Grupa młodych dorosłych stara się zdewastowany świat uczynić choć trochę lepszym. Tam, gdzie nie istnieje już żadna moralność, oni chcą wykopać fundamenty dobra i uczynić rzeczywistość lepszą – choćby i dla kilku osób.
Interaktywne Anime
Code Vein jest produkcją japońską z oprawą graficzną utrzymaną w stylistyce anime – zatem nieodzowną częścią gry są postacie patykowatych mężczyzn dzierżących dwuręczny oręż w jednej ręce i wymachujący nim jak piórkiem oraz kobiet, które mają nieproporcjonalnie wielkie oczy i jeszcze większe piersi. Przedstawienie świata w taki sposób może skutecznie odstraszyć od produkcji koneserów bardziej realistycznych standardów piękna, lecz zarazem przyciągnąć fanów urody dziewczyn z „chińskich bajek”. W tej grze ludzie są zastraszeni i nie mogą bezpiecznie przebywać poza schronem, którego pilnują „revenanci”.
Przeciw całemu światu
Gdy protagonista się budzi, nachyla się nad nim kobieta wcześniej wspomnianego przeze mnie typu. Tajemnicza postać w skąpej sukience (równie białej, co jej włosy) staje się naszym początkowym towarzyszem i pomaga zrozumieć podstawowe prawa i mechaniki rządzące tym światem. Aktualna kondycja miasta, po którym pierwotnie się poruszamy, wskazuje na skalę kataklizmu, który musiał mieć tu miejsce. Szybko okazuje się, że postać, w którą się wcielamy jest tzw. revenantem i to niezwykłego autoramentu. Ci mściciele są w pewnym sensie żywiącymi się ludzką krwią wampirami, jednak daleko im do klasycznego Drakuli.
Tu poczujesz się jak w domu
Praktycznie już na samym początku stajemy się częścią małej grupy osób niezadowolonych z aktualnego stanu świata. Grono revenantów, do którego przynależymy, ma swoją własną siedzibę w całkiem nieźle zachowanym – jak na aktualne standardy architektoniczne – budynku. Służy on jako pewnego rodzaju odskocznia od wszelkich trosk świata, strefa relaksu, w której możemy porozmawiać z towarzyszami, ulepszyć broń i umiejętności lub po prostu usiąść na kanapie i rozkoszować się chwilą, słuchając muzyki.
Soulslike
Code Vein mechaniką i poziomem trudności przypomina znaną serię Dark Souls. W obu produkcjach wcielamy się w stosunkowo kruchą – w porównaniu do przeciwników – postać, a walka w duzej mierze polega na turlaniu się w celu uniknięcia sekwencyjnych ataków wrogów. Funkcję checkpointów pełnią tu jemioły, które są odpowiednikami ognisk z serii Dark Souls. Produkcja od Bandai Namco ułatwia grę, pozwalając nam skorzystać z pomocy towarzyszy, którzy na początku wykonują za nas większość roboty, skutecznie skupiając na sobie gniew nieprzyjacielskich jednostek. Nieoceniona jest również umiejętność wskrzeszania, pozwalająca na podniesienie poległego towarzysza. Protagonista może także zostać ożywiony przez kompana, lecz zawsze skutkuje to przekazaniem części energi życiowej pokonanej postaci.
Rolex wśród wampirów
Wspomniałem już wcześniej, że revenant, w którego się wcielamy, jest wyjątkowy. Każdy mściciel ma własny typ krwi – a unikatowość protagonisty polega na tym, że potrafi przyjąć dowolny. W grze dostępnych jest ich co najmniej kilkanaście, co pozwala na dostosowanie stylu walki do własnych predyspozycji. Chcesz większej wytrzymałości? Wybierz kod wojownika lub atlasa. Preferujesz mobilność i precyzję od brutalnej siły? Zabójca oraz strzelec będą w sam raz dla Ciebie. A może bardziej interesuje Cię wykorzystywanie ichoru, do czarów ofensywnych i wspomagających? W takim razie powinieneś rozważyć maga lub eos. Każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy typ krwi wiąże się z indywidualnymi umiejętnościami, których można użyć za pomocą ichoru, czyli swego rodzaju odpowiednika punktów many. Czary można podzielić na zaklęcia ofensywne, nastawione na jak największe obrażenia i wspomagające, czyli zapewniające naszej postaci i/lub towarzyszowi chwilowe wzmocnienie.
Wędrówka przez wspomnienia
Revenanci są niemal nieśmiertelni, jednak po każdym zgonie tracą część swoich wspomnień. Ważnym elementem rozgrywki jest zbieranie ich kawałków, by dziewczyna w bieli mogła je dla nas poskładać. Daje nam to możliwość odblokowania dodatkowych umiejętności poszczególnych kodów krwi oraz pozwala przejść przez te wspomnienia i zobaczyć historię osób związanych z fabułą. Gra przenosi nas wtedy do zamkniętej lokacji, którą przemierzamy w ślimaczym tempie, przyglądając się scenom przy akompaniamencie smutnej muzyki. A jak wiadomo, Japończycy nie mają sobie równych, jeśli chodzi o smętne melodie w anime. Same wspomnienia są tak samo chwytające za serce, jak towarzysząca im muzyka. Pozwala to choć trochę zrozumieć mentalność i motywy bohaterów oraz pokazuje, w jak bezdusznym świecie przyszło im żyć.
Potakująca niemowa
Protagonista wydaje się nieco upośledzony, jeśli chodzi o relacje interpersonalne. Osoby zwracające się do niego potrafią perorować przez dobrych kilka minut, na co on odpowiada im jedynie skinieniem głowy. Opcji dialogowych w tej grze praktycznie nie ma, poza niektórymi momentami. Wtedy i tak możemy jedynie odpowiedzieć „Tak!” lub „I jeszcze się pytasz?”, więc nic by się nie stało, gdyby twórcy całkowicie je usunęli. Mimo tak ubogiego wkładu protagonisty w dialogi, narrracja gry jest prowadzona w ciekawy sposób, powoli odkrywając przed nami kolejne tajemnice i odpowiadając na niewypowiedziane pytania. Code Vein posiada trzy możliwe zakończenia, a każde z nich jest równie satysfakcjonujące.
„Am I a Ghost?”
Pisałem już o grafice stylizowanej na japońskie anime, jednak chciałbym jeszcze wspomnieć o wyglądzie poszczególnych lokacji, które przyjdzie nam zwiedzić. W Code Vein przemierzymy zrujnowane miasto, podziemia, lodową krainę i wiele innych. Jedna z nich, Katedra Świętej Krwi, ma szansę zapisać się w historii gier, jako pretendent do tytułu Lokacji Najbardziej Znienawidzonej Przez Graczy. Z kolei ja chciałbym zwrócić uwagę na jej wyjątkowy, bardzo szczegółowy design. Poruszamy się po białych, wzorzystych, wałkowatych wieżach, a w oddali widnieje świątynia w stylu gotyckim. Lokacja jest tak rozległa, że wydaje się nie mieć końca. Twórcy musieli się natrudzić, by stworzyć jednocześnie coś tak pięknego i tak frustrującego, jak ten kościanoblady labirynt.
Wiele dobrych rzeczy można powiedzieć również o muzyce, która dopasowuje się do sytuacji. W kryjówce można włączyć radio i zrelaksować się przy rockowych brzmieniach VAMPS. Podczas podróży przez wspomnienia towarzyszą nam smętne dźwięki, potęgujące tragizm danych sytuacji. Zatem Code Vein nie tylko dobrze się ogląda, ale również przyjemnie się słucha.
Obowiązkowy tytuł
Niewiele można tej grze zarzucić. Wysoki poziom trudności i frustrujących przeciwników? Przecież o to w niej chodzi. Grafikę stylizowaną na jakieś „chińskie bajki”? Wiele osób potrafi sycić nią oko. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to liniowość lokacji, minimalizm dialogowy oraz brak ciężkich wyborów moralnych, które akurat pasowałyby do tego świata i całej fabuły. Code Vein nie jest więc tylko zwykłą podróbką Dark Souls, która niczym pasożyt próbuje urosnąć na cudzej sławie. Bandai Namco Entertainment wzięło ze znanej serii sprawdzone rozwiązania i podało je z dodatkowymi mechanikami. Zrobili to na tyle umiejętnie, by nie tylko móc wyjść z cienia kultowego cyklu, ale i zaatakować jego koronę.
Nasza ocena: 8/10
Code Vein to jedna z najlepszych gier zeszłego rokuGrafika: 7/10
Udźwiękowienie: 8/10
Fabuła: 9/10
Grywalność: 8/10