Sięgając po książki młodzieżowe, zapowiadające się na urban fantasy, oczekuję emocjonujących scen akcji, ciekawych wątków paranormalnych, śledztwa i (od czego powinnam była zacząć) dobrze rozpisanych postaci. Niestety nie każda – w tym również nowość autorstwa Bianki Iosivoni i Laury Kneidl – spełnia te dość konkretne wymagania…
Podstawowym problemem owej nowej powieści o hunterach jest fakt, że autorki stworzyły coś, co już według mnie istnieje. Pierwszy tom Midnight Chronicles wiele razy przypominał mi bowiem serię Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare, tylko w słabiej przemyślanym wykonaniu. Nie twierdzę tutaj, że wspomniany cykl jest fantastycznym punktem odniesienia w literaturze młodzieżowej (bo nie jest), jednak posiada elementy wspólne z nowością Jaguara, które są o wiele bardziej przemyślane i mocniej oddziałujące na emocje czytelnika.
Dzień dobry, nazywam się…
Mamy więc Roxy, wolną (niezrzeszoną – na tyle, na ile zrozumiałam wyjaśnienie) magic hunterkę (lat 21), która ma na głowie nieprawdopodobną, trudną do realizacji misję złapania kilku setek przypadkowo wypuszczonych potępionych dusz. Oprócz tego dziewczyna próbuje znaleźć zaginionego brata, a przy tym została obdarzona dodatkową, niezwykle rzadką umiejętnością, którą ukrywa przed innymi. W swych działaniach bohaterka ma wiernego pomocnika w postaci Grimm Huntera Finna (ciężko stwierdzić, jaka ich łączy relacja, gdyż jest według mnie rozpisana bardzo ogólnie, powiedzmy jednak, że to taki znajomy z pracy), na którego zawsze może liczyć – tak, jak na swego przełożonego, ponad siedemdziesięcioletniego huntera Maxwella.
Generalnie życie postaci w książce Moc amuletu polega na mieszkaniu we wspólnej kwaterze i polowaniu na istoty paranormalne. Podczas jedej z misji Roxy ratuje jednak mężyczyznę, który pomimo wypędzenia z niego ducha nie wraca do końca do siebie, gdyż całkowicie traci pamięć. Jest to coś nowego dla środowiska hunterów, dlatego ci poczuwają się w obowiązku, by zająć się delikwentem. Tajemniczy nieznajomy, który obiera imię Shaw, szybko zostaje skonfrontowany z rzeczywistością pełną potworów, po czym to decyduje się… również szkolić na huntera.
Bohater nr 234, bohater nr 235…
Pierwszą rzeczą, która w tej książce nie przypadła mi do gustu, to kreacje postaci. Roxy jako główna persona ma w miarę dokładnie rozpisany charakter i zachowania, jednak ciężko z nią sympatyzować. Albo jest rozdrażniona i pokazuje swojemu partnerowi trzeci palec, albo na okrągło przypomina nam o swojej ciężkiej i niewykonalnej misji, a przy tym jest najzwyczajniej nudna (jej ulubiona czynność to jedzenie fast foodów). Partner dziewczyny, który z założenia miał być pewnie lekko złośliwym przyjacielem, w efekcie jawi się jako niezawodny paker, pojawiający się przy okazji każdej walki, ale niewiele wnoszący do tej powieści. Jedynie Shaw, czyli mężczyzna, który stracił pamięć, miewa zabawne wstawki, przyjemnie ludzkie zachowania (zadawanie pytań na podstawie wiedzy zdobytej z seriali takich jak Pamiętniki wampirów) albo reakcje, więc akurat jego postać wypada z tej trójki najlepiej. W tle są także inni hunterzy, ale nie angażują się w historię na tyle, by był sens pisać o nich cokolwiek więcej. Wspominając jeszcze o głównym antagoniście, pojawia się on dopiero za połową książki i ani nie przeraża, ani nie zaskakuje. Jego motywacje są wyjaśnione dość lakonicznie, przez co w ogólnym rozrachunku także wypada blado i nudno (jest zły, bo jest zły). Niby kilka kwestii, które wypowiada, otwiera nowe wątki, ale są one tylko lekką zajawką, rozbudowaną za słabo, by rozbudzić ciekawość w czytelniku.
Pizza i chodzenie po mieście
Kolejny minus za dość monotonną fabułę. Po zakończonej lekturze próbowałam sobie podsumować, co tak właściwie się w tej historii dzieje i doszłam do wniosku, że bohaterowie albo włóczą się po mieście szukając potencjalnych potworów do zlikwidowania, albo siedzą w kwaterze i jedzą (ewentualnie trenują). Z jednej strony rozumiem, że nie powinnam oczekiwać cudów, z drugiej – skoro fabuła sprowadza się wyłącznie do takich czynności, mogłaby nadrobić przykładowo super opisanym światem lub całym wątkiem paranormalnym. W przypadku tej książki, niestety, nieważne, o jakim elemencie historii myślę, każdy był zwyczajnie nudny. Nawet rozwijający się między Roxy i Shawem romans nie ma w sobie absolutnie żadnej chemii, więc zapomnijcie o wypiekach na twarzy w trakcie czytania.
Więc chodź pomaluj mój świat – na nudno i nieciekawie
Miejsca akcji także zostały opisane bardzo po macoszemu; autorki w ogóle nie wykorzystały możliwości ani Londynu, ani Paryża. Wprawdzie czytelnik wie, co i gdzie się dzieje, jednak próby zarysowania sobie w głowie kolejnych lokacji niespecjalnie pobudza wyobraźnię. To samo dotyczy fabuły, która już od pierwszych stron zdradza nam swój kierunek (misja złapania dusz oraz odnalezienie brata Roxy) i po drodze nie zaskakuje nas ani jednym wydarzeniem. Nawet walka z głównym w tym tomie przeciwnikiem jest okropnie blada i w ogóle nie spełnia funkcji punktu kulminacyjnego w książce. W całej powieści bardzo brakuje emocji oraz sensownego i konkretnego uzasadnienia roli łowców.
Najgorsze jest jednak zakończenie, które zostawia otwarte absolutnie wszystkie wątki, a dodatkowo rzuca kilka przypadkowych imion nowych postaci, które zapewne dołączą w kolejnym tomie.
Ten amulet trochę nie działa
Niestety mimo najszczerszych chęci w tej powieści nie podobało mi się nic (no, może poza postacią Shawa). Dodatkowo znalazłam kilka literówek i to w formach osobowych podczas dialogów, co wprowadzało zamieszanie, kto powiedział daną kwestię. Nawet okładka tej książki jest graficznie mało atrakcyjna, więc – niestety – nie polecam.
Nasza ocena: 4,5/10
Wolę jeść pizzę na żywo, niż czytać jak robią to inni.Fabuła: 4/10
Bohaterowie: 4/10
Styl: 5/10
Wydanie i korekta: 5/10