Choć Obecność widziałam dawno temu, to wciąż uważam, że był to dobry film. Czy warto analizować narodziny zła, jeśli ma ono dalej straszyć? Wprawdzie niezależnie od poziomu produkcji zawsze będę odczuwała silny lęk na widok lalek – nauczyły mnie tego właśnie horrory, w czasach, gdy nie powinnam ich oglądać. Jak zatem ma się sprawa z byciem straszonym w Annabelle: Narodzinach zła?
Kiepsko
Gdyby zakończyć film po trzydziestu minutach, mógłby zrobić wrażenie. Niestety nadreprezentacja postaci demona psuje doszczętnie całe napięcie. O ile przez pierwsze chwile siedziałam spięta, kibicując bohaterce, o tyle dalsze pokierowanie losami tej postaci było…. bez sensu. Nie w ten sposób tworzy się demoniczne dzieciaki, nie tak piętnuje się niewinność i wykorzystuje ją w służbie zła.
Umalowana zakonnica
Dopiero dodatki z wyciętymi scenami uświadomiły mi, z jaką dobrą kreacją postaci mogliśmy mieć do czynienia. Historia zakonnicy opowiadała o jej największym grzechu, oddała bowiem swoje nowonarodzone dziecko, by wstąpić do zakonu – ach, cóż to by była za motywacja i gotowa odpowiedź na pytanie Dlaczego ja? – oto zło dręczy tę, która porzuciła własne potomstwo dla służby Bogu! Tymczasem najwięcej ekranowego czasu dostają małolaty i choć z aktorstwem nie jest u nich słabo, w filmie sama gra nie wystarczy.
Dodatki smucą…
…smucą zwłaszcza wycięte sceny, opatrzone komentarzem reżysera i polskimi napisami – co może tych ucieszyć, którzy zazwyczaj dostają bonusy tylko po angielsku. To, co zostało usunięte, z powodzeniem mogłoby zastąpić połowę filmu i zbudować lepszy nastrój. W zasadzie pierwszy raz zdarzyło mi się skonstruować własną kolejność scen i fabułę w takiej sytuacji. I choć dodatek reżyserski zrealizowano konkretnie i z pomysłem, znając słabe strony produkcji, ciężko jest go oglądać z zadowoleniem. Wrzucenie krótkometrażówek, które zainspirowały twórców do stworzenia Annabelle, okazało się czymś co najwyżej ciekawym – Attick Panic budziło niepokój, Coffer natomiast kończyło się ujęciem budzącym śmiech. Pojawia się jednak światełko w tunelu: fani Obecności mogą poczuć się usatysfakcjonowani tylko jednym z dodatków, czyli części poświęconej uniwersum tego świata i zapowiedzi nowego obrazu, The Nun. Dostaną tam dużo ciekawostek, nie będą też sfrustrowani obcym językiem – wszystkie dodatki, jakie tego wymagają, podane są z napisami.
Chociaż menu jest tylko po angielsku.
Wyżywania ciąg dalszy
Bazowanie na jump scarach, brak logiki (nie tej, która zabrania wchodzenia do piwnicy, a tej, co daje motywacje do wydarzenia się całej historii), zapomnienie o tym, czym jest muzyka jako środek filmowy, aż w końcu drewniak zamiast męskiego aktora i ogólny brak mocnych postaci (przydałaby się chociażby jedna dziecięca final girl!) – to główne powody niepowodzenia najnowszej Annabelle. Zmarnowany został także potencjał miniatury domu, niejasna wydaje się również niemal całkowita feminizacja fabuły.
Horrorożerco, nie żałuj
Z rozwijaniem uniwersum jest jak z ukazywaniem obiektu lęku. Póki pozostawia się pole wyobraźni, póty horror straszy. Urzeczywistnienie potwora, ubranie go w grafikę, nadanie ciała – odbiera mu grozę, którą budził, gdy roił się w głowie widza. Annabelle: Narodziny zła to film, jaki fani horrorów mogą pominąć, jeśli nie chcą sobie zniszczyć sobie powodującej ciarki lalki, świetnie ukazanej w obydwu częściach Obecności.
Nasza ocena: 3,2/10
Pomiń film, zajrzyj w dodatki, a potem napij się wina przy wybieraniu innego horroru. Najlepiej takiego, który straszy i umie wykorzystać gotową historię demonicznej lalki.
Fabuła: 4/10
Bohaterowie: 3/10
Oprawa wizualna: 4/10
Oprawa muzyczna: 2/10