Lars Von Trier to jeden z tych reżyserów, którzy bezpretensjonalnie przekraczają ugruntowane w współczesnej kinematografii konwenanse i granice dobrego smaku oraz łamią społeczno-filozoficzne tabu. Po kontrowersyjnym, ale docenionym przez część krytyków Antychryście czy apokaliptycznej, nostalgicznej Melancholii, pora na kolejne dzieło duńskiego artysty (nie bez powodu stosuję to miano w jego kontekście), stylistycznie i estetycznie zbliżone do pierwszego z wymienionych. Pochylmy się trochę nad Domem, który zbudował Jack.
I am a serial killer
Film opowiada doświadczenia tytułowego, z pozoru wyglądającego na sympatycznego i niegroźnego, Jacka. Głównego bohatera poznajemy poprzez przywoływane przez niego retrospekcje z dokonywanych morderstw w przeciągu 12 lat, które w beznamiętny sposób opisuje. Nie stroni on od alegorycznych przypowieści, filozoficznych rozważań dotyczących istoty i natury człowieczeństwa czy metafor oraz porównań.
Protagonista jest więc odzwierciedleniem artystycznego usposobienia reżysera. Przybliżane przypadki seryjnego mordercy są nacechowane niezwykłym okrucieństwem i swojego rodzaju metodyczną manierą, z jaką pozbawia życia swoje ofiary. To co wyróżnia go jednak od pozostałych zwyrodnialców to samoświadomość bycia osobą głęboko zdeprawowaną i zaburzoną. Ten aspekt pełni ważną rolę w autorefleksji przestępcy oraz całej koncepcji reżysera.
Morderca (nie)doskonały
Von Trier nakreślając głównego bohatera dokonuje swoistej demistyfikacji. Większość filmowych psychopatów, których doskonale znamy głównie ze slasherów i thrillerów psychologicznych, to pozbawieni samoświadomości mordercy o nadnaturalnych zdolnościach. Tymczasem Jackiem miotają skrajne odczucia namiętności, obłędu czy szaleństwa i składające się na nie aberracje takie jak nerwica natręctw czy zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. W istocie ważnym aspektem filmu jest także usposobienie postaci. Mężczyzna jest architektem, próbującym zbudować swój dom. Szybko jednak przekonuje się, że nie jest w stanie zrealizować swojej wizji, a jedyne spełnienie swoich sadystyczno-artystycznych zapędów odnajduje w zabijaniu, przetrzymywaniu ciał w chłodni, służących mu następnie za budulec wyobrażonej konstrukcji.
Reżyser, nie pierwszy raz zresztą, przeprowadza głęboką wiwisekcję zdeprawowanej ludzkiej natury, za punkt wyjścia obierając fatalistyczną i psychoanalityczną wizję człowieka zdeterminowanego przez własną popędliwość i podatną na bodźce zewnętrzne. Człowieczeństwo dla niego to ciągła transgresja, nieustanne przekraczanie wszelkich granic w imię „sztuki wyższej”, co uwydatnia w bestialskich, samozwańczo wyrafinowanych działaniach seryjnego zabójcy. Psychologiczna głębia w połączeniu z rozbudowaną symboliką, tworzą nam obraz dość wyniosły, lecz nie pozbawiony tego, do czego w przypadku dzieł duńskiego artysty zdążyliśmy wszyscy przywyknąć, wzbudzania kontrowersji i epatowania skrajną przemocą.
Nowe dzieło, stary Von Trier
Dom, który zbudował Jack dowodzi stałości reżysera w zakresie stylistyki. W swoisty dla siebie sposób prowadzi narrację, starając się w najbardziej możliwym stopniu uwiarygodnić przekaz oraz pozwala wybrzmieć najbardziej mrocznej stronie człowieczeństwa. Zastosowanie licznych alegorii, metafor, przypowieści biblijnych i rozbudowanej symboliki, pełniące funkcje retardacji i emfazy, stanowią nieodzowny element Von Trierowskiej filozofii egzystencjalnej. Już wcześniej duński twórca dał się poznać jako nietuzinkowy artysta, który nieustannie w swoich dziełach zasięga do kulturowego dorobku uczonych, myślicieli, poetów, czym zjednał sobie sympatię części fanów. W jego najnowszym filmie znajdziemy bezpośrednie odwołania do twórczości Johana Wolfganga Goethego czy poematu Williama Blake’a. Konwencje utrzymuje w zamkniętej kompozycji, opierając się na klasycznych podziałach dramatu antycznego, podobnie jak w wspomnianym na wstępie Antychryście.
Akty stanowią 5 wybranych przez narratora przypadków morderstw, które przedstawiają stadialny charakter zbrodni, traktując tym samym zabijanie jako proces. Całość zamyka epilog, w którym bohater doświadcza katabazy, czyli rytualnego zejścia do świata umarłych, którego symbolem jest piekło Dantego. Wydaje się, iż w działaniach sprawcy modus operandi nie ma większego znaczenia, ustępując miejsce artystycznej wizji reżysera. Wiarygodności historii sprzyja paradokumentalna forma przekazu, przepełniona retrospekcjami opisywanych zbrodni. Natomiast prowadzony w tle dialog seryjnego mordercy z tajemniczym Vergem, podczas którego oba podmioty liryczne toczą dyskurs o istocie człowieczeństwa czy fundamentalistycznych kwestiach dotyczących ludzkiej natury, można potraktować jako wewnętrzną autorefleksje i walkę z kiełkującym poczuciem winy.
Mimo, iż obraz w większej mierze spełnia swoje pierwotne założenia, niektórymi scenami prezentowanymi z chirurgiczną precyzją, w tym między innymi wstawkami z filmów dokumentalnych, ukazujących masowe ludobójstwa, wzbudza kontrowersje i pozostawia niesmak, to jednak Von Trier nie zaskakuje tak mocno i dosadnie jak poprzednio, a cała medialna nagonka i krytyka w stronę jego twórczości okazuje się jedynie piętnem sprzed lat. Reżyser mimo to wydaje się niewzruszony i jestem przekonany, że jeszcze nie raz uraczy nas jakąś artystyczną wizją destrukcyjnej natury człowieka.
Film można zobaczyć w kinach Cinema City.
Nasza ocena: 8/10
Von Trier po raz kolejny udowadnia, że jest artystą filmowym światowego kalibru. Przeszywa duszę człowieka i dokonuje wnikliwej wiwisekcji ludzkiej natury. Mistrz!Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 8/10