Kolejne polskie podejście do klimatu znanego nam ze Stranger Things. Grupka dzieciaków, malutka miejscowość, tajemnicze zdarzenia. Tutaj jednak dostajemy coś zgoła innego, bardziej swojskiego, a zarazem… bardzo dobrego? Przyjrzyjmy się, co znajdziemy w czeluściach Czarnego młyna.
Kolejny hit twórców?
Na samym początku warto zaznaczyć, że za Czarny młyn odpowiadają twórcy, dzięki którym mogliśmy podziwiać Za niebieskimi drzwiami. Był to film wykraczający poza ramy polskiego kina młodzieżowego w każdym możliwym aspekcie, dlatego także od najnowszej produkcji autorów oczekiwałem wiele. Co więcej, ani trochę się nie zawiodłem. Zacznijmy od strony fabularnej Czarnego młyna. Poznajemy tutaj grupkę dzieciaków mieszkających wraz z rodzinami w kamienicy na odludziu. Okolicę obrzydza dodatkowo opuszczony młyn, zamknięty od czasu tragicznego wypadku, w którym zginął ojciec jednego z dzieci, chłopca o imieniu Iwo. Bohaterowie jeżdżą po okolicy na rowerach, pomagają rodzicom, bawią się, dokazują, wiodą zwyczajne życie. Do czasu jednak, gdy monstrualny gmach młyna zaczyna emitować dziwaczne sygnały, a z mieszkań znikają wszelkie urządzenia elektryczne. Co więcej, po chwili zaczynają ginąć też ludzie…
Swojska wersja znanej historii
Mogłoby się wydawać, że słyszeliśmy już tę historię setki razy, a Czarny młyn będzie kolejną nieudolną kalką hitowego Stranger Things. Tak się jednak nie dzieje! Dostajemy dopracowaną, rdzennie polską historię, w której widzowie mogą poznać nawet elementy swojego dzieciństwa. Wiejska sielanka, zbieranie czereśni, karmienie królików, wyprawy rowerowe – my to wszystko znamy! Tutaj dodatkowo spotyka nas mroczna przygoda, wszystko jednak opatrzone jest swojską otoczką, co wyraźnie odróżnia film od amerykańskiego serialu wspomnianego wcześniej. Fabuła jest skrojona świetnie i zrobi wrażenie także na dorosłym odbiorcy. Jedynie zakończenie jest dosyć przewidywalne, nie psuje to jednak odbioru obrazu.
Młodzież przejmuje polskie aktorstwo?
Dużym zaskoczeniem byli dla mnie aktorzy młodego pokolenia, którzy grają pierwsze skrzypce w Czarnym młynie. Bardzo często zdarza się, że dzieci obarczone ciężarem głównej roli nie potrafią wypaść naturalnie i psują dużą część filmu. Tutaj sytuacja się odwróciła i to dorośli, doświadczeni aktorzy nie potrafią nadążyć za kunsztem swoich młodszych kolegów. Główny bohater, grany przez swojego imiennika, Iwa Wicińskiego, to prawdziwy majstersztyk w wykonaniu młodego artysty. Ani razu nie miałem wrażenia, że chłopak gra – on po prostu był swoją postacią. Dodajmy do tego jeszcze Polę Galicę-Galoch, którą perfekcyjnie odegrała dziewczynkę z niepełnosprawnością. Dużo gorzej wygląda to w przypadku dorosłych. Matka Iwa cały film miała jeden wyraz twarzy, zaś jej dialogów nie dało się słuchać. Nawet takie nazwiska jak Marcin Dorociński wypadają w tym filmie blado przy młodzieży. Czyżby polskie kino czekała rewolucja pokoleń?
Efekty specjalne bolączką polskiego kina
Ciekawych rozwiązań użyli twórcy do zbudowania napięcia. Widzowie oglądają chociażby pole zasłane martwymi ptakami, zwiastujące dziwną energię emitowaną przez tajemniczy młyn. Brak tutaj sztampy, a twórcy skorzystali z naprawdę nietypowych motywów. Co więcej, zostały one bardzo dobrze wykonane. Biorąc to pod uwagę, dziwi fakt bardzo słabej jakości efektów specjalnych widocznych w swojego rodzaju walce finałowej filmu. Będę szczery – wołają one o pomstę do nieba i przypominają CGI używane w latach 80. w Hollywood. Niestety, ale polska kinematografia dalej nie może sobie poradzić z efektami komputerowymi, co kolejny raz widoczne jest na ekranach kin.
Zakończenie trzeba jakoś przetrwać
Niestety, ale nie tylko efekty specjalne są bolączką zakończenia Czarnego młyna. Cały film zaczyna wtedy tracić tempo, a nawet świetne do tej pory występy aktorskie stają się jakby sztuczne. Być może aktorzy sami czuli, że finał jest zbyt banalny, zbyt przewidywalny, zbyt słaby w porównaniu z resztą, naprawdę dobrego, filmu. Mimo to muszę jeszcze podkreślić jedną scenę, która zdobyła moje serce. Jeden z bohaterów otrzymuje zadanie odciągnięcia agresywnego psa od reszty grupy. Podejmuje się tego w kartonowym pancerzu i kasku motocyklowym, zaś zwierzę od razu go atakuje. Mimo iż nie brzmi to zbyt wesoło, cała scena była wręcz przekomiczna. Jeśli mam być szczery, obejrzałbym Czarny młyn nawet tylko dla niej.
Na film Czarny młyn zapraszamy do sieci kin Cinema City!
Nasza ocena: 7/10
Bardzo dobry film, pełny świetnego aktorstwa, głównie ze strony młodszej obsady. Niestety końcowe sceny nieco psują odbiór całości.Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 6/10
Oprawa dźwiękowa: 7/10