Malowanie trawy na zielono raczej nie poprawi jej dobrostanu. Podobnie jest z tym filmem – pomalowanie Ghostface’a na biało nie stworzy nowego kultowego mordercy.
Nożem w pragnienie dobrej fabuły
Fabuła filmu kręci się wokół Winnie (Jane Widdop), na którą w ciągu kilku chwil spadło ogromne nieszczęście – jest świadkiem tego, jak najlepsza przyjaciółka pada ofiarą mordu popełnionego przez tajemniczego, zamaskowanego nożownika w białym stroju. Wkrótce po unieszkodliwieniu zabójcy dochodzi do splotu dziwacznych wydarzeń, wskutek których Winnie okazuje się nie istnieć w świadomości wszystkich ludzi w mieście. Problem w tym, że morderca grasuje tak czy siak.
Trzeba przyznać, że historia filmu sama w sobie jest kreatywna. Chaotyczna, ale kreatywna. No i właśnie, to zdanie zasadniczo mogłoby zakończyć całą tę recenzję, ponieważ dość wyczerpująco opisuje film Tylera MacIntyre’a. Pomysł nie jest świeży, ale gdy nie ma się wielkich oczekiwań, nie przeszkadza to w odbiorze całości. Gorzej, gdy mowa o pomysłach fabularnych, a raczej ich braku. Ekspozycja ma sens, zaskakuje swoją długością, jednak reżyserowi zauważalnie brakuje pomysłu na to, co zrobić po niej. Wątek „paranormalny” jest poprowadzony na tyle chaotycznie, że widzowi łatwo zidentyfikować się z główną bohaterką, która przez pierwszą część drugiego aktu biega zdezorientowana po mieście i próbuje zrozumieć, co się dzieje. O ile zabieg z nietrzymaniem do samego końca tożsamości mordercy w tajemnicy był sam w sobie ciekawy, o tyle również w jego przypadku objawił się widzom brak koncepcji, jak mimo tego utrzymać widza w poczuciu zainteresowania historią.
Średni final, średnia girl
Nie sposób też w pełni mieć głębsze uczucia wobec bohaterów Noża w nocnej ciszy. Fabuła prowadzona jest na tyle przeciętnie, że aktorom pozostało jedynie bawić się konwencją i najlepiej wpisał się w nią Justin Long, wcielający się w Henry’ego Watersa, diaboliczno-odjechanego lokalnego kapitalistę, ceniącego sobie przede wszystkim firmy i tereny, które przyjmuje, a także ludzi, których może traktować jak służących. Jest jeszcze Bernie (Jess McLeod) aka Dziwaczka, której postać potrafi ująć, złapać za serce w minimalny sposób, ale ma się wrażenie, że jakoś zupełnie nie pasuje do całości, nawet mimo tego, że jest jedną z najjaśniejszych postaci filmu. W przeciwieństwie do głównej bohaterki, która mimo całkiem wiernego oddania emocji osoby znajdującej się w takiej sytuacji pozbawiona jest charyzmy i tego „czegoś”, co pozwalałoby kibicować jej jako final girl.
Tam, gdzie aktorska kicha, tam film MacIntyre’a nadrabia wizualnie. Jasne, nie ma on podjazdu chociażby do tegorocznej Nocy Dziękczynienia, ale strój mordercy i niektóre sekwencje mordów całkiem dobrze się ogląda. Ba, jedną ze scen z ostatniego aktu zaliczyłbym nawet do grona wizualnych perełek tegorocznych produkcji grozy. To jednak wszystko w tym temacie, bo całościowo produkcja ta nie wyróżnia się na tyle, żeby przykuła większą uwagę.
Nóż w nocnej ciszy jest klasycznym horrorem z gatunku „niewykorzystany potencjał”. Początkowo zaciekawia, ma swoje momenty, jednak w ostatecznym rozrachunku pozostaje przeciętniakiem, o którym zapomni się niedługo po wyjściu z kina.
Na film Nóż w nocnej ciszy zapraszamy do sieci kin Cinema City!
Nasza ocena: 4,5/10
Nóż w nocnej ciszy to film, którego ambicje zostają wyprzedzone przez (niezbyt przychylną) rzeczywistość.Fabuła: 4/10
Aktorstwo: 4/10
Oprawa wizualna: 6/10
Groza: 4/10