Site icon Ostatnia Tawerna

Nie oceniaj mangi po okładce…, czyli Green Blood, One Punch-Man i Drifters na celowniku!

Okładka przyciąga wzrok i zachęca nas do zakupu tytułu. A co jeśli skrywa ona sekrety, których przy pierwszym kontakcie nie dostrzegamy?

Rozbudzić ciekawość!

Twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni to utalentowani artyści, którzy potrafią zaskakiwać czytelników swoimi pomysłami. Jednym z ciekawszych, aczkolwiek dość rzadkim zabiegiem w mangach, jest wykorzystywanie okładek jako miejsc na dodatkowe treści czy grafiki. Jednakże częściej można natknąć się na pozycje nieskrywające żadnych sekretów. Na przykład Berserk pod tym względem nie zaskakuje. Gdy zdejmiemy obwolutę, ujrzymy tę samą scenę, aczkolwiek w czerni i bieli. W tym miejscu mógłbym wymienić całą masę innych mang, ale przejdźmy do ciekawszego przykładu – komiksu Green Blood. Najlepiej spojrzeć na tom pierwszy, na którego okładce ujrzymy głównego bohatera z uniesionym rewolwerem. Natomiast gdy zdejmiemy obwolutę, otrzymujemy zupełnie inną scenę, rozciągniętą przez grzbiet aż na tył oprawy. Jest to kadr, wyjęty wprost z komiksu, niemniej w pełnej okazałości ta scena prezentuje się o wiele lepiej niż obrazek w środku mangi czy też ten na obwolucie. Według mnie to bardzo przyjemny zabieg, zachęcający, aby zwracać uwagę na takie drobne detale. Albowiem czasem można trafić na perełki.

Obwoluta niejeden sekret skrywa!

Mangacy często okazują się na tyle płodnymi autorami, że brakuje im miejsca na umiejscowienie ciekawych dodatków. Oczywiście nie warto na ich rzecz skracać głównej historii, ale z drugiej strony, dlaczego mieliby rezygnować z oryginalnych pomysłów? Kohta Hirano w Driftersach stworzył unikalny, niesamowity świat. Akcja komiksu pędzi na złamanie karku. Autor jednakże ma swoiste poczucie humoru i raptem kilka stron wygospodarowanych na posłowie, to byłoby dla niego trochę za mało.

Na obwolucie możemy zobaczyć wojowników i od razu wiemy, że w tej mandze krew będzie się lała strumieniami. Tymczasem gdy ją zdejmiemy, naszym oczom dla odmiany ukaże się humorystyczna scena z protagonistami w roli głównej. Nie mają oni nic wspólnego z fabułą, bo choćby w tomie drugim widzimy, jak Oda Nobunaga pisze swój blog. Szesnastowieczny samuraj, do tego genialny strateg, bawi się laptopem! Natomiast gdy już przeczytamy mangę i ją zamkniemy, ujrzymy plejadę „potencjalnych drifterów”. To właśnie na okładce autor zdradza, kogo mógłby wprowadzić do fabuły w kolejnym tomie. Oczywiście w samej historii są elementy humorystyczne, ale tak naprawdę to właśnie posłowie i sekrety schowane za obwolutą dobitnie uświadamiają nam, jakie poczucie humoru ma Kohta Hirano.

Yousuke Murata, król mangowych okładek!

One-punch man to seria, będąca wielką niespodzianką. Driftersi też potrafią zaskakiwać, jednak Kohta Hirano trzyma się pewnych ram. Wiemy, że z przodu pod obwolutą zobaczymy jakąś zabawną scenę, a także postacie, które mogą trafić do jego niesamowitego uniwersum. Yousuke Murata natomiast często serwuje coś innego. Zawsze jak zaczynam czytanie nowego tomu, najpierw dokładnie badam okładkę. Sprawdzam nawet, jaką mini scenkę autor umieścił na grzbiecie tomu. Przechodząc jednak do sedna, jakie niezwykłe pomysły miał Yousuke Murata?

W tomie trzecim mamy „rozkładówkę”. Obwoluta z okładką tworzą portret jednego z głównych antagonistów – Łysego w pelerynie (ten sam pomysł autor wykorzystuje również w tomach 19-21, które razem zestawione tworzą jeden obraz). Nie ulega wątpliwości, że jest to ciekawy zabieg, choć wplecenie komiksu w oprawę w tomie siódmym wydaje się jeszcze lepsze. Na obwolucie i okładce mamy kilka kadrów, wprowadzających nas w historię. Nim zagłębimy się w główną fabułę, powinniśmy przeczytać to, co umieszczone zostało na oprawie. Czasem ten dodatkowy okładkowy komiks może nam opowiadać historię jakiegoś superbohatera. Dla przykładu w ten sposób w tomie jedenastym poznajemy lepiej Metalowego Kija, a konkretnie, jak wygląda jego relacja z młodszą siostrą.

Autor potrafi też kreatywnie wykorzystać skrzydełka obwoluty, na przykład przerabiając je na drzwi, za którymi ukryte są sekrety (to rozwiązanie debiutuje w tomie piętnastym). Dzięki temu możemy się dowiedzieć między innymi, jak Sonik urządził sobie toaletę. I co zabawne, ma to nawet fabularny sens. Oczywiście nie zawsze mamy do czynienia z eksperymentami, czasem są to po prostu zabawne sceny z udziałem Łysego w pelerynie tudzież innych superbohaterów.

Gdy brakuje kartek, a pomysłów cała masa

Na koniec pragnąłbym zauważyć, że zawsze trafi się jakaś czarna owca. Dla przykładu pod obwolutą Dororo i Hyakkimaru mamy tylko tytuł na różowym tle. Nie ma co jednak skupiać się na wypadkach przy pracy i lepiej wszystko pozytywnie podsumować. Twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni mają całą masę pomysłów i potrafią radzić sobie nawet z brakiem miejsca. Dodatki wciśnięte na okładach to przyjemne urozmaicenie, albowiem odkrywanie tych sekretów bywa zaskakujące. Liczę, na to, że w przyszłości pojawi się więcej kreatywnych propozycji.

A Wy, drodzy czytelnicy, znacie jakieś przykłady kreatywnego wykorzystania komiksowych okładek?

Exit mobile version