Site icon Ostatnia Tawerna

Nadzieja w mrocznych czasach – recenzja serialu „Łasuch”

Łasuch wyprodukowany przez Netflixa, Roberta Downeya Jra i Susan Downey jest baśniową wersją opowieści zaczerpniętej z serii komiksów DC Jeffa Lemire’a. Czy ciepła rodzinna adaptacja ponurej postapokaliptycznej historii mogła się udać?

Próba przetrwania i humanitaryzmu po globalnej katastrofie

Seria Łasuch przedstawia świat dziesięć lat po wybuchu pandemii, w czasie której ludzkość przetrzebił nieznany dotychczas wirus, a na Ziemi pojawiły się tajemnicze fantastyczne stworzenia – hybrydy (dzieci w połowie ludzkie a w połowie zwierzęce). Nie wiadomo, co było pierwsze: czy to wirus spowodował pojawienie się hybryd czy też na odwrót. Większość ludzi obawia się ich a niektórzy nawet na nie polują. Nowe dzieci odporne są na zarazę, co oczywiście zaciekawia także naukowców.

Źródło: Netflix

Jak przystało na postapo trup ściele się gęsto, dodatkowo skażeni ludzie paleni są żywcem a dzieci mordowane lub poddawane brutalnym eksperymentom. Czy jest to dobry materiał na serial dla całej rodziny? Zastosowano tutaj kilka zabiegów, które miały ocieplić całą historię. Dzięki temu powstała przygodowa opowieść o podróży, przyjaźni, rodzinnych relacjach, a także tolerancji dla odmienności i nadziei na lepsze jutro.

Ubajecznienie okrucieństwa

Głównym bohaterem jest (w przypadku serialu „uroczy”) jelenio-chłopiec Gus (w tej roli słodki Christian Convery), wychowany przez swojego tatę Pubbę (Will Forte) w lesie parku Yellowstone, z dala od okrutnego świata i złych ludzi. Pubba w komiksie był typem religijnego południowego farmera i zmarł dosyć szybko, lecz wiejski akcent i umiłowanie Boga przeszły także na jego niezbyt urodziwego syna (jeśli szukacie podobnego klimatu i lubicie mocne kino, sięgnijcie po film Diabeł wcielony od Netflixa).

Źródło: Netflix

W serialu duży nacisk położony jest na relację ojca z synem: ciepłą opiekę, naukę czytania i panujących zasad. Gus dostaje od niego także maskotkę Psa, z którym później nigdy się nie rozstaje.

Po około roku od śmierci ojca chłopak zaprzyjaźnia się z samotnym wędrowcem Jeppardem (Nonso Anozie). Poza tym, że zabija „złych” ludzi również wydaje się znacznie sympatyczniejszy, bardziej uczuciowy i inteligentniejszy niż w komiksie. Wspólnie wyruszają w pełną przygód podróż. I tu także jest przekierowanie w rodzinną stronę: Gus zamiast rezerwatu hybryd (którego istnienie nie jest potwierdzone i może okazać się tylko pułapką) poszukuje nieznanej wcześniej matki.

Źródło: Netflix

Obsada dobrana jest mistrzowsko (aktorzy doświadczeni w filmach familijnych), by umilić cały obraz i serial był przyjemny i słodki. Nie brakuje też dziecięcych zabaw przy żywej muzyce rozrywkowej. Największy „zły”, Generał Abbott, kojarzy mi się trochę z prześmiesznym Dr. Robotnikiem z filmu Sonic. Szybki jak błyskawica.

Fantastyczna otoczka

Serialowi bajkowości dodaje także piękna oprawa wizualna. Oprócz przesłodkich fantastycznych hybryd, ukazana jest przede wszystkich zachwycająca przyroda Nowej Zelandii: lasy, góry i rozległe łąki niczym u Tolkiena. Warto tutaj dodać, że plagę zwiastują śliczne niebieskie kwiaty, których lepiej nie mieć w swoim ogródku, bo troskliwi sąsiedzi mogą spalić cię żywcem. Są też kolorowe wstążeczki, znakujące miejsce z hybrydami i wskazujące łowcom, gdzie polować na dzieci.

Źródło: Netflix

Dodatkowym baśniowym elementem jest świetna narracja Jamesa Brolina (ojciec Josha Brolina znanego z roli Thanosa), która rozpoczyna każdy odcinek.

Odnoszę wrażenie, że z pierwowzoru odjęto cały brud i mrok tylko po to, by obraz był przystępniejszy dla szerszej publiki i lepiej się “sprzedał”. Na pewno też “lekcja tolerancji” byłaby nieco trudniejsza, gdyby chodziło o akceptację odmienności, która nie jest “przesłodka”.
Być może bez tego zabiegu powstałoby równie ciekawe dzieło dark fantasy.

Akcja wciąga

Ogólnie nie mogę zaprzeczyć, że serial ogląda się przyjemnie. Są w nim także momenty niepokoju i budowania napięcia aż do ostatniej chwili, gdy dowiadujemy się, czy bohaterowie wyjdą cało z tarapatów.

Źródło: Netflix

Przyznam, że główny bohater momentami mocno mnie irytuje. Mimo całej samodzielności, oczytania i nauki, jaką otrzymał od ojca, dopiero poznaje zewnętrzny świat i bywa bardzo głupiutki i naiwny. Co nieraz prowadzi do zwrotów akcji, których i tak tutaj nie brakuje. W prowadzeniu fabuły podoba mi się, że obserwujemy historie kilku różnych bohaterów jednocześnie, a potem na pewnym etapie ich ścieżki się spotykają. Akcja jest wartka i z ciekawością sięgałam po kolejne odcinki.

Nasza ocena: 9/10

Łasuch to pandemiczna wizja końca świata przedstawiona w przyjemnym dla oka klimacie fantasy. Serial jakościowo ma wysoki poziom, choć dla fanów pierwowzoru może okazać się zbyt słodki.

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 10/10
Oprawa dźwiękowa: 10/10
Exit mobile version