Hasło „serial twórców Lost: Zagubieni” jest dobrą reklamą. Chociaż ta czternastoletnia już produkcja nie była wybitna, wielu serialomaniaków właśnie od niego zaczynało przygodę z produkcjami innymi niż popularne telenowele. Dlatego nie oczekiwałam, że The Crossing będzie świetne, to jednak liczyłam na wciągającą i intrygującą fabułę.
Pierwszy krok
Opis serialu rzeczywiście brzmi interesująco. W małym, amerykańskim miasteczku woda wyrzuca na brzeg uchodźców. Z kilkuset osób zaledwie kilkadziesiąt przeżyło, a ocalali twierdzą, że uciekają przed wojną, która dopiero się wydarzy. W sprawę wplątany zostaje szeryf unikający własnej przeszłości. Opis, w połączeniu z nawiązaniem do Zagubionych, okazał się wystarczający, żeby przyciągnąć mnie do Przeprawy.
Niestety szybko się okazuje, że slogany nawiązujące do Lost to tylko pusta reklama niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością. Gdybym miała ten serial przyrównywać do innego, wspomniałabym o 4400. Jednak łączy je tylko równie intrygujący pomysł i oprawa wizualna. Nie jest to najlepsza rekomendacja, jeśli produkcja z 2018 roku pod względem technicznym przypomina czternastoletni serial.
Jednak to trzon serialu, czyli jego fabuła, zawiodła mnie najmocniej. Przez pierwszą połowę sezonu musiałam się zmuszać, żeby obejrzeć kolejny odcinek. Zupełnie nie ruszało mnie to, co się w The Crossing dzieje. Nie odczuwałam potrzeby dowiedzenia się, co stanie się dalej. Dodatkowo wszechobecne luki logiczne nie pomagały w utrzymaniu zainteresowania.
Sytuacja poprawiła się nieco w połowie sezonu, kiedy fabuła zaczęła się kleić i przez kilka odcinków śledziłam historię z zainteresowaniem. Tylko po to, by nieco zawieść się na koniec i wcale nie żałować, że drugiego sezonu nie będzie. Serial został skasowany ze względu na niską oglądalność. To przemawia za tym, żeby raczej nie poświęcać mu czasu – jeśli jeszcze nie zaczęliście.
Skok w głąb
Nie pomogła również mierna gra aktorska. Na tle nijakich bohaterów wyróżniły się tylko dwie postacie. Jude – policjant stworzony do spraw ważniejszych niż pilnowanie spokoju małomiasteczkowego życia oraz Reece – matka, która zrobi wszystko, żeby znowu być ze swoją córką. W momentach, kiedy fabuła mocno kulała, skupiałam się na śledzeniu losów tych dwóch postaci. Niestety tylko one były warte mojej uwagi.
Charakterystyka postaci oraz gra większości aktorów jest mało wiarygodna, a momentami nawet irytująca. Jakby tego było mało, dialogi są drętwe i wymuszone, w dodatku naszpikowane tekstami niczym z taniej telenoweli. Gdyby nie Steve Zahn i Natalie Martinez, wcielający się we wspomniane wyżej postacie, serial ledwo dałoby się oglądać.
Odbicie od dna
Paradoksalnie, mimo że „na oko” serial mógł powstać kilkanaście lat temu, to właśnie sposób nakręcenia oceniam w The Crossing najlepiej. Nie chodzi nawet o to, że od strony wizualnej produkcja jest dobra. Po prostu biorąc pod uwagę fabułę i grę aktorską to jedyny element, któremu właściwie nie mam nic do zarzucenia. Ujęcia i prowadzenie kamery wyszły poprawnie. Nie zachwycają, ale też nie irytują. Dodatkowo nieźle wygląda kolorystyka utrzymana w przygaszonych barwach, idealnie wpasowująca się do spokojnego, nadmorskiego miasteczka.
Nieco gorzej wypadła oprawa dźwiękowa, która może nie jest najgorszą, jaką znam, ale jednocześnie jest co najwyżej średnia. Momentami wtapiała się w tło, innym razem irytowała, a przez większość czasu była mi kompletnie obojętna.
Wypłynięcie na powierzchnię
Z wieloma problemami po drodze, ale udało mi się przetrwać Przeprawę. Nie był to najgorszy serial, z jakim miałam do czynienia. Ale nie mogę go nazwać dobrym. Słaba fabuła w połączeniu z równie kiepską grą aktorską, nienajlepszą ścieżką dźwiękową i poprawną realizacją dały średni serial. Da się go co najwyżej tylko oglądać – jednak tego nie polecam.
Już lepiej przypomnijcie sobie Lost. Zagubieni lub obejrzyjcie 4400. Z pewnością będzie to mniej zmarnowany czas.
Fakt, na samym początku powiedzmy te pierwsze dwa max 3 odcinki były dość.. hmm za mało tajemnicze, wciągające – to coś co powinien mieć każdy serial aby móc przetrwać.. Mega mega szkoda że w przypadku The crossing tak się właśnie potoczyło bo wg. mnie jest to kawał dobrej roboty i oddałbym wszystkie pieniądze jakie mam aby móc dowiedzieć się co przytrafiło się bohaterom w drugim sezonie. Zwykły „zjadacz chleba” a nie jakiś pseudo krytyk filmowy nie zwraca uwagi gdy kręcą scenę w lesie i czy ptaszki które tam sobie śpiewają zasłużyły sobie na miano dobrych ptaszków wykorzystywanych do filmu.. Bohaterowie byli mega, historia mega ciekawa, ja rozumiem gdyby pod koniec sezonu było coś co odpychało by widza ale w tym przypadku ? Nie mogę sobie odpowiedzieć na to pytanie- czemu nie będzie drugiego sezonu.. Wydaje mi się że kazdy zwątpił po oglądnięciu pierwszego ewentualnie drugiego odcinka i stwierdził ze nie zacznie dalej i być może dlatego serial upadł.. Tak czy siak jest mi mega przykro bo niestety nie dowiem się co przydarzy się Jude i jego znajomym 🙁