Oto w triumfalny sposób powraca jeden z najbardziej kultowych tytułów RPG: Bard’s Tale IV Barrows deep. Zaczął się więc wielki hype na tego dungeon crawlera!
Nostalgicznie wspominana przez starszych fanów pierwsza odsłona może nie była aż tak fantastyczna, jednak dała się zapamiętać. Studio inXile Enteriainment, kierując się zapewne sentymentem do tytułu, wypuściło kolejną część gry całkiem niedawno, bo 18 września, nakładając embargo na wszelkie udostępnienia recenzji i gameplayów z udostępnionych wersji recenzenckich aż do dnia premiery. Sieć została zalana masą recenzji, ścieżek „jak przejść” i filmikami z rozgrywek. Czy Brian Fargo spełni to, co obiecał fanom na Kickstarterze?
Na ratunek Skara Brae!
Fabuła od samego początku raczy nas klasycznym motywem bohatera, który musi zebrać drużynę, by wygrać z czyhającym złem (aż bezczelnie nasuwa mi się motyw Lord of the Rings). Jesteśmy od samego początku wciągani w pomoc przy wielu zadaniach, z czego naszym wiodącym celem jest pokonanie głównych złych: Famhair. Bogowie i bohaterowie poświęcili się w walce z nimi, by ludzie mogli wieść spokojny żywot, jednak paskudne szepty złych nie dają spokoju podatnym na nie, i w końcu komuś uda się wypuścić tych, którzy sprowadzą na świat zagładę. Jednak aby nie było to aż tak proste, miejsca w którym znajdują się Famhair chronią trzej, nieznani nikomu wrogowie. Pytanie tylko kim oni są… Historia w której jesteśmy osadzeni jest luźno oparta o przygody w świecie Craith. Zniszczone sto lat temu miasto, które możemy kojarzyć z poprzednich wersji, zostało świetnie odwzorowane w postaci ruin, po których będziemy mieli okazję się poruszać. Nawet korzystając ze starej mapy z pierwszej części gry, poruszanie się powinno być dziecinnie proste. Jest to naprawdę fajny smaczek dla każdego fana tej serii.
A gdzie jest płeć?!
W pewnym momencie gry mamy możliwość zmienienia naszego domyślnego bohatera, który jest kobietą. Gdy zdecydujemy się na coś takiego, do swojej dyspozycji mamy cztery rasy: człowiek, krasnolud, elf i chochlik oraz cztery klasy: bard, wojownik, adept lub łotr. Wybierając rasę niestety nie uświadczymy możliwości dostosowania postaci do takiego stopnia jak w większości gier tego typu. Szansę nieznacznej zmiany dostajemy dopiero przy częściowym dopasowywaniu jej pod siebie. Mamy do wyboru konkretny wygląd, uwzględniając w tym kolor skóry i płeć, głos który możemy dopasować do postaci oraz nadanie jej unikalnego imienia. Nie możemy więc samodzielnie zdecydować, czy nasza postać będzie na swój sposób wyjątkowa i czy będzie się nam podobać. Idąc dalej, wybieramy umiejętności początkowe, które będzie posiadał nasz bohater. Drzewko każdej klasy ma zapewne jakieś delikatne zmiany, jednak opcje główne, jakie można wybrać, się nie zmieniają. Mamy więc do dyspozycji atak, obronę, oraz umiejętności zależne od klasy: muzykę i warzelnię (w przypadku barda), oszustwo i rzemiosło (łotrzyka), czarostwo, medytację, szybkość czarów i rzemiosło (adept), a także dowodzenie i rzemiosło w przypadku wojownika. Na każdym poziomie otrzymujemy po jednym punkcie rozwoju, więc trzeba mocno się zastanowić jak chcemy rozwinąć postać, by jak najbardziej zoptymalizować jej ataki i móc przeżyć jak najdłużej.
Zaśpiewam wam pieśń wielką
Zabierając się za tworzenie postaci, moją uwagę przyciągnęła jedna z oferowanych klas: bard. Nie byłoby w tym nic interesującego gdyby nie fakt, że animacja stworzona dla niego jest przezabawna, i pewnie dlatego, oglądając videorecenzje częściej natrafi się na barda niż jakąkolwiek inną profesję. Później mamy możliwość kompletowania ekipy, zbierając po drodze kolejnych dziwaków, z którymi nie połączy nas żaden wspólny cel. Możemy wykorzystać przyłączających się do nas fabularnych NPC’ów, albo za pomocą najemników skompletować swoją idealną drużynę. Im większa nasza drużyna, tym większe umiejętności posiada nasz ukochany bard. Możemy go nauczyć nowych piosenek, których wpływ na otoczenie jest strasznie duży. I tak: mamy piosenkę na odkrycie tego co ukryte, na symbol Gildii Bohaterów (do której należymy), na resetowanie zagadek. Z każdym kolejnym etapem robi się tylko coraz ciekawiej.
A mechanicznie to wygląda tak!
Jak zdążycie się zorientować, całość gry jest prowadzona z pierwszej osoby. Otwieranie zamków, podnoszenie przedmiotów czy inne rodzaje interakcji są możliwe poprzez ujrzenie odpowiedniej ikony nad rzeczą wymagającą akcji oraz odpowiedniego obramowania jej. To ułatwia rozgrywkę ale jednocześnie ma się wrażenie, że jest się prowadzonym za rączkę. Jednym z wielu plusów tej gry jest jej prostota. Nie ma w niej nic na tyle skomplikowanego, by trzeba było mocno główkować albo wykazywać się zmysłem taktyka. Poza tym każda możliwość jest skrupulatnie wyjaśniana na początku rozgrywki, w samouczku, więc nikt nie powinien mieć kłopotów z ogarnięciem reguł gry. Bard’s Tale IV to typowy dungeon crawler, w którym zwiedzamy każdą możliwą ścieżkę w labiryncie korytarzy, w lokacji, w której akurat się znajdujemy. Mapa to nasz największy sprzymierzeniec tutaj, bo nieraz dzięki niej wymkniemy się z tej plątaniny dróg. Znajdziemy też czasem miejsca, gdzie nie warto się zapuszczać, ponieważ przeciwnicy zmiotą nas błyskawicznie z powierzchni krainy. Idealnym rozwiązaniem jest rozróżnienie kolorystyczne naszych przeciwników, gdzie kolorem zielonym są oznaczone stwory na poziomie łatwym, żółtym na naszym, a czerwonym ci, których podmuch z nozdrzy okaże się dla nas zabójczy. Jednak co na to daltoniści? Będą musieli znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który pomoże im nie wpaść po uszy w szambo. Niestety balans gry troszkę leży. Może się zdarzyć, że ci żółci będą trudniejszym przeciwnikiem niż czerwoni i będzie trzeba się mocniej natrudzić, aby pokonać dziadów stojących nam na drodze ku zwycięstwu.
Gdzie ten zapis?
Może się okazać, że nasz „sejw” został zrobiony strasznie dawno i bardzo daleko od miejsca, w którym się aktualnie znajdujemy i to może okazać się naszą bolączką. Czy nie wkurzyli byśmy się przecież, gdybyśmy z trudem doszli do newralgicznego momentu rozgrywki, by nagle wylądować nie wiadomo jak bardzo w tyle? Internet aż huczy od memów o ludziach wyrzucających monitor przez okno. Tylko właśnie! Gdzie są te magiczne miejsca zapisu? Otóż nasze totemy są rozsiane w różnych miejscach, bardzo blisko siebie, przeważnie w lokacjach, gdzie są w ogóle niepotrzebne. Jednak mają one pewną specjalną właściwość: bardowie i adepci mogą zamiast zapisu wybrać odzyskanie punktów many, co często ratuje tyłek. Musimy więc bardzo rozważnie planować miejsca zapisu, aby nasza gra nie przypominała masochistycznych godzin w Dark Souls.
So tactic
Sama walka w Bard’s Tale IV jest bardzo ciekawa. Podczas pierwszej styczności z nią na myśl przyszedł mi Icewind Dale oraz Dragons Age i tamtejsze systemy potyczek. Choć tutaj bitwa rozgrywa się na 16 kwadratach to RPG’owy system turowy nieźle urozmaica całą rozgrywkę. Szczególnie kiedy ogarniemy, że warto chomikować punkty many, by móc w późniejszym etapie walki użyć naszej specjalnej zdolności i poszpanować na dzielni. Jest to na tyle przyjemna część rozgrywki, która wymaga od nas logicznego myślenia. Co więcej, animacje ciosów, które wykonuje każda z postaci, są zrobione po mistrzowsku i choć gra przypomina graficznie nieco lepszą pierwszą część Wieśka, to rozgrywka jest naprawdę wspaniała. Kolejną rzeczą, która uruchomi nasze szare komórki, są różnorodne zagadki, których jest pełno w Bard’s Tale IV. Od prostych jak zamek bramy otwierany mechanizmem z kół zębatych, aż po kopanie wróżek. Dlatego niezależnie od tego jak graficznie wygląda gra, warto będzie choćby dla takich smaczków poświęcić na nią trochę czasu.
Suma sumarum
Dźwięk w grze nadaje niesamowity klimat. Muzyka nagrana jest przez gaelickie wokalistki, a pojawiające się przez większość rozgrywki szepty „tych złych” wodzących na manowce, dodają przyjemnego dreszczyku całości. Dzięki temu nie przeszkadzało mi to, że byłam fabularnie prowadzona za rączkę (wszak nie ma aż tak wielu zadań pobocznych). Jednak jakieś zło trzeba znaleźć w grze, tak dla balansu, więc wytykanie zaczniemy od przesytu łamigłówek. Albo walki. Może to nieco frustrować (szczególnie, że zapis był hen hen daleko). Czasem rzeczy znikały jak David Coperfield lub opis nie zgadzał się z tym co trzeba było wykonać. Nie przystoi wypuszczać niedokończonej gry, gdzie tłumaczenie nie jest pełne lub znajduje się masa bugów, o których producent wiedział i z góry zapowiedział łatki. Jednym słowem weźmy przykład z bardów, sięgnijmy po kufel piwa i z pieśnią na ustach nieśmy w dal pieśń taką:
“…1…2…3…4…
To pewnie był uczony, co rozum miał za stu,
i zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie co nam dał, dał szczęścia nam paliwo!
Niech żyje nam nasz Jasiek Kiep, który wynalazł…
Piwo. Piwo. Piwo. Pyszne z pianką piwo. Piwo!”
Nasza ocena: 7,5/10
Pomimo widocznych “niedoróbek”, gra prezentuje się naprawdę świetnie. Warto zainwestować i cieszyć się każdą chwilą spędzoną w grze!Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 9/10
Fabuła: 8/10
Grywalność: 6/10