Site icon Ostatnia Tawerna

Nie jestem mugolem! „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Wydanie ilustrowane” – recenzja książki

Należę do tego pokolenia, które dorastało z Harrym Potterem. Miałam dziesięć lat, gdy do moich rąk trafił pierwszy tom jego przygód i od tamtej pory regularnie wyglądałam kogoś z Ministerstwa Magii, kto przyszedłby do domu i wytłumaczył rodzicom, że nie jestem zwykłym mugolem i powinnam kształcić się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Zaczęłam już kompletować książki potrzebne mi do odnalezienia się w tym pełnym magii świecie!

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć są oficjalnym podręcznikiem, z którego kolejne pokolenia uczniów Hogwartu czerpią wiedzę o magicznych stworzeniach. To właśnie z niego młodzi magowie dowiadują się odróżniać Psidwaka od teriera, jak poradzić sobie z gnomami panoszącymi się w ogródku i tego, że nie należy obrażać hipogryfów, bo może to być ostatnia rzecz, jaką zrobi się w życiu. Potworna księga potworów zapewne oferuje nam podobną treść, niezaprzeczalnie jest jednak książką o bardzo agresywnym usposobieniu, co zdaje się dyskwalifikować ją na starcie u każdego nauczyciela, z wyjątkiem Hagrida. Wróćmy jednak do Fantastycznych zwierząt, których pierwsze wydanie pojawiło się w 1927 roku i zostało poprzedzone badaniami przeprowadzonymi przez ich autora, Newta Skamandera – światowej sławy magizoologa. Prywatnie zaś przyjaciela Albusa Dumbledore’a oraz męża Porpentyny Goldstein.

Książka autorstwa J.K. Rowling ukazała się po raz pierwszy w polskich księgarniach dla mugoli w 2002 roku. Jej nakład skończył się, nic zatem dziwnego, że piętnaście lat później pojawiło się kolejne wydanie, z którego zysk ponownie zostanie przeznaczony na wsparcie fundacji Comic Relief, pomagającej najbiedniejszym społecznościom w najuboższych krajach, oraz organizacji Lumos, wspierającą rodziny, aby umożliwić powrót do nich dzieciom przebywającym w placówkach opiekuńczych. Przyznacie sami, że to klasyczny przykład upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu – kupujecie dla siebie książkę z ukochanego uniwersum i jednocześnie wspieracie działania ludzi chcących naprawić świat. Na rynku pojawiło się również ilustrowane wydanie Fantastycznych zwierząt, które mam niemałą przyjemność trzymać w dłoniach.

Znamy już tę treść

Posiadając drugie wydanie podręcznika do opieki nad magicznymi stworzeniami, mogę zapewnić, że treść zawarta w wersji ilustrowanej nie różni się właściwie wcale od tego, co zostało do tej pory opublikowane. Nie wypowiem się natomiast, jak wychodzi to porównanie w wypadku mitycznego pierwszego wydania, bowiem nie miałam okazji tego sprawdzić. Zatem i tym razem zaczniemy naszą lekturę od przedmowy autora, w której prostuje on kilka idiotyzmów znajdujących się w poświęconej mu książce Rity Skeeter (czy kogoś w ogóle dziwi, że ta kobieta wypisuje głupoty, byle tylko przyciągnąć żądnych sensacji magów?). Jak nic powinna wstydzić się takiej postawy. Zostawmy to jednak, o wiele bardziej zajmujące jest bowiem to, co autor pisze o powstaniu podręcznika i motywacjach, które nim kierowały, gdy podróżował po świecie w poszukiwaniu coraz to nowych okazów do badań.

Przygody Skamandera są niezwykle ciekawe, o czym przekonaliśmy się, gdy Ministerstwo Magii zdecydowało się na odtajnienie części informacji o wkładzie Newta w walkę z terroryzującym świat czarodziejów Grindelwaldem. Z przedmowy wywnioskujemy, że w niedługim czasie możemy spodziewać się ujawnienia kolejnych akt z tych dwóch dekad niepokojów. W pierwszych rozdziałach Fantastycznych zwierząt nie zabraknie również podstaw oraz niezbędnych informacji – dowiemy się więc, co odróżnia magiczną istotę od zwierzęcia oraz dlaczego inteligentne, posiadające własną kulturę centaury zaliczane są do tej drugiej kategorii. Na dodatek odkryjemy, jak to się stało, że smoki, jednorożce i kilka innych gatunków znanych jest mugolom na tyle dobrze, że mają już swoje doczesne miejsce w ich bajkach, baśniach, legendach oraz podaniach. No i dlaczego w dzisiejszych czasach doniesienia o pojawieniu się smoka do nich nie docierają.

Najważniejsza jest tutaj oprawa

Fantastyczne zwierzęta to bez wątpienia ciekawy dodatek, rozszerzający nam nieco świat znany z książek o chłopcu z charakterystyczną blizną na czole. Można im zarzucić, że opisy poszczególnych zwierząt są krótkie, mało treściwe i nijak nie wyglądają na takie, które znalazły by się w podręczniku, nie ukrywajmy jednak – nie chodziło o to, by stworzyć kilkutomowy leksykon fikcyjnych stworzeń z wymyślonego świata. Jeśli zatem obniżymy poprzeczkę naszych wymagań, to docenimy omawianą książkę jako smaczek, wzbogacający nasze wyobrażenie o ukochanym uniwersum. Bądźmy jednak szczerzy, wydania ilustrowanego nie kupuje się dla samej treści, to nie dla niej sięgamy głębiej do portfela i bez mrugnięcia okiem wydajemy sumę znacznie wyższą niż ta, którą zapłacilibyśmy za zwykły egzemplarz. Istotnym czynnikiem sprawiającym, że decydujemy się na ten wydatek, jest właśnie rozbudowana o grafiki zawartość i bogatsza oprawa.

Zanim jednak zajrzymy do środka, warto przyjrzeć się jakości samego wydania – bez wątpienia twarda okładka ze śliczną grafiką żmijoptaka i złotymi literami prezentuje się efektownie. Nie musimy się też przejmować zakładką, w książce znajdziemy bordową wstążkę, która z powodzeniem nam ją zastąpi. Jedynie rozmiar tego wydania może być problematyczny (25 cm na 29 cm), sprawia bowiem, że każdy, kto bawi się na półkach w książkowego Tetrisa, musi wziąć pod uwagę konieczność zmieszczenia na nich dość dużego egzemplarza. Trudno też nazwać go lekką lekturą kieszonkową – swoje waży, co w połączeniu z jego wielkością wyklucza go jako coś do zabrania ze sobą i czytania w autobusie czy pociągu. Całość wydrukowana jest na grubym, lekko matowym papierze, co dodatkowo dodaje jej elegancji.

Jednak liczy się również wnętrze

Omawianie treści, jak pisałam wcześniej, pozwolę sobie darować. Wspomnę jednak o pewnym zgrzycie, który pojawił się, gdy dotarłam do rozdziału Magiczne zwierzęta od A do Z – opisane w nim stworzenia nie są podane w kolejności alfabetycznej, co mógł sugerować tytuł tej części książki. Nie wiem, co przemawiało za takim rozwiązaniem, poza nim nie wprowadzono jednak żadnych zauważalnych zmian. Co do ilustracji, wykonane zostały przez Olivię Lomenech Gill, laureatkę Kate Greenaway Medal i English Association Picture Book Award i muszę przyznać, że większość z nich jest naprawdę fenomenalna. W podziw wprawia też mnogość technik, które wykorzystano przy tworzeniu grafik, znajdziemy tu bowiem wszystko: od rysunków wyglądających jak szkic węglem na szarym papierze, przez pastele, po farby.

Ilustracje często pokazują nie tylko magiczne stworzenie, którego opis znajduje się tuż obok, ale też jego otoczenie, stąd Nundu przedstawiony został na tle krajobrazów kojarzących się jednoznacznie z Afryką, niektóre smoki na tle gór lub podczas polowania. Z jednej strony daje to obraz tego, jak może wyglądać przedstawiciel konkretnego gatunku w swoim naturalnym środowisku, z drugiej jednak często zmusza do wysilenia się w celu dostrzeżenia zwierzęcia, co czasem bywa utrudnione. Z tego powodu nie wszystkie grafiki przypadły mi do gustu i zaspokoiły moją ciekawość. Na duży plus należy też zaliczyć fakt, że wszystkie rysunki zostały rozplanowane tak, by tekst był czytelny, a jednocześnie większa część strony nie świeciła pustką i nie straszyła niewykorzystaną przestrzenią.

Nasza ocena: 9,3/10

Jakość książki i mnogość świetnych grafik sprawiają, że ilustrowane wydanie jest warte swojej ceny. Jeśli jednak liczy się dla was treść i posiadacie już jakiś egzemplarz Fantastycznych zwierząt, to nie odbiega ona od tego, co tam znajdziecie.



Fabuła: 8/10
Styl: 10/10
Korekta i wydanie: 10/10
Exit mobile version