Ekranizacja najbardziej znanej powieści Neila Gaimana, zrealizowana przez stację Starz, była jednym z ciekawszych seriali, jakie w zeszłym roku dostaliśmy. Mając wydanie DVD, możemy powtórzyć sobie całość, umilając czekanie na drugi sezon. I cieszyć się, że taki — po perturbacjach z showrunnerami — w ogóle powstanie.
Za bogaty styl całej serii odpowiadali (teraz już byli) showrunnerzy Bryan Fuller i Michael Green. To właśnie ich wizja przyciągnęła wielu widzów, którzy niekoniecznie byli zaznajomieni z twórczością Gaimana. Albo byli, ale niekoniecznie im się spodobał styl, w jakim pisze autor Nigdziebądź i Chłopaków Anansiego.
Z amerykańskiego snu
Seriale Fullera zawsze były ucztą wizualną – czy to w wydaniu eleganckim, jak Hannibal, czy w atakującej oczy feerii cukierkowo-kwiatowych motywów, jak w Pushing Daisies. Ten styl pasuje do narracji Gaimana. Jeżeli książka sprawiała wrażenie lejącej się jak melasa, to serial idealnie odpowiada temu w kwestii tempa. I nie jest to żaden minus.
Elementy, które zostały dodane do opowieści, udały się. Tak było zarówno w przypadku historii Laury i jej socjopatycznej osobowości, sądu boga Anubisa nad duszami oraz spotkania Wednesdaya z Wielkanocą, które z książkowego pikniku pod drzewem w San Francisco zmieniło się w coroczną wystawną imprezę – cudo. Lista gości pełna Jezusów będzie chyba moim ulubionym motywem z pierwszego sezonu. Wszystkie te motywy zgrywają się z książkowymi scenami, tak jakby były w powieści od początku.
Nie ma chyba nazwiska w obsadzie, które nie pasowałoby mi do przydzielonej danemu aktorowi bądź aktorce roli. Czekałam niecierpliwie na Petera Stormare i Crispina Glovera, i nie zawiedli mnie w swojej – po kolei – obskurnej ruskowatości i dobrze wypracowanym, eleganckim dziwactwie. Pablo Schreibera, jako Szalonego Sweeneya, odkryłam na nowo po roli w Orange is the New Black. Tęsknię też za Audrey, czyli Betty Gilpin, bo ta wspaniała i rozgoryczona kobieta spełniła już swoją rolę, wysyłając państwo Moon w drogę ku ich przeznaczeniu. Ricky Whittle w niektórych scenach wypada cienko przy bardziej utalentowanych aktorach, jak Ian McShane czy wspomniany wcześniej Glover, ale ogólnie pasuje do roli. Kristin Chenoweth nie zawiodła mnie jako Wielkanoc – na taką rolę czekałam od jej występu w Gdzie pachną stokrotki.
Do głowy Neila Gaimana
Po zawartości dodatkowej DVD widzimy, że twórcy Hannibala i Gdzie pachną stokrotki nie są tu najważniejsi, chociaż dostają swój materiał. Nad całością bowiem czuć obecność Neila Gaimana. Pisarz w jednym z materiałów wyrusza na Islandię, gdzie mówi o powstawaniu Amerykańskich bogów, swoich inspiracjach i rozumieniu świata.
Znajdziemy tu także wywiady z obsadą. Dzięki temu możemy przekonać się, jak uroczym i elokwentnym młodzieńcem jest Bruce Langley (Techno Boy) i jak dużo do powiedzenia ma Ian McShane (Pan Wednesday). Możemy też posłuchać, co o związku swoich bohaterów mówią Ricky Whittle (Cień) i Emily Browning (Laura).
Najciekawszym punktem w dodatkach jest zdecydowanie panel serialu z minionego San Diego Comic Con. Jeżeli ktoś nie miał możliwości obejrzenia go do tej pory, to może posłuchać, jak ekipa opowiada o pracy na planie. Dostaniemy tu między innymi wspaniały bromance, jaki narodził się między Rickym Whittle’em (Cień) i Pablo Schreiberem (Szalony Sweeney) i usłyszeć odpowiedzi na pytania fanów. Minus tego materiału to brak odpowiednich napisów. Całość jest przeprowadzona w języku angielskim, ale rozumienie ze słuchu może w takich warunkach być mocno utrudnione. Niestety, brakuje napisów po angielsku i — co gorsze — po polsku. Są za to włoskie i holenderskie.
Na twojej półce?
Czy to pozycja obowiązkowa dla wszystkich? Niekoniecznie. Na ten zestaw płyt na pewno pokuszą się fani serialu, którzy będą spać spokojnie ze świadomością, że Amerykańscy bogowie czekają na nich na półce. Wierni czytelnicy prozy Neila Gaimana mogą raczej sobie odpuścić — w nowych wywiadach z pisarzem nie usłyszą chyba niczego odkrywczego o ulubionych bohaterach i inspiracjach do stworzenia tej powieści.
Nie jest to wydanie, na które warto polować, licząc na porywającą zawartość dodatkową. Pojawia się kilka minusów, ale zdarzają się też ciekawe (chociaż zdecydowanie zbyt krótkie) materiały. Najważniejszy jest tu zresztą sam serial.