Site icon Ostatnia Tawerna

Moja królowa tygrys – recenzja komiksu „Isola”, t. 1

„Zapierająca dech w piersiach przygoda fantasy, którą polecamy fanom Studia Ghibli i twórczości Hayao Miyazakiego” – w taki sposób reklamowany jest najnowszy komiks fantasy, wydany w Polsce przez niezawodne Non Stop Comics. Odwoływanie się do jednego z najbardziej cenionych studiów animacyjnych ustawia poprzeczkę bardzo wysoko. Ile jest w tym prawdy?

Owszem, pewne zbieżności są zauważalne. Fabuła opiera się na silnych bohaterkach kobiecych, tak jak w Księżniczce Mononoke czy Nausice z Doliny Wiatru. Piękne i tajemnicze są też okoliczności przyrody. Jednak od razu uprzedzę, że brak tu pewnego charakterystycznego komponentu – kultury. Pomijając już niedostatek typowych dla Ghibli steampunkopodobnych maszyn, mam na myśli głębsze humanistyczne przesłanie na temat wpływu człowieka na przyrodę. Takowe wątki ekologiczne tu nie występują (przynajmniej nie w pierwszym tomie). Nawet estetycznie bliżej Isoli do zachodnich filmów animowanych niż do stylu znanego z japońskich produkcji.

La Isola Bonita

Historia zaczyna się od liczącego dziesięć stron prologu, w którym królowa Olwyn zupełnie niespodziewanie wyznacza wojowniczkę Rook na kapitana osobistej straży. Główna część komiksu toczy się po upływie pewnego czasu od tego wydarzenia. Gwardzistce przychodzi eskortować swoją władczynię do mitycznej Isoli. Sęk w tym, że królowa posiada teraz cztery łapy, futro i turkusowe paski – za sprawą magii została przemieniona w tygrysa. Przed bohaterkami staje wiele wyzwań – muszą uciekać przed strażą z królestwa Maar oraz mieć się na baczności przed kłusownikami, dla których futro stanowi cenny towar. W ten sposób rozpoczyna się połączenie gatunku fantasy i komiksu drogi. Czytelnik początkowo zostaje rzucony na głęboką wodę, gdyż przebieg przemiany władczyni w futrzaka zostaje ujawniony dopiero pod koniec tomu, a i tak wiele pytań pozostawia otwartych.

Tiger out of water

Ekspozycja w komiksie to trudna rzecz. W literaturze wyjaśnianiem świata zajmuje się narrator, czasami na przestrzeni wielu stron. W przypadku komiksów kwadratowe ramki z opisem wydarzeń/myślami bohaterów są obecnie stosowane niezwykle rzadko, gdyż trącą myszką. Wszelkie zawiłości narracyjne muszą być zatem zawarte w krótkiej formie: bądź to dialogów między postaciami, bądź we wstępie lub posłowiu. Gorzej, jeśli autor nie zdecyduje się na żadne z powyższych i zabiera się za zaawansowane światotwórstwo bez odpowiedniego rozpisania reguł rządzących kreowanym przez siebie uniwersum i klarownego przekazania ich czytelnikowi. Dobrze napisany świat, nawet ten najbardziej fantastyczny, powinien mieć jasno zrozumiałe zasady oraz terminologię. Pewne trudności sprawiała mi już wcześniej Monstressa (również ze stajni Non Stop Comics), choć tam przynajmniej pojawiały się strony z Nekomantami, którzy rozjaśniali co nieco. W Isoli próżno szukać takich ułatwień. Informacje o świecie przedstawionym przekazywane są bardzo zdawkowo. Fletcher nie zdecydował się na typową krainę fantasy pełną elfów i innych krasnoludów (na szczęście), zamiast tego stworzył bardziej autorską wizję, lecz zabrakło mu miejsca (czy raczej pomysłu), by wszystko odpowiednio opisać. Tym samym pojawia się tutaj jakieś królestwo, ale nie wiemy o nim praktycznie nic. Mam wręcz wrażenie, że samo wyjaśnienie, czym jest Isola, nie pojawia się na stronach opowieści, tylko w blurbie z tyłu okładki. Równie skąpo zaprezentowane są ludy zamieszkujące tereny królestwa – brak tu historii, jakiegoś tła społecznego. Podobny problem trawi bohaterów (mimo że relację Rook i królowej poprowadzono świetnie), których przeszłość jest zupełnie czytelnikowi nieznana. Aż żal, że Fletcher nie pokusił się o żadną postać (choćby drugoplanową) z zewnątrz, działającą w myśl tropu „fish out of water”, dając tym samym czytelnikowi łatwą do przełknięcia ekspozycję. Możliwe, że autorzy mają już opracowaną ogólną wizję całości i pozostałe tomy będą już przyjemniejsze w odbiorze, jednak nie powinno się w ten sposób tworzyć wstępów.

Anikomiks

Zgłosiłem się do recenzji tego komiksu tylko na bazie przykładowych stron. Nie były dla mnie ważne nazwiska autorów ani opis fabuły – po prostu zapowiedź wyglądała tak zachęcająco. Kreska Karla Kerschla wygląda, jakby żywcem wyciągnięta została z animacji od Disneya czy innego Dreamworksa (a nie Ghibli). Czasami miałem wrażenie czytania anime comics, czyli tytułu stworzonego na bazie klatek z filmu (jak np. przerobione w ten sposób kinówki Dragon Ball). Potęgowane to było faktem, że większość kadrów w Isoli prezentuje się bardzo statycznie. Strony są pełne prostokątów i kwadratów, miejscami wręcz w przytłaczającej ilości. Wydanie od Non Stop Comics jest standardowej wielkości, a w przypadku takiego zagęszczenia narracji dużo lepiej sprawdziłby się powiększony format typowy dla „frankofonów”. Niemniej, Kerschl wykonał kawał dobrej roboty, która została pięknie pokolorowana przez artystkę o pseudonimie Msassyk. Kapitalnym zabiegiem w jej wykonaniu jest utrzymanie stron w tej samej kolorystyce (czasami fiolet, w innych miejscach granat itp.), co świetnie wpływa na klimat danych scen. Ponownie żal, że komiks nie jest większy, by jeszcze lepiej docenić kunszt oprawy graficznej.

Studio Ghibli to nawet nie jest ono

Trzymając się dalej konwencji porównywania komiksu ze studiem Ghibli, dziełu Fletchera, Kerschla i Msassyk bliżej jest do Goro Miyazakiego (Opowieści z Ziemiomorza) niż geniuszu jego ojca Hayao. Isola jest bardzo ładna, ale też bywa męcząca w odbiorze. Warstwa wizualna zdecydowanie góruje tutaj nad fabułą. Liczę, że kolejne tomy zaprezentują bardziej dopracowane światotwórstwo.

Nasza ocena: 6/10

Świetnie narysowany (i jeszcze lepiej pokolorowany) wstęp do komiksu fantasy, któremu przydałoby się więcej ekspozycji.

Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 7/10
Exit mobile version