Polskie produkcje niemal zawsze napawają mnie lękiem. Trudno mi rodzimemu przemysłowi filmowemu na tyle, by bez strachu pójść do kina na polską produkcję. Nie pomaga fakt, że już wiele razy wyszłam z seansu zawiedziona i rozgoryczona. Z jakimi wrażeniami zostałam po premierze Syna Królowej Śniegu?
Niejednoznacznymi. Film Wichrowskiego nie porusza bowiem tematyki lekkiej i przyjemnej, a baśniowej otoczki, obiecywanej nam w opisie dystrybutora, jest w gruncie rzeczy niewiele. To kolejna z polskich produkcji eksponująca problemy współczesnego świata i próbująca przedstawić je w sposób atrakcyjny i przystępny dla widza. Szkoda, że film nie przyciąga do kin, a na wybranym przeze mnie seansie byłam sama.
Złakniony czułości, pozbawiony miłości
Siedmioletni Marcin to dziecko wychowywane przez samotną matę, Annę (Michalina Olszańska), która ledwie wiąże koniec z końcem i to pomimo pracy na dwa etaty. Wynajmują pokój u pani Zosi (w tej roli Anna Seniuk), często „babciującej” chłopcu – kobieta odprowadza go do przedszkola, przesiaduje z nim, gdy zachoruje, dokarmia go smakołykami i zajmuje się nim pod nieobecność rodzicielki. Równie ważną osobą w życiu dziecka jest, mieszkający w domu obok, sędziwy pan Kazimierz (Franciszek Pieczka), który czyta Marcinowi baśnie Andersena, pozwalające dziecku znaleźć się w innym, lepszym świecie. Przyglądając się bliżej życiu Marcina, trudno się nie dziwić temu pragnieniu ucieczki od smutnych realiów, w których wieczne pracująca lub imprezująca matka poświęca mu za mało uwagi.
Również w przedszkolu nie jest mu łatwo – jako jedyny w grupie nosi okulary, na domiar złego nie ma taty, co sprawia, że rówieśnicy nie chcą się z nim bawić, a on sam czuje się nieakceptowany i osamotniony. Ujmuje scena, w której prosi kochanka matki, Kamila (Rafał Fudalej), by mógł się do niego czasem zwracać „tato”, wyłącznie po to, by pokazać w przedszkolu, że posiada normalną rodzinę. Z jednej strony wydawałoby się, że w otoczeniu Marcina jest wielu opiekujących się nim ludzi, traktujących go jak własnego wnuka, z drugiej jednak wciąż brakuje mu tego, co dla każdego dziecka jest niezwykle ważne – uwagi ze strony matki, często niemającej dla Marcina nie tylko czasu, ale też cierpliwości. Widać, że dziewczyna nie radzi sobie z rolą, w której się znalazła, i zamiast zająć się synem, woli imprezować.
Gdzie jest baśń? Gdzie jest walka?
Opis dystrybutora obiecuje nam, że Syn Królowej Śniegu „łączy cechy dramatu i współczesnej baśni, w której dobro walczy ze złem”. Po seansie odnoszę wrażenie, że wybrałam się na inny film niż ten, stworzony przez twórców: baśni było w nim jak na lekarstwo, nie widziałam również walki przeciwstawnych sił i jakiegokolwiek konfliktu. Owszem, opowieści pana Kazimierza są dla chłopca niezwykle ważne i często bawi się, odgrywając poszczególne sceny lub dopowiadając własne zakończenia historii, niewiele jest jednak fantastycznych akcentów w całej produkcji, dość mocno osadzonej w realnych ramach. Przynajmniej do ostatniej sceny, ale o niej nie napiszę nic więcej, by nie zepsuć ewentualnej wyprawy na seans. To jednak, w moim odczuciu, o wiele za mało, by uznać, że jest to połączenie dramatu i współczesnej baśni.
Konfliktu dobra ze złem również tu nie uświadczymy. Dość szybko zauważamy podział na ludzi, którym zależy na chłopcu oraz na osoby uważające go za problem lub przeszkodę w osiągnięciu celu. Nie ścierają się oni w wyraźny sposób. No dobrze, można w poczet tego „konfliktu” zaliczyć dwie sceny, w których pojawia się matka Kamila (w tej roli Ewa Szykulska), gardząca Anną i uważająca, że jest ona złem wcielonym, wykorzystującym jej syna i zatruwającym jego duszę. Znając zakończenie filmu, trudno się z tym nie zgodzić, po raz kolejny powtórzę jednak: dla mnie to za mało, by na tej podstawie obiecywać widzom jakikolwiek konflikt. Zwłaszcza, że nawet ten budowany w samych postaciach nie jest ani wiarygodny, ani tym bardziej przekonywujący.
Tylko dobrych aktorów szkoda
Syn Królowej Śniegu jest dla mnie dużym rozczarowaniem. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że wrzucono do niego wszystko, co tylko twórcom przyszło do głowy: pedofilię, dorastanie w rozbitej rodzinie, dzieciobójstwo, brak miłości w życiu dzieci, a nawet doszukiwać się można nawiązań do zoofilii. O ile takie upychanie do jednego gara wszystkiego, co wpadnie nam w ręce, wydaje się pasować, może mieć jakiś sens przy gotowaniu bigosu, o tyle absolutnie nie sprawdza się przy tworzeniu produkcji, która ma być ważna i zwracać uwagę na istotny społecznie problem, wypływający jedynie wtedy, gdy jakaś tragedia już się wydarzyła. Nie podoba mi się też przedstawienie go w filmie, gdzie jest zaskakująco dużo nagości pokazanej w sposób dosadny i często pozbawiony fabularnego uzasadnienia.
Największa szkoda, że do realizacji tej produkcji zaproszono dobrych aktorów, którzy snuli się na planie, a ich role sprowadzały się do siedzenia na fotelu i czytania dziecku baśni lub do modlenia się i biegania w koszuli nocnej, jak w przypadku Ewy Szykulskiej. Nawet Michalina Olszańska może się w swojej karierze pochwalić o wiele lepszymi rolami, niewymagającymi od niej tak demonicznych i przerysowanych min. Niestety prawdą jest, że z kiepsko napisanych postaci niewiele da się wyciągnąć i pokazać widzowi na ekranie, siłą rzeczy niemożliwe okazuje przekonanie go, że ogląda prawdziwą historię, inspirowaną ważnym problem społecznym. Pewnie nie do końca powinnam oceniać tę produkcję zgodnie z przyjętymi przez nas kategoriami, uważam jednak, że jeśli chce się opowiedzieć o czymś ważnym tak, by poruszyło to odpowiednie struny, to trzeba umieć to zrobić.
Nasza ocena: 3/10
Produkcja z aspiracjami na film ważny społecznie, okazuje się jednak zawodzić na niemal każdym kroku. Nie pomagają znane aktorskie nazwiska. Syn Królowej Śniegu jest produkcją mierną, na którą zdecydowanie nie polecam zabierać dzieci, i to nie tylko z powodu wielu scen zawierających nagość.
Fabuła: 3/10
Bohaterowie: 2,5/10
Oprawa wizualna: 3,5/10
Oprawa dźwiękowa: 3/10