Co ma wspólnego inżynieria naukowa z okultyzmem przełomu wieków? Postać Jacka Parsonsa, amerykańskiego chemika oraz pioniera w dziedzinie stałego paliwa rakietowego, którego upór i arogancja pozwoliły urzeczywistnić sen o człowieku w kosmosie. Oprócz naukowego zacięcia jego życie miało jeszcze jedną, nieco mroczniejszą, stronę – okultystyczną. Parsons był thelemitą i także utrzymywał bliskie kontakty z Aleisterem Crowleyem, twórcą Thelemy oraz Ronem Hubbaradem, założycielem Kościoła Scjentologicznego. Trzeba przyznać, że taki życiorys brzmi jak całkiem ciekawy materiał na serial, prawda?
Życiorys Parsonsa ujęto najpierw w książce Strange Angel: The Otherworldly Life of Rocket Scientist John Whiteside Parson, napisanej przez George’a Pendle’a, a później w serialu stworzonym przez Marka Heymana zatytułowanym po prostu Strange Angel. Ten drugi miał premierę całkiem niedawno, bo 14 czerwca tego roku i wydawał się całkiem ciekawym sposobem na przybliżenie tej dość kontrowersyjnej postaci szerszej publiczności. Niestety szersza publiczność prędzej zaśnie z nudów niż pozna nietypowy żywot Jacka Parsonsa.
Wyprodukowany przez CBS All Access serial jest po prostu nudny, a po premierze pierwszego odcinka nie napawa wielką nadzieją. Akcja wlecze się niczym kulawy osioł, a fabuła może stawiałaby kuszące pytania, gdyby nie opis serialu, który odpowiada na nie jeszcze przed seansem.
Czyń wedle swej woli będzie całym Prawem
Jacka Parsonsa poznajemy na jego życiowym zakręcie. Przez Wielki Kryzys w latach 30′ ubiegłego stulecia zostaje zmuszony do porzucenia studiów i zatrudnienia się w zakładach chemicznych. Jednak po godzinach pracy wraz z przyjacielem prowadzi nieoficjalne badania nad rakietami, które w przyszłości mogłyby zabrać człowieka do gwiazd. W międzyczasie do sąsiedniego domu wprowadza się Ernest, tajemniczy człowiek, który z początku wydaje się być zwykłym bucem i alkoholikiem. Szybko jednak okazuje się, że noce spędza na tajemniczych rytuałach. Nietrudno się zatem domyśleć, że to właśnie on sprowadzi Jacka Parsonsa na okultystyczną ścieżkę.
Mając tak ciekawy materiał i osobowość do przedstawienia, trudno nie poczuć ukłucia żalu, ponieważ Parsons w wykonaniu Jacka Reynora jest zwyczajnie płytki i sztuczny. A gdybyśmy nie znali dalszych losów bohatera, jego zachowania byłyby zwyczajnie irracjonalne. Może to właśnie paradoks szalonych geniuszy. Szkoda jednak, że podbudowany jest tak kiepską grą aktorską. Reynorowi brakuje charyzmy, która umocniłaby dziwaczność głównego bohatera, a także dodała mu jakichkolwiek barw.
Miłość jest prawem, miłość podług woli
Poza nudą i sztywnym graniem, trzeba jednak przyznać, że Stange Angel całkiem ciekawie prezentuje się pod względem scenografii, a drugoplanowi aktorzy dobrze sobie radzą. Stylistycznie produkcja ociera się o pulp fiction, gatunek w końcu tak bliski Parsonsowi (w dzieciństwie, a także późniejszym życiu zaczytywał się w zeszyciki z nieprawdopodobnymi historiami). Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że twórcy bali się zaryzykować i pójść z dziwacznością o krok dalej. Być może wtedy otrzymalibyśmy naprawdę ciekawą historię, zamiast ugrzecznionego tworu, który chociaż deklaruje się kontrowersyjnym, boi się otrzymać kategorię „tylko dla dorosłych”.
W Strange Angel brakuje wyobraźni i odwagi, przez co nawet pionierskie badania rakietowe wydają się zabawami po szkole na podwórku, a nie zagrażającymi życiu eksperymentami z środkami silnie wybuchowymi. Wszystko jest mdłe i bez wyrazu, jakby obawiano się dziwaczności głównego bohatera i chciano ją na siłę ugrzecznić. O geniuszu Parsonsa nie jest przekonany chyba sam Reynor, a historii nie czuje nawet koza, którą trzyma na rękach sąsiad Ernest, gdy go poznajemy. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w późniejszych odcinkach twórcy, mając przed sobą coraz bardziej kontrowersyjne materiały, przestaną się ich bać. W innym przypadku możemy liczyć jedynie na wakacyjnego zapychacza utrzymanego między kiepskimi dialogami a tanim horrorem.
Nasza ocena: 4,7/10
Nadzieja na ciekawą opowieść pozostaje. Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że to kolejna interesująca historia zmarnowana przez kiepską produkcję.FABUŁA: 3/10
BOHATEROWIE: 5/10
Oprawa wizualna: 5/10
Oprawa dźwiękowa: 6/10