Jedną z niewielu rzeczy, jakie towarzyszą mi od dzieciństwa, są Zwariowane Melodie, inaczej Looney Tunes. Gromada animków, której przewodzi Królik Bugs to remedium na wszystkie wasze smutki, zaś ich kraina pozbawiona wszelkich logicznych praw fizyki (do której można dostać się przez podziemny tunel, co wyraźnie ukazuje Kosmiczny Mecz), stanowi nieodkryty ląd dla wielu fanów kreskówek z Polski, gdzie większą popularność zyskały nie krótkie animacje Warner Bros., ale te od Walta Disneya.
W tych najbliższych kilku artykułach, jakie zaplanowałem, będę starał się wam przybliżyć tajemnice „zjadacza marchwi” oraz jego przyjaciół, zaczynając od ich najnowszych przygód.
„Where is Wabbit?”
To pytanie z całą pewnością zadawał sobie często myśliwy Elmer Fudd, stojąc nad króliczą norą. Cóż, nikt by nie przypuszczał, że jego rola zostanie całkowicie zmieniona po 2015. W tym roku bowiem, studio braci Warner postanowiło, że ukażą się nowe historie z mieszkańcami krainy ACME. Docelowo serial miał nazywać się Wabbit: A Looney Tunes Production i prezentować przygody najsłynniejszego animowanego królika na świecie. Podczas projekcji jedenastominutowego odcinka, długouchemu mieli towarzyszyć starzy znajomi, oraz całkiem nowi bohaterowie, jak wiewiórka Squeaks czy Bigfoot. Znanym postaciom częściowo jednak zmodyfikowano rolę, pozbawiając na ten przykład Elmera strzelby i myśliwskiej smykałki, czy tworząc z Willy’ego E. Coyota bardzo elokwentnego naukowca. Kojot bez znanych tabliczek nie jest najlepszym pomysłem, gdyż jego napisy i zawsze zrozpaczony wyraz twarzy wyrażały „więcej niż tysiąc słów”, ale widocznie uznano, że nieme animki to relikt przeszłości, bez szansy na odniesienie sukcesu w show biznesie.
Poigrajmy trochę z losem
Popularność nowego serialu przerosła oczekiwania twórców, którzy to musieli zmierzyć się z oczekiwaniami fanów, tworząc zamiast drugiego sezonu zupełnie nową produkcję – New Looney Tunes. W ten sposób królicza nora się poszerzyła i sięgnięto po całą menażerie Zwariowanych Melodii w tym Kaczora Daffy’ego, Babunie, Tweety’ego czy nawet mało znanego Pete’a Pumę. Również i tutaj część z nich dostała całkowicie nowy image, w tym sam czarny kot Sylvester, którego docinki na temat systemu oświaty są bardzo trafne, a jednocześnie doprowadzają do łez (oczywiście tych wywołanych śmiechem). Klasyczne postacie zostały też przedstawione w retro stylu. Mocno przerysowane detale, jak dzioby, nogi oraz ryje mogły budzić skojarzenia z charakterystyczną kreską lat trzydziestych i czterdziestych dwudziestego wieku, co również może wywoływać uśmiech na naszych twarzach.
Przykładowo Porky nie jest już tylko wdzięcznym i słodkim niezdarnym prosiaczkiem, ale kawałkiem nieźle spasionej wieprzowiny. Najistotniejszą kwestią jest jednak fakt, iż bohaterowie zostali dopasowani do czasów współczesnych. Kupują rzeczy przez Internet, używają smartfonów, komputerów czy mikrofalówek. Niemniej jednak, należy pamiętać, że nowe technologie służą im nie tylko do wykonywania codziennych czynności, ale też do płatania różnych figli.
Przemoc, którą kochamy
Wbrew pozorom ludzie lubią oglądać agresywne zachowanie i starcia, o czym przekonali nas już starożytni Rzymianie organizując spektakularne walki w swoich cyrkach. Na całe szczęście, my nie musimy organizować już krwawych batalii, a przemoc możemy zobaczyć w telewizji i to niekoniecznie w asyście ludzi, bowiem animki nam jej w zupełności dostarczają. Tak było u zarania dziejów kreskówek w Hollywood, gdzie klasyczne krótkie animacje wyświetlano w kinach przed seansami filmów, których stałymi bywalcami byli głównie dorośli. Warner Bros. w owym czasie było znane z rywalizacji ze studiem Walta Disneya oraz z tego, że jego animowani bohaterowie dużo bardziej w swoich zwariowanych potyczkach uciekali się do przemocy, jaka „nie niosła ze sobą żadnych konsekwencji” – jak mawiał prof. Daffy na Bzikowersytecie.
Obecnie nowe krótkometrażówki ze studia Myszki Miki są bardziej szalone, jednakże wciąż nie ma w nich tylu lasek dynamitu, różnego rodzajów broni, oraz rozczłonkowanych ciał (oczywiście bez śladów krwi) na ekranie, co w produkcjach z Królikiem Bugsem i jego przyjaciółmi. Dzięki tym nie dydaktycznym elementom, klasyczny humoru napędzany absurdem i dużą dawką bólu został zachowany. Daffy, Marvin Marsjanin czy Diabeł Tasmański poddają swoich przeciwników wszelkim możliwym torturom – rozciąganiu, miażdżeniu, rozbijaniu, itd. Zapaleni miłośnicy śmiechu w „stylu kowadła” nie będą zawiedzeni.
Podsumowując – uważam, że Nowe Zwariowane Melodie to całkiem udane podejście do klasycznych Looney Tunes i z całą pewnością może być kontynuatorem klasycznych krótkometrażówek, dlatego też nie pozwalajcie na oglądanie tego serialu najmłodszym, bo tutaj każdy ból i niepowodzenie naszych ulubieńców ma nas śmieszyć, a nie umoralniać.