Site icon Ostatnia Tawerna

„Mroczna armia”

Pełnienie funkcji stracharza to ciężki kawałek chleba. Nawet po latach szkoleń, setkach przeczytanych bestiariuszy i kilku poważnych potyczkach z Mrokiem można popełnić błąd. A wystarczy tylko jedno potknięcie, by spotkać się z Kosiarzem i opuścić ten ziemski padół. Tom Ward to dzielny bohater, który nad własne dobro przedkłada to innych, wiele razy udowodnił, że potrafi stawić czoła wszelkim niebezpieczeństwom, jednak nawet on nie był przygotowany na to, co nadchodzi. Bycie siódmym synem siódmego syna, albo, jak w przypadku Jenny, siódmą córką siódmej córki, to przywilej, ale także wielka odpowiedzialność. Walka z Mrokiem i jego wysłannikami to niebezpieczne przedsięwzięcie, tym straszniejsze, że wrogowie parają się magią.

Tom zdecydował się na walkę z kobaloskim przedstawicielem. Niestety sam poległ w tym starciu, wydawać by się mogło, że teraz nikt nie będzie w stanie przeszkodzić w inwazji spragnionych krwi wojowników na Hrabstwo. Nadzieja umiera jednak ostatnia, a magia potrafi zdziałać cuda. Wystarczy jedno silniejsze zaklęcie, by przywrócić do życia umarłego. Ale czy Tom rzeczywiście zginął? Może jego walka i śmierć były elementami misternie snutego planu, polegającego na uczynieniu z protagonisty w oczach ludzi kogoś bliskiego świętemu? Nieważne jaka jest prawda, teraz liczy się tylko pokonanie Kobalosów.

Mroczna armia to drugi tom kolejnej serii Josepha Delaneya – Kroniki Gwiezdnej Klingi. W pierwszej części poznaliśmy nowego wroga i dowiedzieliśmy się, jaką rolę odgrywa książka Wijec wchodząca w skład cyklu Kroniki Wardstone. Teraz przyszedł czas na pierwsze starcia z wrogimi siłami.

Delaney stworzył mroczny świat, w którym nikt nie jest bezpieczny. Za każdym rogiem czekają boginy, czarownice, duchy czy stwory złaknione ludzkiej posoki. Jedynym ratunkiem przed sługami Mroku są stracharze, którzy potrafią poradzić sobie z tego typu zagrożeniami. Wykreowany przez pisarza świat ocieka magią – a granica pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe, jest niezwykle cienka. Każdy tom cyklów Delaneya trzyma w napięciu i pokazuje nowe oblicze Mroku. Tym razem bohaterowie poznają nowe zagrożenie, Kobalosów, i przekonują się na własnych skórach, że nie będzie to łatwy przeciwnik.

Mroczna armia pokazuje, że nawet najsilniejsi i najpewniejsi siebie miewają chwile zwątpienia. Grimalkin spotyka wreszcie przeciwnika dorównującego jej odwagą, siłą i determinacją. Nie tylko ona pociąga w tej historii za sznurki, co ciekawe czarownica sama wpada w zastawioną na nią pułapkę. Bohaterka nie była w stanie przewidzieć posunięcia wroga, okazała się za pewna siebie, co prawie ją zgubiło. W tej części czytelnik widzi w czarownicy nie tylko to, że jest przyjaciółką Toma, ale także dostrzega jej prawdziwą naturę. Grimalkin nie cofnie się przed niczym, dla niej liczy się obecnie tylko jedno – chora potrzeba pokonani kobaloskich magów, nawet jeżeli ceną za to będzie życie jej przyjaciela.

Także Tom pokazuje nam zupełnie inne oblicze. Nie ma w tym zabiegu zastosowanym przez Delaneya nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, co go spotkało. Bohater potrzebuje czasu, by dojść do siebie. Pojedynek z wrogiem wiele go kosztował, do tego przestał być pewien swoich umiejętności. Sytuacji nie pomaga fakt, że wziął na swoje barki wyszkolenie nowego stracharza. Jenny jest niezwykle pyskatą i butną osóbką, która za nic ma autorytety i często stawia na swoim. Tom musi więc uważać nie tylko na siebie, ale także na młodą podopieczną. Z jednej strony nadchodzące niebezpieczeństwo w postaci kobaloskiej armii, z drugiej mól zakryty, który gryzie Warda od środka – wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko stracharzowi. Nawet czytelnik nie wie, jak zakończy się ta rozgrywka. Która ze stron wygra? Kto będzie musiał zapłacić ostateczną cenę?

Jedynym elementem, który od początku mi nie pasuje, jest ten związany z uczuciami Alice i Toma. O wiele lepiej prezentowałaby się historia pozbawiona wątku miłosnego pomiędzy tą dwójką nastolatków. Nie został on dobrze napisany, to nie miejsce na sercowe rozterki, tylko walki z Mrokiem i jego przedstawicielami. Słodko-gorzkie dylematy miłosne nie są potrzebne, o wiele ciekawiej by było, gdyby Tom i Alice pozostali zwykłymi przyjaciółmi.

Mroczna armia nie jest tak dobra jak jej poprzedniczka, Nowy Mrok. Trzyma w napięciu, wprowadza do fabuły nowego wroga, i to całkiem przebiegłego, buduje napięcie i zaostrza apetyt na więcej. Jednak pojawia się tutaj także ten nieszczęsny wątek miłosny, który jawi się jako rysa na szkle. Delaney potrafi zaciekawić odbiorcę, zabrać go w podróż do świata Mroku, gdzie każdy dzień okazuje się walką o przetrwanie, gdyby tylko zrezygnował z sercowych dylematów bohaterów, Mroczna armia byłaby o wiele lepsza.

Exit mobile version