Bardzo lubię gry kafelkowe, dlatego Lamaland od wydawnictwa Lacerta od razu zwrócił moją uwagę. W dodatku mam słabość do lam po pewnym zabawnym incydencie podczas wizyty w zoo, więc nie miałam wątpliwości, że ten tytuł musi trafić na mój stół. Czy z tego połączenia wyszło coś dobrego?
Znane i lubiane
Phil Walker-Harding ma na koncie wiele planszówek, a niektóre pojawiły się także w polskiej wersji językowej. Wśród nich znajdziemy kilka gier kafelkowych – bardzo lubiane przez graczy Kakao, trójwymiarowe Miasto chmur, mniej znana Chatka z piernika czy też tetrisowy Park niedźwiedzi. Lamaland pożycza od swoich poprzedników niektóre mechaniki i daje graczowi nową, familijną grę o wypasaniu lam.
Budujemy i karmimy
Jak na rodzinny tytuł przystało, ma on bardzo proste zasady. Przygotowanie do rozgrywki polega na rozdaniu każdemu płytek startowych, monet, żetonów w wybranym kolorze i trzech podpór. Dostosowujemy karty lam do liczby graczy i układamy je w kolumnach od najwyżej punktowanych. Wykładamy pięciu mieszkańców wioski oraz segregujemy tetrisowe kafelki według kształtów. W dostępnym dla wszystkich miejscu kładziemy żetony zasobów, lamy oraz losowo dobrane karty celów i możemy zacząć grę.
W swojej turze zawsze musimy wybrać jedną z płytek terenu znajdującą się na wierzchu stosów. Potem decydujemy w jaki sposób dołożymy ją do naszej posesji. Możemy umieścić ją obok tak, aby stykała się co najmniej jednym bokiem z już istniejącymi obszarami lub budować w górę i położyć ją na posiadanych płytkach. W drugim przypadku musimy zakryć obszar na tym samym poziomie, ale możemy także użyć podpór, aby wyrównać teren. Mamy takie tylko trzy, więc trzeba z nich korzystać rozważnie.
Po wybraniu pierwszej opcji możemy przenieść jeden z naszych znaczników na wybraną kartę celu. Podczas wykonywania drugiej z możliwych akcji pozyskujemy te zasoby, które przykrywamy właśnie dokładanym kafelkiem. Jeśli zasłonimy obrazek miasta, możemy wybrać jedną z wyłożonych kart mieszkańców, którzy dadzą nam profity w dalszej grze.
Po dołożeniu płytki na jeden z dwóch sposobów możemy nakarmić jedną lamę, czyli pobrać najwyżej punktowaną kartę zwierzaka z jednej z trzech kolumn. Każda z nich zawsze będzie zjadała cztery zasoby – kukurydzy, ziemniaków lub kakao. Każdy brakujący żeton możemy zastąpić dwoma monetami. Następnie bierzemy figurkę lamy i ustawiamy ją na naszej polanie, na której nie znajduje się żaden symbol. Zostanie tam do końca gry, blokując nam rozbudowywanie posesji, ale w zamian pozwoli na zrealizowanie części celów.
Jak było w krainie pełnej lam?
Lamaland jest prostą grą kafelkową, która najbardziej kojarzy mi się z Chatką z piernika (budowanie w górę i pobieranie zasłanianych symboli) oraz Parkiem niedźwiedzi (tetrisowe kafelki i również profity z zasłaniania ikon). Mimo znanych mechanik, karmienie lam nie było nudne. Jest to tytuł rodzinny, więc nie ma skomplikowanych decyzji do podjęcia, ale to nie znaczy, że są one oczywiste. Już przy samym wyborze płytki musimy się chwilę zastanowić. Najpierw trzeba wziąć pod uwagę lokalizację – będziemy dokładać czy piąć się w górę? Potem ważny jest kształt, który rzadko kiedy pomaga w idealnym ułożeniu naszej posesji oraz to, jakie symbole się znajdują się na kafelku. Układając je w odpowiednim miejscu, przygotowujemy sobie grunt pod kolejną płytkę, którą uda nam się zakryć więcej ikonek, a więc pobrać więcej zasobów. To planowanie jest naprawdę przyjemne.
Regrywalność zapewniają karty celów, które przyjdzie nam realizować. Są one dobierane losowo i mogą dotyczyć np. liczby posiadanych monet lub ułożenia lam na łąkach. Na każdej karcie może znaleźć się do trzech znaczników, ale im później się zdecydujemy na umieszczenie go, tym mniej punktów zdobędziemy. To wymusza myślenie o dodatkowych wymaganiach przy wyborze płytek, co utrudnia optymalne ułożenie terenów. Podobnie jest z lamami, które im później zostaną przez nas nakarmione, tym mniej punktów nam przyniosą, a ich koszt będzie tak samo wysoki.
Lamaland jest dobrą grą rodzinną, która zostanie u mnie i z przyjemnością będę ją wyciągała na kolejnych spotkaniach planszówkowych. Może nie jest bardzo oryginalna, bo już przy czytaniu opisu widziałam nawiązania do wielu znanych tytułów kafelkowych, ale rozgrywka jest na tyle przyjemna, że mi to nie przeszkadza. W dodatku urocze lamy przyciągną do stołu młodszych graczy, którzy namówią rodziców do grania, a w takim gronie jest to pozycja bardzo dobra. Nada się również na wprowadzanie początkujących w kolejne mechaniki i kategorie planszówek, co zawsze robię z ogromną przyjemnością.
Nasza ocena: 8,2/10
Familijna gra kafelkowa z uroczymi lamami w roli głównej. Dobry przedstawiciel swojej kategorii, w którego zawsze chętnie zagram.Grywalność: 8/10
Jakość wykonania: 9/10
Regrywalność: 9/10