Site icon Ostatnia Tawerna

Nowy świat rodzi się w bólach – recenzja komiksu „Blade Runner 2029”, t. 2

Rok dane było nam czekać na kolejny tom, ale w końcu jest! Historia osadzona dziesięć lat po wydarzeniach z pierwszego komiksu. Tym razem jednak za scenariusz nie odpowiada Michael Green, współscenarzysta filmu Blade Runner 2049. To znaczy, że jest gorzej? Przed Wami Blade Runner 2029, wydany nakładem wydawnictwa Egmont.

Wasze poświęcenie jest tym, na co jestem gotów

Polskie wydanie Blade Runner 2029 zawiera, tak jak poprzedni tom, 12 zeszytów składających się na 3 tomy. Autorem scenariusza jest tym razem tylko Mike Johnson, z kolei Michael Green (Blade Runner 2049, Logan) jest konsultantem kreatywnym. Za szatę graficzną ponownie odpowiadają Andrés Guinaldo oraz Marco Lesko.

Aahna „Ash” Ashina, ścigana w związku z rzekomym porwaniem córki bogatego przemysłowca, oczyściła swoje imię i ponownie jest detektywem i Blade Runnerem w Departamencie Policji Los Angeles. Pracuje nad rutynową sprawą i trafia na trop replikanta, który uciekł dwanaście lat wcześniej, ale ponieważ roboty te zostały celowo zaprojektowane z myślą o krótkim okresie eksploatacji, to nie powinno być możliwe. Jednak bardziej niepokojące jest to, że w mieście pojawia się coraz więcej nowych „androdupków”, mimo że produkcja nowych replikantów jest od dawna zakazana. Gdy Ash drąży temat, spisek zagrażający miastu, które przysięgła chronić, i ludziom, których kocha, rozwija się ze złowrogimi konsekwencjami.

Tom 1, Spotkanie, rozgrywa się trzy lata po wydarzeniach z finału Blade Runner 2019. Mike Johnson ponownie bierze się za pisanie i idzie mu to całkiem nieźle dzięki pracy nad poprzednim tomem. Ciekawe i niebezpieczne relacje Ash, zagadkowa tajemnica i przekonujący złoczyńca – przywódca kultu, z którym można sympatyzować, to na pewno dobry początek nowej historii.

Echa, bo taki tytuł nosi tom 2, jest w zasadzie powiewem świeżości. Atak kultu, mającego na celu zbudowanie nowego porządku świata pozostawia Los Angeles bezbronne. Ash jest przetrzymywana w niewoli przez Yotuna, architekta tragedii i, nawiasem mówiąc, jedynego replikanta, który kiedykolwiek umknął naszej bohaterce. To przekonująca fabuła oparta na akcji, w której Johnson wprowadza kilka interesujących moralnych i etycznych dylematów. Z jednej strony mamy byłą łowczynię androidów, która teraz wykorzystuje swoje umiejętności, by uwolnić replikantów z niewoli. Z drugiej jest Yotun, który przedłuża swoje życie dzięki transfuzjom krwi swoich wyznawców i również dąży do wolności robotów. Wydaje się więc, że te dwie postacie są po tej samej stronie, ale czy na pewno?

Ostatni tom, Zbawienie, podchodzi do pisanej historii, bardziej niż dotychczas, od detektywistycznej strony. Ash zastanawia się, dlaczego Yotun wysłał swojego najlepszego „człowieka”, by spróbował obrabować kryptę. Jej właścicielką była pewna kobieta, która wiele zapłaciła, by grobowiec pozostał zamknięty na wieki. Tylko co w nim tak właściwie jest? Nie ma w nim kosztowności. Tylko książki, akta i dokumenty. Dlaczego Yotun ich potrzebuje?

Blask neonów zapiera dech

Andrés Guinaldo utrzymuje esencję scenerii neo-noir w Blade Runner 2029. Pełno tu brudu, jak przystało na nędzne ulice Los Angeles, przez które przebija się blask neonów i jasnych świateł podziemi miasta, dobrze oddanych przez kolorystykę Marco Lesko. Czytając kolejne karty, miałem wrażenie, że w tle słyszę ścieżkę dźwiękową z oryginalnego filmu z 1982 roku.

Guinaldo jest genialny w budowaniu poczucia atmosfery. Skupia się nawet na przedstawieniu zgiełku ludzi, czy to w zatłoczonym garażu komisariatu, czy w nielegalnym klubie nocnym. Przyszłość rysuje się w jasnych barwach, ale tylko dla uprzywilejowanej klasy wyższej, a nie tej mniej szczęśliwej, która próbuje przetrwać na straganach lub na wielu placach budowy w Los Angeles. Migoczące światła wieżowców i straganów z jedzeniem podkreślają dziwne i hipnotyzujące piękno miasta nocą.

Zespół artystyczny Guinaldo i Lesko wypracował pewien styl, którego jakość ze strony na stronę, z zeszytu na zeszyt, jest coraz lepsza. Dbałość Guinaldo o szczegóły i umiejętność budowania napięcia i atmosfery Lesko wzmacniają scenariusz Johnsona.

To niezwykła opowieść…

To, co najbardziej imponuje w serii Blade Runner, to duży nacisk na kreatywność. Johnson rozwija kulturę i dynamikę społeczno-polityczną w soczystym thrillerze, podczas gdy Lesko i Guinaldo udowadniają, że ich praca zasługuje na miano sztuki.

Mamy więc bogaczy optujących za ograniczeniem praw replikantów – z powodu własnej ksenofobii, co jednocześnie nie przeszkadza im zatrudniać tych samych sztucznych ludzi jako swoich służących. Widzimy pozłacaną sypialnię tak wielką, że do łóżka wchodzi się po schodach, a drzwi są zaledwie plamką w oddali. Nic poza złotą podłogą nie wypełnia przestrzeni między nimi. Oto namacalna wręcz metafora tego, co od zawsze było prawdą uniwersum Blade Runnera, czyli ludzie są władcami, a replikanci niewolnikami. To jednak nie tylko psychologia tłumów, ale i jednostek. Główna bohaterka sama staje przed pytaniem, po czyjej stronie się opowiedzieć – tak z powodów natury psychologicznej, jak i fizycznej. Z jednej strony ma przecież mechaniczny kręgosłup, wszczep, dzięki któremu sama nie jest do końca człowiekiem, a z drugiej ma ukochaną, która jest replikantką. Praca zmusiła Ash do uświadomienia sobie, że nie ma zasadniczej różnicy między ludźmi a replikantami. To samo spotkało filmowego Deckarda.

Kolejnym plusem jest to, że w scenariuszu znalazło się miejsce na wątek, który był wcześniej poza zasięgiem – biologia replikantów. Rewolucjonistom przewodzi osobnik, który w niewytłumaczalny sposób przeżył parę lat więcej, niż powinien. Jego dalsze życie jest przedłużane. Zawdzięcza to transfuzjom krwi od swoich lojalnych wyznawców, androidów poprzedniej generacji.

Zdecydowanie trudno mi znaleźć coś złego do powiedzenia na temat Blade Runner 2029. Jedynie zakończenie tomu może wydawać się trochę rozczarowujące. Finał konfliktu między Yotunem a Ash nie wydawał się tak wielki ani tak doniosły jak machinacje, których antagonista jest winny. Całe to planowanie, wszystkie manewry i ogromna tajemnica zaowocowały „złoczyńcą” z wielkimi pomysłami, które zawiodły, gdy nadszedł czas na ich wykonanie. Ostatecznie Yotun okazał się postacią o dużym potencjale, którego nie umiał wykorzystać, a jego jedynym osiągnięciem było wysadzenie tamy. Z bohatera i wizjonera stał się demagogiem, który myśli, że jest „wybrańcem” i „uzdrowicielem”, ale tak naprawdę jest cynikiem i stworzeniem tak bardzo bojącym się śmierci, że gotów jest zrobić wszystko, co mogłoby pomóc mu odwlec to, co nieuniknione.

Niezależnie od tego, czy odpowiada nam konwencja Blade Runnera, czy nie, tom 2 to wciąż doskonały thriller. Zespół kreatywny składający się z Johnsona, Guinaldo i Lesko wciąż przewyższa oczekiwania, dostarczając niezmiennie dobrą historię prowadzącą do Blade Runner 2039. Mam jedynie nadzieję, że czas do premiery kolejnej części minie mi bardzo szybko.

Nasza ocena: 9/10

Podobał Ci się Blade Runner 2019? A może chcesz po prostu – przeczytać komiks dziejący się w świecie jednego z największych filmów science-fiction/cyberpunk? Sięgnij więc po drugi tom, a się nie zawiedziesz.

Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 10/10
Exit mobile version