Site icon Ostatnia Tawerna

Nie odrobiłem lekcji, bo dokarmiałem ojca padliną – recenzja filmu „Poroże”

Z jednej strony Poroże to rasowy horror, biorący na tapet wendigo, przeklętą istotę z wierzeń rdzennych szczepów Ameryki Północnej. Z drugiej zaś jest to sugestywny obraz mówiący o traumach, cierpieniach i odruchach osób z dysfunkcyjnych rodzin. Czy obie te płaszczyzny udało się zgrabnie połączyć?

Jako że pierwsze trailery składały się głównie z urywków prezentujących interakcje z potworem oraz dialogi zarysowujące jego mityczne pochodzenie, spodziewałem się, że film będzie nieco inaczej rozkładał akcenty. Liczyłem choćby na bardziej szczegółową i niespieszną eksplorację wierzeń Indian z terenów dzisiejszej Kanady i północnych stanów USA, z których wendigo się wywodzi, zwłaszcza iż nie jest on stworem przedstawianym w popkulturze ani specjalnie często, ani też szczególnie spójnie. Wyszło jednak nieco inaczej, a całe dzieło ma w sobie znacznie więcej z dramatu, niż można by z początku sądzić. A zatem, without further ado

Mitologiczna podkładka, nie solidny fundament

Z kwestią czerpania z mitów rozprawię się już na wstępie, bo jest to chyba jedyny aspekt filmu, jaki mnie faktycznie rozczarował. Jak już wspomniałem, zwiastuny narobiły mi smaku na ten wątek, a został on niestety potraktowany po macoszemu. Te kilka zdań z trailera okazuje się niemal wszystkim, czego bohaterowie dowiedzą się na temat pochodzenia i sposobu działania wendigo. Ponieważ sam od lat interesuję się mitologiami, zawsze ciekawią mnie przetworzenia ich elementów na potrzeby nowych dzieł. Niestety Poroże oferuje tutaj odbiorcy pewną wydmuszkę.

Wygląd i zachowanie stwora są co prawda przedstawione dość wiernie względem opisów obecnych w folklorze – przypomina on zatem chorego, wychudłego człowieka o zwierzęcych ruchach, który mimo częściowego zachowania rozumu i pierwotnego charakteru przeklętej osoby łatwo ulega morderczemu gniewowi podyktowanemu niezaspokojonym głodem ludzkiego mięsa. Również jego późniejsza forma, bardziej groteskowa i obdarzona tytułowym porożem, wpisuje się w pewne warianty mitologicznych przedstawień tej istoty.

Problemy ze spójnością pojawiają się natomiast w kwestii sposobu, w jaki zostaje ona wprowadzona do fabuły. Sam film ustami bohaterów informuje nas, że klątwa dotyka osób szczególnie chciwych lub też takich, które dobrowolnie posunęły się do aktu kanibalizmu. Jednakże żadna z tych rzeczy nie wydaje się być prawdziwa w przypadku Franka Weavera, ubogiego i niegospodarnego narkomana-dilera. Mimo to zostaje on w pierwszych scenach zaatakowany przez wendigo, a przekleństwo w niewyjaśniony sposób przenosi się na niego.

Kolejne fragmenty usiłujące objaśniać tę płaszczyznę fabuły również wiele nie pomagają. Wiemy, że młody Lucas ma jakieś pojęcie o tym, z czym się mierzy, gdy zostaje u niego znaleziona książka poświęcona tematyce złych duchów, ale jak weszła ona w jego posiadanie i czego właściwie się z niej dowiedział, nie zostaje nam zdradzone. Podobnie też nikt nie kwapi się, by wytłumaczyć, czemu poprzedni wendigo potulnie siedział w swoim gnieździe, uwięziony przez rytualne woreczki tubylców, ale jego kolejna inkarnacja w osobie Franka nie miała żadnego problemu z pokonywaniem tej bariery.

Źródło: imdb.com

Demony mniej dosłowne, ale równie straszne

Mniej rozreklamowaną, ale szalenie ważną częścią Poroża okazały się natomiast wątki, które można by nazwać obyczajowymi. Parę protagonistów tworzą tu skryty, wycofany uczeń szkoły podstawowej, Lucas, i jego nauczycielka, Julia. Jak się prędko okazuje, tę dwójkę łączą traumatyczne przeżycia związane z dorastaniem w dysfunkcyjnych rodzinach, co skłania kobietę do osobistego zaangażowania w problemy ucznia i podjęcia serii prób wyciągnięcia ku niemu pomocnej dłoni. Te fragmenty filmu są dość poruszające i ponure, przede wszystkim dlatego, że są bardzo prawdziwe.

Ogromnie wymowne jest już to, iż cierpienia obojga z nich na pierwszy rzut oka w ogóle nie widać. Julia jest już dorosłą, dawno „pozbieraną” kobietą, która przepracowała swoje problemy i stawiła czoła własnym lękom, choćby poprzez powrót do rodzinnej miejscowości i domu z dzieciństwa, gdzie kiedyś działa jej się krzywda. Chociaż z boku sprawia wrażenie silnej i odpowiedzialnej, a przy tym czuje się gotowa do niesienia pomocy innym, kruchość tego stanu daje się wyczuć w jej rozmowach z bratem, nie mówiąc już o bardziej dosadnym obrazowaniu w retrospekcjach przemocy, które do dziś ją nawiedzają. Podobnie Lucas, mimo że w momencie otwarcia fabuły siedzi już po uszy w okropnej sytuacji, jest fizycznie wycieńczony, a emocjonalnie ledwo wiąże koniec z końcem, z boku wydaje się zwyczajnym chłopcem, co najwyżej trochę nieśmiałym i zaszczutym przez klasowego łobuza. Dopiero dojrzała osoba z traumatyczną przeszłością jest w stanie przejrzeć tę iluzję normalności i dostrzec niepokojące sygnały. Jak mawiają Anglosasi: it takes one to know one.

Źródło: cnn.com

Fantastyka ukazująca realne problemy

W miarę rozwoju akcji dowiadujemy się coraz więcej, i tutaj Poroże ponownie oferuje bardzo trafne – a przy tym smutne – obserwacje na temat rzeczywistości ludzi wychowanych w atmosferze przemocy. Pewną specyficzną siłą tego obrazu jest skupienie na długoterminowych szkodach poczynionych w psychice, oddziałujących na ofiary nawet wtedy, gdy do maltretowania już nie dochodzi. Widzowi nie zostają pokazane szokujące sceny znęcania się (za wyjątkiem jednej wspomnianej już retrospekcji), tylko ich pokłosie, przez co zamiast przeżyć gwałtowny wybuch silnych emocji, ma się wrażenie powolnego „nasiąkania” ponurą grozą i bezsilnym współczuciem, które, jak sądzę, znacznie bardziej przejmuje i skłania do refleksji.

U bohaterów nietrudno zatem zaobserwować postawy i mechanizmy, jakie również w rzeczywistości często występują u osób w takim położeniu. Lucas jest skryty i nieufny wobec dorosłych, nawet tych szczerze życzliwych jak Julia, czuje się też odpowiedzialny za swoją rodzinę, przez co wykazuje cechy dziecka, które zbyt szybko dorosło, by móc chronić młodsze rodzeństwo i wspierać niedojrzałego emocjonalnie, dysfunkcyjnego rodzica. Połączona jest z tym także silna, toksyczna lojalność wobec krewnych, skłaniająca chłopca do zbyt daleko posuniętego poświęcania się na rzecz ojca i brata oraz do wypierania powagi i nieodwracalności pewnych zdarzeń. To również często bywa charakterystyczne dla tego rodzaju relacji, ponieważ niestabilna, ale dominująca osoba wmawia pozostałym, że mają tylko siebie nawzajem i muszą stanowić zwartą grupę stawiającą czoła światu bez względu na doznane krzywdy.

Także Julia okazuje się realizacją nieco innego schematu, w którym to była dostatecznie silna, by wyrwać się z opisanego wyżej „układu”, co pozwoliło jej stanąć na nogi. To posunięcie stało się jednak dla jej brata aktem zdrady i porzucenia, ponieważ on pozostał w rodzinnym domu bez wsparcia siostry i dalej doświadczał w nim przemocy. Choć sytuację między nimi obserwujemy w perspektywie wielu lat od tych wydarzeń, można dostrzec, że sobie nie ufają i mają do siebie nawzajem głęboki żal. Film pozwala sobie przy tym na sprytną zagrywkę, polegającą na tym, iż urywki tej historii poznajemy wyłącznie okiem Julii, a z ust Paula pada w pewnym momencie zdanie: „nie masz pojęcia, co on robił mnie”. Jest to o tyle ciekawe, że dalsza fabuła nie rozstrzyga, czy była to jedynie wymówka mężczyzny, mająca usprawiedliwić wcześniejsze nieudzielanie pomocy siostrze, czy może naprawdę był on pokrzywdzony na równi z Julią, lecz ona tego nie dostrzegała, przytłoczona własnym bólem.

Źródło: cheatsheet.com

Dobre zdjęcia, średniawe CGI

Od strony wizualnej Poroże prezentuje się wcale nieźle. Większość ujęć jest raczej mroczna lub stawiająca na zimne, stalowe barwy, co oczywiście podkreśla przytłaczający i wywołujący poczucie osamotnienia nastrój filmu. Dzięki temu prowincjonalne miasteczko nie wydaje się przytulne, lecz raczej niegościnne i jałowe, natomiast piękna kanadyjska przyroda jeszcze silniej nabiera surowego, tajemniczego i pierwotnego charakteru, co doskonale współgra z mitologiczną tematyką.

Trochę gorzej wypadają natomiast fragmenty z wendigo. Wczesne sceny z umorusanym, wychudłym Frankiem są jak najbardziej w porządku, efekty kuleją nieco dopiero przy jego późniejszej, bardziej „zaawansowanej” formie. Moment przemiany do pewnego etapu razi sztucznością, a późniejsze sekwencje z udziałem bestii też nie są szczytem kunsztu graficznego, chociaż tu przynajmniej maskują ten fakt szybkie przejścia kamery i oszczędne oświetlenie. Cóż, mogło być lepiej, ale tragicznie też nie jest!

Źródło: bloody-disgusting.com

Trochę straszno, trochę smutno

Podsumowując, Poroże jest w dużej mierze udaną, subtelną opowieścią o osobistych tragediach, niewidocznym bólu i wewnętrznych konfliktach, jakie targają psychiką osób cierpiących z ręki najbliższych. Podczas gdy mityczny stwór na ekranie zabija szybko i krwawo, jątrzące się rany duszy robią to równie skutecznie, lecz cicho i powoli. I choć po wyjściu z kina prawie na pewno nie natkniemy się w ciemnej alejce na wendigo, możemy tam napotkać drugiego człowieka. Takiego, o którego traumach, przeszłych czy obecnych, nie wiemy nic. I być może właśnie pamięć o tym jest przesłaniem tego filmu.

Nasza ocena: 8/10

Tytuł wciągający, poruszający i potrafiący czasami wystraszyć. Mniej tu scen akcji i eksploracji folkloru, a więcej ludzkich dramatów i budowania napięcia. Jeśli odpowiada Wam wolniejsze tempo i melancholijny, refleksyjny klimat, zdecydowanie warto!

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa wizualna: 8,5/10
Oprawa dźwiękowa: 7,5/10
Exit mobile version