Na powrót Michaela Myersa na wielki ekran z utęsknieniem czekali chyba wszyscy miłośnicy slasherów. To jedna z postaci złotej ery horrorów klasy B, która podobnie jak inne, na trwałe zaznaczyła się w popkulturze. Halloween Davida Gordona Greena to odrodzenie klasycznej konwencji.
Wieść o tym, że jedna z bardziej lubianych aktorek tego gatunku, Jamie Lee Curtis, powraca na wielki ekran w nowej wersji kultowej serii, rozbudziła nadzieję fandomu na dobre widowisko. Kolejny epizod walki na śmierć i życie Laurie Strode z groźnym, psychopatycznym mordercą Michaelem Myersem, który zamordował nie tylko swoją starszą siostrę, ale też kilkoro niewinnych mieszkańcach miasteczka Haddonfield, stał się jednym z bardziej wyczekiwanych horrorów tego roku. Już teraz mogę odsłonić rąbka tajemnicy – slasher nie zawiódł, lecz jak to często się zdarza, pojawiły się również głosy krytyki.
40 lat minęło…
To wtedy, w 1978 roku, John Carpenter nakręcił horror, który podobnie jak pozostałe tworzone na przełomie lat 70-80. filmy grozy klasy B, stał się jedną z ikon slasherów i wyznaczał trendy w ówczesnych niskobudżetowych produkcjach. Tym razem Halloween powraca jako retcon ze znacznie wyższymi środkami finansowymi i początkującym, jeśli chodzi o ten gatunek, reżyserem.
W nowej historii, następującej bezpośrednio po pierwszym filmie, Michael Myers przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym dla niebezpiecznych przestępców. Niebawem, w przeddzień święta duchów ma zostać przewieziony do innego zakładu. Podczas transportowania groźny morderca obezwładnia kierowcę i ucieka, dokonując przy tym kolejnych brutalnych morderstw. Jego kolejnym celem mają być mieszkańcy rodzinnego Haddonfield, gdzie będzie mógł dać upust swoim zbrodniczym popędom.
Jak za dawnych lat
David Gordon Green, nowicjusz w dziedzinie horrorów, podczas kręcenia swojego pierwszego w tym duchu dzieła, z pewnością miał nie lada wyzwanie i zagwozdkę. Bowiem każdy najmniejszy błąd czy potknięcie się podczas tworzenia nowej odsłony serii, nie zostałby mu wybaczony przez miłośników Michaela Myersa. Presja dokonania rewitalizacji cyklu, która ciążyła na zdolnym reżyserze, była więc spora. Jednak żółtodziób, jeśli chodzi o filmy grozy, zupełnie ignorując kolejne sequele, odrobił pracę domową, a tuż po premierze pojawiło się wiele pozytywnych opinii. Fani Halloween, mający wcześniej uzasadnione obawy o splamienie dobrego imienia postaci, mogą więc odetchnąć głęboko z ulgą.
Myers Greena nie traci praktycznie nic z kultowej postaci wykreowanej przez Carpentera. Jest tak samo tajemniczy, skryty, bezwzględny i brutalny. Reżyser nie szczędził środków na makabryczne sceny morderstw. Prostymi i sprawdzonymi metodami ukazał bestialstwo i okrucieństwo psychopatycznego mordercy. Do tego jego wytrzymałość i siła, robią wciąż dobre wrażenie. Nowa maska też została wykonana rzetelnie, gdyż nosi ona znamiona minionych lat. Jedyne do czego można się przyczepić, to finałowe starcie między nim a jego niedoszłą ofiarą Laurie. Po cichu wszyscy liczyliśmy na jakieś spektakularne lub dramatyczne zakończenie, a tymczasem nasz morderca dał się zwabić w pułapkę niczym dziecko i spalić żywcem, co też wskazuje na definitywny finał historii.
Morderca dogoni Cię idąc
W wielu slasherach, wychodzących na światło dzienne na przełomie lat 70-80. utrwaliły się pewne stereotypy czy też trendy na poziomie koncepcyjnym. Te najbardziej ugruntowane dotyczą charakterystyki mordercy. Walka z czarnym charakterem momentami przypominała batalię z wiatrakami w stylu Don Kichota, bowiem ile razy byśmy nie postrzelili naszego przeciwnika, on i tak wstanie, zabije nas i w kolejnych częściach również będzie mordować. Taka niezwykła wytrzymałość i odporność na ciosy antagonistów często spotyka się z niewymuszonym śmiechem widowni. Podobnie jak kolejna złota zasada B-klasowych horrorów. Ofiara uciekając za każdym razem musi się poślizgnąć w taki sposób, żeby morderca spacerkiem mógł ją dogonić i pozbawić życia w możliwie jak najbardziej brutalny dla niego sposób.
Green nie stroni również od absurdalnych rozwiązań, nie wprowadza swoich własnych wytworów, rzetelnie odwzorowuje klimat oryginału, akcentując nielogiczność zachowań bohaterów oraz schematy fabularne, co działa zdecydowanie na plus horroru, z czym nie wszyscy muszą się zgodzić. I właśnie na ten aspekt filmu spadła największa krytyka. Część odbiorców zarzucało reżyserowi brak konsekwencji, niedokładność i stosowanie oklepanych rozwiązań. Ja jednak stoję po jego stronie. Przejawy i próby wprowadzania własnych koncepcji w klasykach kina grozy, jak zdążyliśmy się o tym wielokrotnie przekonać, kończyły się w większości przypadków fiaskiem. Green, wychodząc z tego założenia, zdecydował się na bardziej rozsądne i bezpieczne zagranie, dzięki czemu całość utrzymuje względnie dobry poziom.
Żyjąc w obawie przed złem
Warto jeszcze bliżej przyjrzeć się kilku innym aspektom filmu. Nowy reżyser korzystając wiernie z wszelkich sposobów budowania napięcia oraz ugruntowanych klisz i schematów, dotyczących zachowań bohaterów, wprowadza także kilka swoich, dodatkowych elementów fabularnych, które potęgują klimat opowieści. Tworzy bowiem symbiotyczną, graniczącą z obsesją więź między Myersem a Laurie, która przez całe życie przeczuwa, że w końcu nadejdzie dzień ostatecznej konfrontacji z jej oprawcą.
Relacja ta miała bezpośrednie przełożenie na jej kontakty z córką. Wątek zaburzonej interakcji rodzinnej ma duże znaczenie w kontekście niektórych wprowadzonych przez reżysera rozwiązań. Dość apodyktyczne i surowe wychowywanie pierworodnej przez zaborczego rodzica poskutkowało odebraniem praw do opieki. Ich bliskość zostaje mocno ograniczona i aspekt ten pojawia się dopiero w chwili zagrożenia. Twórcy wykorzystali także oryginalną ścieżkę dźwiękową, dzięki czemu mogliśmy znów przenieść się do końca lat 80. Nie zawodzi także Jamie Lee Curtis, która ponownie spisała się na medal i z wielką przyjemnością oglądało się ją na wielkim ekranie.
Halloween Greena to udany renesans B klasowych horrorów, który nie stara się na nowo opowiedzieć historii, lecz korzysta ze sprawdzonych i wykorzystywanych w wersji z końca lat 70. chwytów i klisz, dzięki czemu nowa odsłona nie traci dużo na klimacie oraz wartości, co więcej stanowi udany powrót do korzeni.
Nasza ocena: 7,5/10
Michael Myers powraca w dobrym stylu. Póki co to jedyny udany renesans klasyki kina grozy i mam nadzieję, że nie ostatni.Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 7/10
Oprawa dźwiękowa: 8/10