Site icon Ostatnia Tawerna

Nadlatuje sterowiec! – recenzja komiksu „Miasto Latarni”, t. 1

Lost in Time dostarczyło mnóstwo perełek komiksowych na polski rynek. Teraz przyszła kolejna steampunkowa opowieść wydana w nietypowym formacie jak na standardy LiT. Czy słusznie wypuszczono ją w zeszytowej, tańszej formie?

Steampunkowy świat pełen przemocy

Miasto Latarni to opowieść, jakich powstało już wiele, a może nawet zbyt wiele. W steampunkowym tytułowym mieście ludzie są podzieleni na kasty. Ci z najniższych żyją pod butem gwardzistów, za marne pieniądze wykonują najgorszą pracę. W końcu musiało dojść do sytuacji, gdy uciskani się zbuntowali. W starciu z wyszkolonymi gwardzistami zwykli ludzie nie mieli szans, niemniej szczęście uśmiechnęło się do Sandera, który przypadkiem wszedł w posiadanie kombinezonu kapitana gwardii. To umożliwiło mu zinfiltrowanie szeregów znienawidzonej formacji wojskowej. Chyba najdziwniejsze w tym jest to, że ci żołnierze nie ściągają nigdy hełmów. O ile w przypadku szeregowych to może nie jest dziwne, tak absurdalne wydaje się to, że nikt nie wie, jak naprawdę wygląda kapitan, pod którego podszywa się Sander. I gdy pojawia się „genialny śledczy” podejrzewający, że protagonista nie jest tym, za kogo się podaje, to ma się ochotę strzelić facepalma. Bo w żadnym razie nie przypomina to genialnego starcia dwóch umysłów, a nawet nie jest to ciekawa zabawa w kotka i myszkę. Jakoś trudno uwierzyć w tę opowieść, a zwłaszcza że ktoś może kupić tezę, że wybuch granatu usunął jedynie tatuaż gwardzisty z ciała Sandera. Przyznam, że czytało mi się nawet przyjemnie ten komiks, ale nie kupiłem ani tej historii, ani tym bardziej bohaterów.

Urokliwe zakątki Miasta Latarni

Tytułowe Miasto Latarni to monumentalny moloch. Zdumiewa swoim rozmiarem, a także wielopoziomowością. Aż szkoda, że w tym komiksie to bohaterowie i fabuła grają pierwsze skrzypce, a nie właśnie miasto. Być może wtedy historia by się obroniła, a tak pozostaje jedynie napawać się klimatem steampunka bijącym z ładnych kadrów narysowanych przez Carlosa Magno. Podobają mi się budynki, sterowce i inne nietypowe pojazdy, za to najmniej przypadły mi do gustu twarze bohaterów. Ale z drugiej strony dzięki temu rysownik wyciągnął na wierzch ich nijaki charakter. Komiks od Lost in Time zaskakuje swoim formatem – niewielka książeczka w miękkiej oprawie ze skrzydełkami. Poza komiksem na końcu zamieszczono także galerię okładek, a także krótki opis uniwersum Miasta Latarni. Niemniej według mnie nawet te pięćdziesiąt złotych za ten komiks to trochę za dużo.

Czy warto udać się do Wież Greyjów?

Z jednej strony komiks kończy się zaskakującym zwrotem akcji, ale z drugiej jakoś nie mam ochoty wracać do tego świata. Fabuła jest wtórna, brakuje w niej oryginalnych i ciekawych rozwiązań, a sami bohaterowie są mocno nijacy. Ciężko ich polubić i uwierzyć w ich ideały czy cele. Choćby wszystkie wypowiedzi Sandera o swoim synu wypadają sztucznie. Ubolewam nad tym, bo sam świat jest całkiem interesujący. Do tej pory nie poznałem zbyt wielu utworów w klimatach steampunka i mam nadzieję, że trafię na prawdziwą perełkę gatunkową, bo Miasto Latarni narobiło mi trochę apetytu na takie uniwersum.


Nasza ocena: 6,1/10

Miasto Latarni oferuje niezbyt porywająca historię rozgrywającą się w ciekawym steampunkowym świecie.



Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 5/10
Oprawa graficzna: 6/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version