Site icon Ostatnia Tawerna

Nie zadzieraj z kotami… – recenzja książki „Koty Ultharu” H.P. Lovecrafta

Znowu recenzuję pozycję autorstwa Samotnika z Providence i znowu nie wiem, co napisać. Może dlatego, że obcowanie z legendą jest zawsze jakieś takie mistyczne albo może dlatego, że opowiadania w tym zbiorze znam praktycznie na pamięć? Nie wiem. Tak czy inaczej, zapraszam do zapoznania się z recenzją Kotów Ultharu.

Koty czyli odgrzewany kotlet

 Niestety nie mogę napisać zbyt wiele dobrych słów o recenzowanej pozycji. I nie chodzi o tłumaczenie, wydanie czy ogólnie zawartość. Wszystko jest w porządku, a nawet lepiej, ale jednocześnie nie jest. Problem leży nie w tym jak książkę wydano, ale po co ją w ogóle wydano. Przecież na rynku można znaleźć dwa omnibusy Lovecrafta od Vespera oraz dwa od Zysku i zawierają one wszystkie opowiadania, które notabene należą również do tego zbioru. Tutaj otrzymujemy owszem co lepsze kąski z tamtego literackiego dania, ale kąski te są bardzo mocno wyrwane z kontekstu. U Lovecrafta wiele opowiadań się zazębia, przenika czy to przez postać Randolpha Cartera, uniwersytet Arkham czy mitologię Wielkich Przedwiecznych. Wydawanie na przykład Srebrnego Klucza bez dajmy na to Przypadków Randolpha Cartera nieco mija się z celem. Ale to i tak jest mało ważne. Problem tego zbioru, jak i wcześniejszego, leży w tym, że Vesper ma tendencję do rozbierania na części i osobnej sprzedaży swoich omnibusów. Tak zrobił z Poem i tak teraz robi z Lovecraftem. Rozumiem, że takie wydania są bardziej poręczne i może lepiej się sprzedają, ale nie rozumiem, po co w takim razie wydawać te wielkie, parusetstronicowe knigi. Można by wypuścić szereg takich małych zbiorków i po problemie albo skompletować więcej niepublikowanych tekstów i tak je wypuścić, jako pozycję pełną nowej zawartości. W tym przypadku spośród wszystkich opowiadań „nowe” są tylko tytułowe Koty Ultharu, ale i tak pojawiają się w antologiach Zysku. Różnią się między sobą tylko tłumaczeniem. Także płacić pełną kwotę za jedno nowe opowiadanie to trochę nie w porządku w stosunku do czytelników. Nie pochwalam tego.

Koty, czyli mistrzowskie wydanie

Parę gorzkich słów zostało napisanych, ale przejdźmy teraz do plusów tej pozycji. Jest ich stosunkowo sporo i to one odpowiadają w głównej mierze za końcową notę. Po pierwsze wszystkie opowiadania są tłumaczone przez Macieja Płazę, a on jak nikt potrafił oddać ducha lovecraftiańskiej prozy. Do tego dorzucić należy niesamowite obrazy autorstwa Krzysztofa Wrońskiego. Są one niezwykle subiektywne i utrzymane w duchu mitologii Wielkich Przedwiecznych. Docenić trzeba też obecność posłowia, które rzuca nieco szersze światło na meandry twórczości samotnika z Providence. No i na sam koniec pochwalić trzeba sam kształt książki. Vesper się nie patyczkuje i każda ich pozycja, z którą obcowałem, została wydana na świetnej jakości papierze i z odpowiednio stylizowaną okładką. Tak jest też i w tym przypadku. Wisienką  na torcie jest zaś obecność przygotowanej specjalnie do książki zakładki. Chciałoby się, aby więcej wydawnictw robiło coś takiego. Czapki z głów.

Podsumowując, mimo bezsensu wydawania całego zbioru tylko dla jednego opowiadania i żądania zań pełnej ceny, to muszę powiedzieć, że sam tomik jest arcydziełem. Dla osób, których odstraszają ogromne księgi w sam raz. Dla fanów pozycja właściwie pomijalna, gdyż opowiadania znajdują się również w innych tomach. Mimo to wystawiam najwyższą notę, gdyż zarówno zawartość, jak i wydanie na to zasługują.

Nasza ocena: 10/10

Tomik wydany po mistrzowsku. Szkoda, że nie zawiera praktycznie nic nowego. Z tego względu umiarkowanie polecam.

Exit mobile version