma obecnie obsesję na punkcie zabijania i pochłaniania każdej osoby, która kiedykolwiek związała się z symbiontem. Robiąc to, ma nadzieję, że odtworzy połączenie z Knullem – Bogiem Symbiontów – i wreszcie uwolni go, sprowadzając na nasz świat zagładę… albo zbawienie (przynajmniej według Cletusa). Na celowniku znajdują się nie tylko Eddie Brock i Peter Parker, ale także inne ikony Marvela, takie jak Kapitan Ameryka, Wolverine czy Norman Osborn. Tym razem każdy ma powód, by bać się Carnage’a.

Pierwsze strony zawierają zwięzłe podsumowanie sytuacji bez zmuszania czytelnika do przedzierania się przez nieskończone morze ekspozycji. Większość tych informacji jest przekazywana w formie rozmowy między Eddiem a jego synem Dylanem. Pozwala to na dostarczanie informacji w jasny sposób, ale także zwraca uwagę na osobiste problemy, z którymi musi zmierzyć się Eddie, walcząc o jedyną osobę, na której mu zależy.

Kolejne postaci dodawane są bez pośpiechu. To ogromny plus, ponieważ możemy lepiej wczuć się w opowiadaną historię, a jednocześnie nie czujemy się przytłoczeni. Odpowiedzialny za scenariusz Donny Cates skupia się na relacji Spider-Mana i Venoma. Komiks w pełni wykorzystuje ich burzliwą historię, a żarty Petera rozładowują napięcie i są przyjemną odskocznią od koszmaru, z którym ostatnimi czasy musiał mierzyć się Brock. Skoro o koszmarze mowa, to niech was nie zwiedzie obecność przyjaznego pajęczaka, trzeci tom Venoma jest mroczny i ponury. Cletus Kasady chyba nigdy nie wyglądał bardziej imponująco lub nieludzko niż w połączeniu z Grendelem. To nasycone horrorem podejście, tak jak wszystko inne, pomaga kolejnemu tomowi wznieść się ponad zwykłą formułę komiksu.

Nie mogłem jednak nie odnieść wrażenia, że w tym całym ogromnym konflikcie sedno historii jest znacznie bardziej osobiste. Dylan Brock wierzy, że jest bratem Eddiego, gdy tak naprawdę jest jego synem. Wątek ten przewijał się już wcześniej, ale teraz kiedy dowiaduje się o tym Carnage, wydaje się, że nie jest to już tylko walka o losy świata, a o sens rodzicielstwa i ojcostwo. Być może dziwnie to zabrzmiało, ale czuć, że to najbardziej osobisty konflikt, w jakim Venom kiedykolwiek brał udział.

Co do Dylana, to w dalszej części komiksu fabuła koncentruje się głównie na nim, Normiem (chrześniaku Petera) i Stwórcy, próbujących odeprzeć atak grupy symbiontów zarażonych przez Carnage’a. Skupienie się na Dylanie ma sens, ponieważ w trakcie serii stał się istotną częścią życia Eddiego, i mam nadzieję, że wątek ten będzie nadal rozwijany (zwłaszcza po tym, co się wydarzyło).

Ciemność, widzę ciemność

Nawet najlepszy komiksowy scenariusz byłby niczym bez odpowiednio dostosowanej do niego szaty graficznej. Zespół, w którego skład wchodzą Ryan Stegman, JP Mayer oraz Frank Martin, stworzył charakterystyczne i przerażające obrazy na kartach trzeciego tomu.

Styl Stegmana to złoty środek między dynamiczną, potężną opowieścią o superbohaterach a mroczną, pokręconą, godną heavy metalu grafiką. Mayer, bawiąc się tuszem, dodał precyzji, jednocześnie podkreślając ciemność i cienie, które przenikają opowiadaną historię. Jest to szczególnie widoczne w sekwencji, w której Spidey i Venom schodzą do piekielnych głębin Ravencroft, czyli Instytutu Dla Obłąkanych Przestępców. Tymczasem niesamowity styl kolorowania Martina uderza we właściwe punkty, nadając tej wersji Nowego Jorku nieziemski i wyblakły charakter, co tylko zwiększa napięcie, gdy ulubiony sługa Knulla zaczyna torować drogę swojemu panu.

Oczywiście należy także zwrócić uwagę na osoby takie jak Mark Bagley i John Dell, którzy są odpowiedzialni za świetne rysunki w retrospekcjach. Trzeci tom to również Iban Coello oraz Rain Beredo, którzy są dobrymi zmiennikami wspomnianych wcześniej artystów. Szczególnie Coello bardzo dobrze radzi sobie z tą zgrabną grafiką symbionta. Na wyróżnienie zasługuje też fragment dziejący się w głowie Bannera. Za scenariusz w tym przypadku odpowiada Al Ewing, którego wolniejsze tempo nadaje większej głębi omawianym wydarzeniom. Szkicowe rysunki Filipe Andrade i smukłe, prawie wydłużone projekty postaci dodają temu wydaniu nutę surrealizmu. Artysta ten potrafi sprawić, że każda strona będzie dynamiczna, nawet jeśli jej wykonanie jest bardzo stonowane pod względem struktury i układu paneli. Jego sztuka doskonale współgra z użyciem cieni przez kolorystę Chrisa O’Hallorana. Jest w tym wszystkim coś niepokojącego, co świetnie łączy się z resztą kart komiksu.

Jesteśmy Venom!

Poczucie desperacji w tym tomie zdaje się być wręcz namacalne, a wszystko, co zaczyna się jako polowanie na kodeksy, zamienia się w walkę, w której naprawdę zaczynamy wierzyć, że czerwony symbiont wygra. Z drugiej strony spoglądamy na relację Eddiego, Dylana i Petera, którzy zdają sobie sprawę, że sojusz to jedyna szansa na zwycięstwo. Ich przekomarzania to swoiste promyki rozjaśniające grozę pochłaniającą Nowy Jork. Co do Dylana, to jeszcze raz chcę zaznaczyć, że to jeden z lepszych elementów całego komiksu i mam nadzieję, że jeszcze nie raz go zobaczymy. Szczególnie, że jego rola z tomu na tom nabiera większego znaczenia, a powiązanie chłopaka z nowym symbiontem, Sleeperem, to miód na moje serce.

Co do samego wydania to nie mogę nie wspomnieć, że na końcu komiksu mamy „wywiady” z postaciami jeszcze z czasów, kiedy byli pacjentami Ravencroft, a także artykuł autorstwa J. Jonaha Jamesona. A, no i oczywiście cała kolekcja wariantów okładek, więc myślę, że osoby lubujące się w tego typu dodatkach będą usatysfakcjonowane.

Trzeci tom Venoma to crossoverowy event, który spełnia wiele wymagań. Odwołuje się do nostalgii za komiksami Spider-Mana z lat 90., pełnych symbiontów, jednocześnie opowiada jasną, celową historię o tym, jak Spider-Man i Venom konfrontują się ze wspólnym wrogiem. Jest to stosunkowo prosta i szybka opowieść z oszałamiająco dobrą grafiką. Mamy tu kilka naprawdę imponujących rysunków, cechujących się wyczuciem stylu i dużym naciskiem na głęboką, krwistoczerwoną kolorystykę samego Carnage’a. Pojawiają się również cudownie zrealizowane zarażone symbiontem postacie.

Od samego początku przedstawiona historia jest wyraźna i zapadająca w pamięć, z natychmiastowym wyczuciem skali zagrożenia. Perspektywa Eddiego i Dylana Brocków pokazuje, jak bardzo ci dwaj są przerażeni swoim nowym wrogiem. Zagrożenie wynikające z celu Knulla i Carnage’a zostało wyjaśnione szybko i na tyle wystarczająco, aby nowi czytelnicy zrozumieli powagę sytuacji i nie czuli się znużeni. Wysokie tempo utrzymuje się praktycznie przez cały tom, a każde wydarzenie i pojawianie się kolejnych postaci, wydaje się znaczące.


Nasza ocena: 8/10

Kolejny tom Venoma jest świetny od pierwszej do ostatniej strony. Bardzo dobra, pełna akcji historia, piękna grafika… Czego chcieć więcej?



Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version