Site icon Ostatnia Tawerna

Najwyższy czas! Recenzja najnowszej, niebieskiej wersji „Time’s Up! Party”

Czy istnieje jakaś gra imprezowa, w którą szybko wciągnie się zarówno dziecko, jak i dorosły? Zawodnik, który na niejednej karciance zjadł już zęby, jak i taki, który jest totalnym świeżakiem? Nie szukajcie dalej, sięgnijcie po Time’s Up!, czyli mieszankę kalambur i pantomimy, gwarantującą dużą dozę rywalizacji i zabawy.

Do boju, drużyno!

Celem gry jest odgadnięcie jak największej liczby haseł pojawiających się na kartach. Każda z drużyn ma na to 3 rundy i 30 sekund, co aż nazbyt skrupulatnie (i jakże irytująco!) odmierza piasek przesypujący się w miniaturowej klepsydrze. Po podzieleniu się na dwuosobowe zespoły (jest też nieparzysta opcja rozgrywki), wszyscy gracze muszą zdecydować się na jeden kolor kart (żółty bądź niebieski), oglądają hasła, odrzucają dwa, których na pewno nie chcą się podjąć, a potem zrzucają pozostałe na wspólną kupkę. Krąży ona między zawodnikami podczas całej zabawy.

Pierwsza runda polega na opisaniu tego, co znajduje się na karcie. Mówić można cokolwiek, nawet luźne skojarzenia, byle odgadnąć jak najwięcej i zgarnąć punkty dla drużyny. W drugiej rundzie sytuacja nieco się komplikuje i robi się tylko ciekawiej. Obowiązuje zasada: jedno słowo-jeden strzał. Trzecia runda to już jazda bez trzymanki – pantomima. Nie wolno powiedzieć nic, można co najwyżej pomruczeć, ponucić piosenkę i skupić się na pokazywaniu.

Zabawa pełną gębą

Serię Time’s Up! poznałam lata temu. Najpierw grałam w żółtą edycję Time’s Up! Party, potem dostałam w prezencie wersję Celebrity. UWIELBIAM te karcianki! Potrafią zintegrować i przekonać do gier towarzyskich nawet największych sceptyków, a podczas posiadówy w gronie znajomych (a może ich być nawet dwunastu) zawsze dużo się dzieje. Zazwyczaj, gdy spotykam się z moją grupką stałych bywalców, gra zaczyna się spokojnie – a potem dajemy pretekst sąsiadom do wzywania policji. W emocjach wszyscy tupią, skaczą, krzyczą, byle tylko odgadnąć hasło. Wersja niebieska pod tym względem jest równie ciekawa, co „celebrycka”, jednak poza postaciami (fikcyjnymi i realnymi) dodano także nazwy filmów i seriali oraz znane miejsca, co jest zdecydowanie fajniejsze.

Na żółte i niebieskie babka wróżyła

Czy warto kupić nową, niebieską edycję, jeśli posiada się poprzednie wersje Time’s Up!? Hasła po jakimś czasie stają się nudne, a starzy „tajmsapowi” wyjadacze mogą wręcz grać na pamięć. Wersja Celebrity dodatkowo lekko się zdezaktualizowała. Jak sama nazwa wskazuje, głównym motywem byli celebryci, a jak to u nich… pięć minut sławy szybko przemija i po kilku latach można kompletnie nie kojarzyć, kto jest kim. Tak więc wersja niebieska Time’s Up! Party wydana we wrześniu tego roku to super pomysł.

Wyjście poza wyłącznie „ludzkie” kategorie urozmaica rozgrywkę. Gdy w grze pojawiało się pięciu muzyków lub sześć aktorek, rozgrywka stawała się problematyczna, bo w sytuacji, w której można robić jedynie ogólne „lalala”, ciężko jest wykazać się szczególną kreatywnością. Końcówka gry w takim przypadku zazwyczaj bywała męcząca oraz powtarzalna. Czekało się, aż hasła zrobią całkowitą rundę, przez co punkty zdobywała najczęściej ta osoba, która zapamiętała to, co sama próbowała przekazać swojemu partnerowi. Gdy pojawiają się inne hasła (np. Barwy Szczęścia), to z automatu trzeba bardziej się wysilać, szczególnie w rundzie drugiej i trzeciej – jest więc ciekawiej.

Na minus wypadają jedynie drobne rzeczy. Czasami może być trudno zachęcić do gry osoby, które się krępują (no, ale tego nie da się przeskoczyć). Gra, nawet pomijając celebrytów, wymaga znajomości ludzi, posiadania pewnej wiedzy o postaciach. Gdy w drużynie trafi się ktoś, kto po prostu tego nie ogarnia, niestety ma ona nikłe szanse na wygraną. Czasem trzecia runda ma taki rozmach, że może skutkować szkodami, np. stłuczeniem kieliszka przy zbyt agresywnej pantomimie (jednak może to być też dodatkowa atrakcja karcianki :P).

Od strony technicznej natomiast: trzydzieści sekund na zgadnięcie hasła to odrobinę za mało. Klepsydra w wersji „celebryckiej” odmierzała sekund czterdzieści (liczyłam ze stoperem) i  grało się dzięki temu ciut przyjemniej. Drugą wadą jest pudełko – dziura w kształcie klepsydry jest zupełnie zbędna, opakowanie gry szybko się niszczy, a sama dziura powiększa. Ale to tylko drobne narzekanie z mojej strony. Jest to czysta kosmetyka.

Czas na rekomendację!

Time’s Up! Party to świetna gra. Potrafi rozruszać każde towarzystwo – znajomych, nieznajomych, rodzinę. Zwykłe kalambury czy pantomima szybko stają się monotonne, ale podkręcone „tajmsapowe” kalambury i pantomima – to jest to! Dłuuuugo się nie znudzą, wywołują emocje i czystą radość.

Nasza ocena: 9/10

Seria Time's Up! to świetny wybór na spotkanie ze znajomymi czy w gronie bliskich. Przy tej grze nie można się nudzić. Nowa, niebieska edycja Time's Up! Party dalej trzyma poziom i urozmaica rozgrywkę. 

Grywalność: 10/10
Jakość wykonania: 8/10
Regrywalność: 10/10
Exit mobile version