Wojna międzygalaktyczna nadchodzi, a Ziemia ponownie znajduje się w jej epicentrum. Gdy ogromna armada statków kosmicznych ląduje na naszym księżycu niczego nie można być pewnym i nawet najmądrzejsi ludzie na świecie mogą się mylić. Wielka wojna Kree ze Skrullami i wiele więcej w komiksie Empireum wchodzącym w skład serii wydawniczej Marvel Fresh.
Kosmos jest ogromny
Przyznam się bez bicia, że nie ze wszystkimi historiami Marvela jestem na bieżąco, więc miałem pewne obawy, czy będę w stanie zrozumieć, co się dzieje. I chociaż nie brakuje tutaj odniesień do innych komiksów, to jako całość Empireum jest wystarczająco prosty, aby nawet czytelnik z podstawową wiedzą o superbohaterach mógł cieszyć się z lektury.
A o czym w zasadzie jest ten komiks? Wydawać, by się mogło, że wielka wojna pomiędzy Kree a Skrullami nigdy się nie skończy… a jednak niczego nie można być pewnym. Dwie rasy stają ramię w ramię naprzeciw nowego/starego zagrożenia, a przewodzić im będzie młody avenger imieniem Hulkling. Jest on w połowie Kree, w połowie Skrullem, synem oryginalnego Kapitana Marvela Mar-Vella i księżniczki Skrullów Anelle. Oto jeden z wielu przykładów, jak pewne wątki fabularne dobiegają końca właśnie na kartach Empireum. A to zagrożenie? Cóż, osoby stroniące od jedzenia mięsa i produktów odzwierzęcych, pewnie nie będą mogły liczyć na ich litość – Cotati, bo o nich mowa, to starożytna rasa humanoidalnych roślin, która setki lat wcześniej praktycznie została wybita. Teraz jednak wrócili, wściekli i gotowi do przejęcia władzy nad wszechświatem, uzbrojeni w zabójcze słońce i… roślinne jajko mogące zniszczyć życie na planecie? Nie pytajcie, nie ja to wymyśliłem.
Oczywiście na okładce komiksu mamy Fantastyczną Czwórkę oraz Avengers i to ci bohaterowie mają posprzątać ten cały bałagan. Jasne, nie brakuje innych postaci, ale ich rola spychana jest na bok do innych serii spin-offów. To kluczowy atut wyróżniający Empireum, czyli skupienie się na kilku najważniejszych postaciach. Jako czytelnicy zostajemy wrzuceni w fabułę, która trzyma w napięciu, dzięki spiskom i knowaniom każdej ze stron tego międzygalaktycznego starcia. Mając jednak zespół scenarzystów, takich jak Al Ewing i Dan Slott, nie powinno to dziwić.
Wielobarwny kosmiczny ogród
Nad całym wydaniem pracowała jednak niebotyczna liczba artystów, więc nie sposób jest wymienić ich wszystkich. Nie brakuje imponujących momentów, a także tych mniejszych, bardziej przyziemnych. Quinjet Avengersów przechodzi metamorfozę dzięki temu, że za sterami zasiada Ghost Rider i leci przez kosmos, strzelając ognistymi kulami z dwóch armat w kształcie czaszek. Czarna Pantera zakłada strój mecha i walczy z Super-Skrullem, wykorzystując wszystkie moce Fantastycznej Czwórki.
Na wyróżnienie zasługuje chociażby Valerio Schiti odpowiadający za rysunki oraz Marte Gracia za kolory. Obaj wynoszą akcję na prawdziwie kosmiczny poziom, a galaktyka dzięki nim mieni się wieloma barwami. Skoro jednak mamy wielką wojnę to nie mogło zabraknąć epickich scen wojennych z absurdalną liczbą postaci. Chociaż w przypadku tychże grafika może wywoływać ból głowy, nie pozwalając nam skupić się na jednym elemencie, to artyści od początku do końca podchodzą do swej pracy z imponującą dbałością o szczegóły. Forma i głębia są wspaniale oddane, a oszałamiająca scena rozgrywająca się w pobliżu Słońca, jest tak wspaniała, że aż można poczuć ciepło bijące od naszej gwiazdy.
Najważniejszy jest pokój
Czytając Empireum czuć, że to epicka historia, której wydarzenia będą prawdopodobnie miały daleko idące konsekwencje. Scenarzyści tacy jak Al Ewing, czy Dan Slott robią, co mogą, by nadać temu wydarzeniu osobisty charakter, poświęcają czas, aby pokazać, jak wszystko wpływa na bohaterów i zapewnia im rozwój.
Chociaż Cotati zdają się standardowymi złoczyńcami, przynajmniej jeśli chodzi o ich nadrzędny cel, to wyróżniają się od strony wizualnej. Jako istoty będące głęboko związane z naturą, wydają się świetnie pasować do kultur, w których autorzy je „zakorzeniają” – przywódca nosi tunikę i turban przypominający strój z Bliskiego Wschodu, a część wojowników przebiera się w ubrania podobne do tych noszonych przez plemiona rdzennych Amerykanów. To też szansa dla artystów odpowiedzialnych za rysunki i kolory. I tak, grafika jest bardzo dobra, chociaż nierówna z racji ilości osób pracujących nad całym komiksem. Niektóre sceny walki są fajne, niektóre projekty postaci nie.
Jak to event, zachęca do przeczytania innych serii komiksowych, ale tak jak wspominałem, nie jest to wymagane do cieszenia się przedstawioną historią, ale może pozwolić nam zobaczyć, jak wydarzenia wpływają na konkretne postacie. Mimo wszystko Empireum trzyma poziom i zdaje się kolejnym ciekawym elementem wielkiej układanki Marvela.
Nasza ocena: 8,5/10
Historia jest na tyle przejrzysta, że nie wymaga przeczytania wszystkich tytułów pobocznych, z kolei grafika cieszy oko. Warto sięgnąć? Na pewno.
Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 9/10