Jakim więc my znakiem – stawiano sobie pytanie – pozdrawialiśmy kiedyś naszych bogów, nim dłonie nasze nauczyły się kreślić krzyż? Jakie były wtedy obrzędy i czym różniły się one od zwyczajów owych dzikich ludów? Tak pytała Europa zafrapowana raptem inną, już nie tylko klasyczną kulturą.
Na dobry początek
Na powyższe pytania stara się odpowiedzieć Kazimierz Władysław Wójcicki na kartach swojego dostojnego dzieła zawierającego opowieści dawnych mieszkańców terenów dzisiejszej Polski, Ukrainy, Białorusi, ale także Czech i Słowacji. Autor podjął się zebrania legend, przysłów oraz opowiastek krążących na przestrzeni tego obszaru i dawnych lat. Właśnie te opowieści, klechdy, stanowią zdecydowaną większość pokaźnego tomu. Oprócz nich czytelnik jest raczony pobieżną biografią autora, która wynika z opisu źródeł powstania księgi. W tym tekście wymieniono również inne pozycje oraz innych autorów, z dorobku których Wójcicki korzystał podczas pisania. Następnie rozpoczynają się same opowiadania. Ich zbiór podzielono na dwie części, obie są opatrzone krótkim komentarzem. W sumie stanowi to bardzo zgrabną całość. A ta rozpoczyna się kilkoma słowami o autorze, o powstałych wcześniej i później dziełach w tej tematyce.
Trochę wad
Zarówno wstęp jak i treść docelowa włącznie z komentarzami jest pieczołowicie opatrzona przypisami. Daje to dowód na to, że zbiór opowiadań został przygotowany rzetelnie i w oparciu o dokonania innych. Wiąże się z tym jednak istotna niedogodność znacznie psująca lekturę. Wyjaśnienia gęsto stosowanych przypisów są umieszczone na końcu bieżącej części tekstu. Przykładowo wyjaśnienie przypisów we wstępie jest na jego końcu, czyli po kilkudziesięciu stronach. W przypadku samych opowiadań, tłumaczenie znajduje się dopiero na ich końcu. Autor posługuje się cytatami bardzo często, przez co należałoby sięgać po ich znaczenie właściwie co kilka zdań. A przerzucanie wielu stron – w trzeba to zaznaczyć – grubej książce jest co najmniej niewygodne i przeszkadza przy czytaniu, gdy już przyjmiemy dogodną do lektury pozycję. Sprawia to, że czytelnik nie ma ochoty sprawdzać tych przypisów, nawet jeżeli opatrzona nimi treść jest intrygująca, bądź niezrozumiała. Ten fakt jest największą wadą dzieła, mniejsze to sama zawartość opowiadań. Książka najlepiej sprawdza się w częstych acz krótkich posiedzeniach. Treść powiastek wygląda miejscami podobnie do siebie, zdarza się, że można przewidzieć ich zakończenie. W efekcie dłuższa sesja z Klechdami nuży i usypia. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, iż książka jest pisana językiem archaizmów, co może utrudniać odbiór.
Ale zdecydowanie więcej zalet!
Książka Wójcickiego to w istocie księga. Jest wielka, ciężka i pięknie oprawiona. Wydanie to prawdziwa uczta dla oczu. Pozycja rewelacyjnie wygląda na półce bądź na tematycznej wystawce. Okładkę zdobi niezwykle klimatyczna ilustracja przedstawiająca mroczną leśną ścieżkę, pogrążoną w ciemności. Rozłożyste drzewa splatają nad nią swoje gałęzie. Te ostatnie porastają drobne, jasne kwiaty. Niesamowite wrażenie robi tytuł napisany ciekawą czcionką w złotym kolorze. Po rozpoczęciu lektury, oglądamy wyraźną, czytelną czcionkę na stronach obramowanych złotą obwódką. Dzięki temu mamy wrażenie, że czytamy księgę zaklęć, starożytnych opowiadań bądź kronikę pradawnych wydarzeń. Każdy z rozdziałów rozpoczyna się misternym iniektem, a kończy niedużym rysunkiem, w swoisty sposób nawiązującym do treści danej opowiastki. Oprócz tych drobnych ilustracji, księga posiada więcej rysunków, zajmujących nierzadko całe strony, przedstawiających opisywane wydarzenia. Daje to przyjemną odskocznię od lektury, ryciny można długo podziwiać, wyłapując szczegóły i pieczołowitość, z jaką zostały wykonane.
Treść stanowią wszelakie opowiadania, jakimi raczono się w zamierzchłych czasach. Pozwala to poznać dawne wierzenia, zmartwienia i przygody nie tylko zwykłych chłopów, lecz także królów, księżniczek i czarodziejów. Czytając, poznamy źródła wielu polskich legend czy przysłów. Chcecie wiedzieć, dlaczego tam, gdzie diabeł nie może, babę pośle? Co spotkało Twardowskiego? Skąd wzięło się madejowe łoże lub jaka jest geneza topielców czy wilkołaków? Klechdy są tytułem dla was.
Mimo wszystko na plus
Klechdy Wójcickiego są bardzo dobrą propozycją dla zainteresowanych kulturą, wierzeniami słowiańskimi a także legendami opartymi na opowieściach przekazywanych z ust do ust z pokolenia na pokolenie na przestrzeni lat. Funkcjonują jak Mitologia Parandowskiego. W jednej pozycji znajdziemy zebranych wiele odniesień oraz motywów. Wszystko jest dokładnie przeanalizowane, tam, gdzie to konieczne przytoczono inne wersje opowiadań, podpierając to cytatami.
Odpowiednio dawkując sobie zatem lekturę, czytelnik zyska z niej najwięcej satysfakcji, poznając szczegóły, którymi można później zabłysnąć w towarzystwie.
Nasza ocena: 8/10
Pozycja optymalna dla chcących zapoznać się z kulturą naszych przodków. Skuszonym pięknym wydaniem zalecam stosowanie w częstych, lecz niedużych ilościach – wtedy zapada w pamięć najsilniej i najprzyjemniej.Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 6/10
Wydanie i korekta: 10/10