Site icon Ostatnia Tawerna

Nawet szlam może być bohaterem – recenzja gry „Slime Heroes”

Jako jedyny ocalały stajesz przed wyzwaniem uratowania nie tylko swojego domu, ale i całego świata przed niszczącym go zepsuciem. Możesz grać sam lub ze znajomym, tworzyć własne magiczne zdolności, a także walczyć kilkoma rodzajami broni. Oto Slime Heroes – gra niewielkiego studia Pancake Games, które podeszło do gatunku soulslike trochę hmm inaczej.

Soulslike… tylko dla młodszych?

Slime, szlam czy glut, bez względu jak je nazwiecie, nie są to raczej postacie nadające się na głównych bohaterów. Szczerze? Pierwsze co przychodzi mi do głowy, kiedy pomyśle o tych galaretowatych stworach to standardowi przeciwnicy, znani raczej z J-RPG-ów – Dragon Quest, Persona, Stardew Valley… dobra, ten ostatni przykład to nie RPG z kraju kwitnącej wiśni, ale wiecie, o co mi chodzi. Spotykane zwykle już na samym początku rozgrywki, dość łatwe do ubicia, robią raczej za mięso armatnie dla graczy zmierzających do prawdziwego celu danej gry.

Jednak twórcy Slime Heroes podeszli do tego trochę inaczej tworząc ze slimów (szlamów?) prawdziwych protagonistów z krwi i kości… tak, nie mogłem sobie darować, no ale do rzeczy. W omawianym tytule wstrętna fioletowa mgła osiada na idyllicznym świecie, niszcząc każdą żywą istotę, której dotknie, rozprzestrzeniając się wzdłuż i wszerz. Jednak jeden rodzaj stworzeń jest całkowicie odporny na jej działanie: tytułowe szlamy. W tym momencie naszym oczom ukazuje się kreator postaci, w którym możemy wybrać kolor, oczy i usta naszego małego stworka. Z czasem będziemy znajdowali również kapelusze, które nie tylko będą zabawnym dodatkiem, zmieniającym nasz wygląd, ale również będą rodzajem zbroi zmieniającym w różny sposób naszą rozgrywkę.

No, ale nie uprzedzajmy faktów, bo w końcu, gdzie tu niby ten soulslike?

Im dalej w las, tym więcej drzew

A no wszędzie, chciałoby się rzec, bowiem rozgrywka wymusza na graczu naukę wzorców, kontrowania i unikania ataków przeciwników, aby odnieść sukces. Po pokonaniu każdy z adwersarzy upuszcza odłamki kryształów, które zbierając, można przeznaczyć przy ognisku… to znaczy u małpy na wzmocnienie statystyk takich jak powiększenie puli many, zwiększenie siły czy szybkości ataków. Jeśli zginiemy, to wspomniane kryształy tracimy i mamy tylko jedno życie, aby je odzyskać, wracając od checkpointu do miejsca zgonu – brzmi jak soulslike? Już trochę bardziej, ale to nie koniec. Wraz z kolejnymi starciami do dyspozycji gracza zostają oddane różne klasyczne bronie takie jak miecze, młoty bojowe czy włócznie. Chociaż jest ich aż 8 i każda ma swój własny moveset, przez co wybierając daną broń, trzeba atakować nią trochę inaczej, to prawdziwa zabawa wydaje się leżeć w umiejętnościach, które również można zbierać po drodze.

Kiedy pokonujemy jakiegoś wroga, istnieje szansa, że ​​upuści on magiczne „umiejki” do ataków. Te można z kolei albo wyposażyć w 4 sloty przypisane do poszczególnych przycisków na klawiaturze lub padzie, albo… można je układać w kombinacje (dwie umiejętności plus specjalny perk) nie tylko wzmacniając finalny „skill”, ale również tworząc całkiem nowy atak. Może będzie lepiej jak wytłumaczę to na przykładzie, otóż podczas jednej z walk połączyłem atak polegający na wypuszczaniu pojedynczego pocisku z oddechem zadającym obrażenia i dodałem do tego perk ognia finalnie otrzymując atak obszarowy – pięć ognistych pocisków lecących w grupę przeciwników i zapalających ich przez jakiś czas. Jednak, kiedy zmieniłem tę konfigurację, dając najpierw zabójczy oddech, a potem pocisk dostałem atak tworzący w linii prostej pięć ognistych kraterów. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by po prostu podwoić podstawową umiejkę, tym samym, po prostu ją wzmacniając.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że tych specjalnych umiejętności jest 18 a perków 11 (które nie tylko mogą zapalać, ale np. mogą też zamrażać, zatruwać czy zadawać obrażenia i jednocześnie nas leczyć), to mechanika walki nabiera kolorów oraz daje sporo możliwości urozmaicenia rozgrywki. Tylko nie zapominajcie, że każdy taki mega atak zwiększa jego koszt, więc warto do rozgrywki podejść strategicznie, by po chwili nie stracić całej many, która nie odnawia się sama… chociaż? Ano właśnie, bo tu z pomocą przychodzą nakrycia głowy! W grze mamy 25 kapeluszy, które mogą wzmacniać takie rzeczy, jak zdrowie, manę lub pozwalają nam dłużej skakać (czy raczej szybować) bądź zwiększać zdobywane przez nas doświadczenie… tzn. te kryształki. Same nakrycia głowy są naprawdę cudaczne, zmieniając również wygląd naszej postaci. Przyznajcie sami, kto by nie chciał, by jego uroczy szlamek miał kocie uszka?

Jak to jest być glutem, dobrze czy nie dobrze?

A no i muszę wspomnieć, że ataki wpływają nie tylko na oponentów, ale również na otoczenie pozwalając nam niszczyć przeszkody poprzez np. spalenie pnączy, czy zamrożenie tafli wody, by móc eksplorować mapę. I to kolejnym element, który miło mnie zaskoczył – otwarty świat pełen tajnych przejść oraz lochów, który przejście wymaga od nas kombinowania, czego i gdzie użyć. Nie są to oczywiście zagadki, których rozwiązanie wymaga IQ na poziomie 180, ale są miłą odskocznią od walki z kolejnymi potworkami, która muszę przyznać, też nie nudziła, bo przeciwnicy są różni w zależności od tego, na jakim biomie jesteśmy – dżungla, ziemie wulkaniczne a może lodowiec? Niby nic, ale cieszy, że twórcy nie poszli na łatwiznę.

To teraz może dla odmiany przestane chwalić, a zacznę się czepiać? Ech… nawet bym chciał, tylko nie za bardzo mam do czego. Bo co mam powiedzieć? Grę testowałem na pececie oraz Steam Decku i problemów z wydajnością, czy błędów nie uświadczyłem (no może poza jednym, gdy na mapie lodowej ze 3 razy w czasie używania umiejętności mój szlam się wykrzywił i nie mogłem niczego nim robić, oprócz chodzenia – pomagało wczytanie gry, ale w międzyczasie parę patchów się ściągnęło i chyba zostało to już naprawione). Może powiem, że w Slime Heroes nie ma możliwości wstrzymania gry, co może frustrować niektórych graczy. Tylko z drugiej strony to jest właśnie taki soulslike, ale dla młodszych. Śmierci nie bolą tak bardzo, a czasem się zdarzają, czy to dlatego, że wpadłem do lawy, próbując przeskoczyć na drugi brzeg, czy to kolejny z bossów pokazał, mi że jeszcze nie jestem gotowy. Zresztą w opcjach możemy zmienić nawet zadawane obrażenia czy to nasze, czy przeciwników i tak, sprawdziłem, można w taki sposób załatwić sobie godmode i to bez kodów.

Gra oferuje nawet tryb współpracy (online i na współdzielonym ekranie), w który, chociaż nie miałem okazji zagrać, to według tego co możemy wyczytać na stronie Steam tego tytułu, zapewnia, że cały loot jest dzielony po równo między graczy, a umiejętności mogą się wzajemnie uzupełniać podczas zabawy. Jeśli dodamy do tego wszystkiego przyjemną dla oka grafikę oraz zabawną historię o tym jak każdy może być bohaterem (nawet szlam), dostajemy coś, przy czym mogą bawić się świetnie nie tylko dzieci, ale i dorośli. Szczególnie w trasie, bo mi grało się najprzyjemniej na wspomnianym Steam Decku, nie wyczerpując przy tym zbyt szybko baterii.

Jeśli lubicie przygodowe gry akcji z domieszką grindu, które czasem rzucą wam wyzwanie logiczne lub zręcznościowe, Slime Heroes zdecydowanie powinno znaleźć się na waszej liście.

Grę otrzymaliśmy od wydawcy, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.

Nasza ocena: 8,2/10

Slime Heroes udowadnia, że soulslike nie musi być hardcorowym, supertrudnym gatunkiem, ale o tym warto przekonać się samemu i po prostu zagrać!

Grafika: 10/10
Udźwiękowienie: 7/10
Fabuła: 7/10
Grywalność: 9/10
Exit mobile version