Site icon Ostatnia Tawerna

Od innej strony – recenzja powieści graficznej „Elektra i Wolverine. Odkupienie”

Komiksy Marvela przerabiano wielokrotnie na filmy, seriale, ale także i książki. Kolejnym eksperymentem „Domu Pomysłów” było stworzenie powieści graficznej. Zatrudniono do tego dwóch uznanych twórców. Czy efekt końcowy jest jednak tym, czego chcieliby fani?

Alternatywnie

Elektra i Wolverine. Odkupienie to album nazwany przez wydawców powieścią graficzną. Może wydawać się to nieco mylące, gdyż bardziej przypomina on książkę z obrazkami. Jego fabuła osadzona jest w uniwersum Marvela – tyle że z pewnością nie na żadnej z głównych Ziemi. Główni bohaterowie nie znają się, a przecież na kartach komiksów mieli ze sobą wielokrotnie do czynienia. Ba, byli nawet kochankami. Inaczej też wyglądało ich pierwsze spotkanie. Ponadto Elektra najwyraźniej nie słyszała nigdy o mutantach, a i w historii pojawiają się postaci zupełnie nam obce. Wkraczamy więc do alternatywnej rzeczywistości. Mistrzyni ninjtsu zostaje wynajęta do zabicia pewnego jegomościa w sposób niepozostawiający śladów. Świadkiem morderstwa jest jednak jego córka, która teraz może o wszystkim opowiedzieć władzom. Dziewczynka znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Do jej ochrony wynajęty zostaje więc Logan. I tak rozpoczyna się walka pomiędzy tytułową parą. Z czasem na jaw wychodzi jednak wiele informacji, które zmieniają wszystko…

Słowem…

Za stworzenie scenariusza do Elektra i Wolverine. Odkupienie odpowiada Greg Rucka. Fanom komiksów autora przedstawiać nie trzeba. Przez wiele lat tworzył on przygody takich superbohaterów jak Batman, Superman czy Punisher. Na jego konto trafiło kilka nagród Eisnera i Harveya. Postawiono wiec na prawdziwą gwiazdę świata komiksu, wierząc, że bez problemu poradzi sobie z nowym wyzwaniem. Cóż, można stwierdzić, że ta sztuka nie do końca mu się udała. Efekt końcowy nie jest zły, ale zatrzymał się gdzieś na linii przeciętności. Historia nie jest odkrywcza i raczej nie zaskakuje. Nawet zwroty akcji i intrygi są z gatunku oklepanych i do przewidzenia. Także styl pozostawia sporo do życzenia. Brakuje tu większych emocji i to nawet w momentach, gdy wszystko wokół eksploduje, a trup ściele się gęsto. Wydaje mi się, że Rucka pisał to w taki sposób, w jaki tworzy scenariusze do komiksów, które dopiero po przemianie w obrazki budzą zachwyt odbiorców.

Nie zamierzam jednak jedynie krytykować opowieści, gdyż ma ona swoje plusy. Choć może sama akcja nie oddaje pełni dramatyzmu, sytuację ratują interakcje pomiędzy tytułowymi bohaterami. Jest między ta iskra napięcia i to już od pierwszego spotkania. Zmieniająca się relacja płynie do nas z kolejnych stron i choćby dzięki temu mamy ochotę przeczytać wszystko do końca. To jednak, co najbardziej mi się podobało, to możliwość poznania Wolverine’a od nieco innej strony. Możemy dowiedzieć się, co odczuwa Logan, kiedy jest ciężko ranny czy nawet chwilowo martwy. Bo czy czytając komiksy zastanawialiście się kiedyś, jak właściwie działa jego czynnik gojący? Otóż bohater odczuwa wszystko w postaci okropnego bólu. Wyobraźcie sobie, że Wasze płuca są przebite, nie możecie złapać oddechu, dusicie się własną krwią, ale męki się nie kończą. Pomału wszystko zaczyna się zasklepiać, jednak Wy dalej czujecie wszystkie zadane rany. To właśnie przy każdej okazji przeżywa Rosomak. Straszne, ale i pozwalające jeszcze bardziej współczuć postaci.

…i obrazem

Za oprawę graficzną powieści również odpowiada wielka sława i to nie tylko świata komiksu. Obrazy do Elektry i Wolverine’a stworzył bowiem japoński artysta Yoshitaka Amano. To właśnie on współpracował ze Square Enix przy grze Final Fantasy, a za The Sandman: The Dream Hunters na podstawie powieści Neila Gaimana zdobył kilka nagród, w tym m.in. Hugo czy Eisnera. Jeśli interesujecie się mangą, to dodajmy, że znać możecie również kadry do Ganji czy Vampire Hunter D. A to nadal nie wszystko. Być może nie wiecie, ale to właśnie on współtworzył anime Yattamana i Królestwo kalendarza. Trzeba przyznać, że jego prace – także w omawianym albumie – są niepowtarzalne i niepodrabialne. Uchwycił piękno Elektry i dzikość Wolverine’a. Świetnie wypadają zarówno bardziej dynamiczne ujęcia, jak i te statyczne, w których bohaterowie np. jedynie patrzą na siebie. Dobór barw, gra cieni, targające postaciami emocje – wszystko to zostało oddane, a my mamy przyjemność podziwiania dzieł mistrza.

Edycja kolekcjonerska

Elektra i Wolverine. Odkupienie to album wydany pierwotnie w 2002 roku. Możemy się cieszyć, że dzięki wydawnictwu Egmont dotarł także i do nas. Został on uzupełniony o kilka szkiców oraz wywiad z autorem. Nie jest on powiązany z główną historią ze świata Marvela i fabularnie nie wnosi zbyt wiele. Na uwagę zasługują szczególnie rysunki Amano. Całość stanowi jednak bardziej ciekawostkę i pewnie fani komiksów przejdą obok niego obojętnie. Zainteresować może raczej osoby fascynujące się japonistyką, a także fani tytułowej pary. Sami musicie ocenić, czy chcecie mieć ten tytuł na swojej półce.


Nasza ocena: 7/10

Ciekawostka w sam raz dla kolekcjonerów.



Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 0/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10
Exit mobile version