Przed festiwalem Confiction organizatorzy byli pewni siebie, prowadząc promocję. Cały Kraków zalano plakatami i billboardami, a z głosów w mediach wydawało się, że będziemy mieć do czynienia z największą tego typu imprezą w regionie. Jak jednak wyszło faktycznie?
Miejsca u nas pod dostatkiem
Confiction zorganizowano w Centrum Targowo-Kongresowym EXPO Kraków, a więc dokładnie tam, gdzie miesiąc wcześniej odbyła się impreza Cracow Game Days. Chcących poznać szczegóły odnośnie lokalizacji, odsyłam więc do relacji z tamtych targów. W skrócie tylko powiem, że jest to obiekt nowoczesny i dobrze wyposażony, a co najważniejsze – dojazd transportem publicznym nie powinien nikomu sprawić większego problemu. Jednak w porównaniu z Game Days znacząco zwiększono powierzchnię, bo o ile impreza growa odbywała się w jednej hali, o tyle na festiwal popkultury zarezerwowano niemal całe centrum. Do dyspozycji były więc dwie spore hale oraz szereg mniejszych i większych sal prelekcyjnych. Organizatorzy spodziewali się około pięciu tysięcy uczestników i nawet przy takich założeniach miejsca byłoby dla wszystkich pod dostatkiem.
Takie rękodzieło ucieszy każdego geeka
Konwent-Widmo
W rzeczywistości jednak było dużo luźniej. Organizatorzy poinformowali, że przez trzy dni Confiction odwiedziło około dwa tysiące uczestników, ale szczerze mówiąc, nie za bardzo wierzę w te liczby. Przez większość czasu, a zwłaszcza ostatniego dnia, konwent przypominał wymarłe miasteczko. Do stoisk wystawców podchodziły pojedyncze osoby, a prelekcje gromadziły zwykle po kilku zainteresowanych. Nawet na spotkaniach ze znanym z Gry o tron Jamesem Cosmo (który w materiałach reklamowych był promowany jako główny gość festiwalu) stawiło się maksymalnie dwudziestu kilku uczestników, chociaż przygotowano ogromną salę konferencyjną. Co więcej, zabrakło nawet chętnych do zdjęć i autografów z aktorami. Podczas specjalnych dyżurów dla fanów James Cosmo i Chris Rankin (Percy Weasley z Harry’ego Pottera) siedzieli sami, wyglądając raczej na znudzonych. Najwyraźniej mało kto zdecydował się na zakup karnetu (wzorem Warsaw Comic Con pamiątkowe zdjęcia i autografy były dodatkowo płatne), co w sumie było dość smutne, jeśli pomyśli się o zaproszonych gościach, którzy zapewne nastawili się na interakcje z fanami. Do kuriozalnej sytuacji doszło też w kwestii konkursu na najlepszy cosplay. Zorganizowany on został na dość luźnych zasadach, a więc każdy, bez wcześniejszych zapisów, mógł wziąć udział. Wszyscy uczestnicy na wejściu otrzymywali bowiem żeton, który mogli przekazać osobie z najlepszym strojem. Cosplayerka lub cosplayer z największą liczbą uzbieranych żetonów wygrywali. Brzmi prosto, prawda? Problem jednak w tym, że przy tak małej frekwencji znalezienie kogokolwiek w przebraniu było nie lada wyczynem.
Wydawnictwo Uroboros przygotowało stoisko z ciekawą ofertą i promocjami
Pozostaje więc pytanie: co poszło nie tak z promocją? Myślę, że przyczyn jest kilka. Choć Kraków zapełniono reklamami, promocja ruszyła dopiero około trzy miesiące przed konwentem. Co więcej, nie zaczęto od podania konkretów, a od popkulturowych newsów i ciekawostek. Innymi słowy, próbowano zacząć od zbudowania bazy odbiorców, ale takie działania miałyby sens, gdyby prowadzono je na rok przed imprezą, gdy twórcy nie wiedzieli jeszcze, jak będzie wyglądać program. Gości zaczęto zapowiadać miesiąc wcześniej, co dało mało czasu na zbudowanie hype’u. Confiction zdecydowanie zabrakło również własnej tożsamości. Nie zdecydowano się na dotarcie do konkretnych odbiorców, tworząc program bardzo ogólny, oparty o szeroko pojętą popkulturę. Efekt – ledwie trzysta osób zaznaczyło opcję „wezmę udział” w wydarzeniu na Facebooku.
Jest co robić
Skoro narzekanie mamy już za sobą, to można przejść do pozytywów. Trzeba przyznać, że jeśli ktoś już postanowił odwiedzić Confiction, to raczej nie był to czas stracony. Chociaż specjalistycznych prelekcji i paneli nie było za wiele, a przeważały tematy skrojone pod niedzielnego odbiorcę, większość punktów poprowadzono przynajmniej nieźle. Na uznanie zasługuje także dobór gości. Oprócz Jamesa Cosmo, Chrisa Rankina i Joshuy Longa (scenarzysta 1983) nie zabrakło uznanych polskich twórców. Pojawili się m.in. Jakub Ćwiek, Rafał Szłapa, Unka Odya, Piotr Domalewski i Aleksandra Zielińska. Największą uwagę zebrała natomiast obsada nadchodzącego filmu Legiony, która wzięła udział w panelu poświęconym produkcji.
Nie zawiedli również wystawcy. W strefie handlowej na uczestników czekały stoiska Uroboros, Ultimate Comics, Azog Shop czy Yatta. Przygotowano także szereg innych atrakcji. Chętni mogli udać się do wydzielonej strefy planszówek i gier RPG. Było też na czym zawiesić oko za sprawą niesamowitej wystawy ręcznie tworzonych modeli z uniwersum Gwiezdnych wojen oraz ślicznie wykonanych modeli Pokémonów. Natomiast dzięki Fundacji Dawne Komputery i Gry można było cofnąć się w czasie i ograć największe klasyki ze sprzętów pokroju NESa, SNESa, Gamecube’a i Atari 2600. Z kolei, chcąc się zrelaksować, dobrym pomysłem było udanie się na stanowisko muzeum Manggha, gdzie odbywały się warsztaty związane z kulturą japońską.
Czy aby na pewno?
W zasadzie zastrzeżenia mam tylko do organizacji hal. O ile jedna została wypchana wyżej wymienionymi atrakcjami, o tyle w drugiej było mnóstwo niewykorzystanej przestrzeni. Przygotowano tam małą strefę gastronomiczną, duży ekran i leżaki do wieczornych seansów oraz strefę gier bez prądu. Zdecydowanie dało się umieścić tam dodatkowe elementy.
Tylko co dalej?
Z mojej relacji wyłania się obraz Confiction jako całkiem udanego konwentu, który może naprawić swoje błędy w kolejnych edycjach. Jest jednak poważny problem. W normalnej sytuacji moglibyśmy się spodziewać, że organizatorzy wyciągną wnioski i ulepszą imprezę, ale już przy pierwszej edycji porwali się oni na głęboką wodę zamiast zacząć po prostu od zaznaczenia swojej obecności w regionie. Osobiście mam wątpliwości, czy w ogóle zwróciły im się koszty organizacji, a co za tym idzie, czy w ogóle odbędzie się druga edycja. Nawet jeśli tak, to na pewno trudniej będzie ściągnąć równie ciekawych gości i zachęcić wystawców do wynajęcia przestrzeni. Skoro do płatnych zdjęć prawie nikt się nie ustawiał, a towar nie schodził z regałów, to raczej nie osiągnięto zakładanych przychodów. Confiction mogłoby więc zaliczyć regres pod względem treści. Pewne jest, że jeżeli impreza ma przetrwać i ściągnąć szerszą publiczność, organizatorzy będą musieli długo popracować, a przede wszystkim zdecydować się, do kogo tak naprawdę chcą trafić.