Site icon Ostatnia Tawerna

Maski z głów – recenzja komiksu „20th Century Boys – Chłopaki z XX wieku”, t. 5–6

W poprzednich tomach Naoki Urasawa wprowadził tylu bohaterów, tyle różnych linii czasowych i wątków fabularnych, że dałoby radę obdzielić nimi kilka innych tytułów. Mangaka ma tendencję do wodolejstwa, lecz nie mam mu tego za złe, bo to, co pisze, wciąż wypada świetnie.

Jeżeli ktoś sięga po recenzję komiksu, który znajduje się na półmetku, to zapewne czyni to nieprzypadkowo i chce skonfrontować swoje wrażenia z lektury z niżej podpisanym. Niemniej, gdyby było inaczej, to przestrzegam, że w tekście mogą pojawić się spoilery.

W piątym i szóstym tomie dzieje się, oj, dzieje – choć jednocześnie historia bardziej skupia się na jednej linii czasowej. 2014 rok, kilkanaście lat od tryumfu Przyjaciela i nadania Kenjiemu i jego gangowi łatki terrorystów. W tych okolicznościach Kanna, siostrzenica głównego protagonisty z poprzednich tomów, dowiaduje się, że jej ojcem jest Przyjaciel – złoczyńca odpowiedzialny za śmierć tysięcy osób na całym świecie, otoczony obecnie niemal boskim kultem. Ujawnione zostają także pewne szczegóły z życia zaginionej matki dziewczyny. Bogatsza o te doświadczenia Kanna postanawia kontynuować walkę o oczyszczenie imienia wujka i pokonanie despoty. Pomagają jej w tym pozostali bohaterowie, którzy ponieśli niegdyś klęskę podczas Krwawego Sylwestra. Tymczasem na jaw wychodzi istnienie Nowej Księgi Przepowiedni, która zwiastuje kolejne katastrofy.


Niekończąca się opowieść

Chłopaki z XX wieku posiadają dwie cechy, które spotkać można także w innych dziełach Urasawy (np. w Monster i Pluto): rozciągniętą do granic możliwości fabułę oraz nieustanne granie tajemnicą. Mangaka uwielbia tworzyć długie i wielowątkowe fabuły, w których przewijają się dziesiątki bohaterów (często epizodycznych), gdzie trzon historii stanowi zazwyczaj jakaś zagadka, w której czytelnik wodzony jest za nos i wie tyle, co protagoniści (a czasem nawet mniej). I tak w Chłopakach to połączenie uwidacznia się pod postacią głównego złola serii – Przyjaciela, który wprowadził w życie plan zniszczenia świata stworzony niegdyś przez dzieciaki. Ów zagadkowy jegomość we wszystkich scenach do tej pory nosił maskę, nie odsłaniając nigdy twarzy. I muszę przyznać, że takie prowadzenie antagonisty bardzo dobrze budowało napięcie, szczególnie że nikt z ekipy Kenjiego (i podobnie czytelnik) nie był w stanie dojść do tego, kto przez lata ukrywał swoją tożsamość. Tylko że ten suspens rozciągnięty na kilka tysięcy stron stawał się już dla mnie męczący, szczególnie że Urasawa kilka razy już niby miał ujawnić tożsamość Przyjaciela, a jednak wprowadzał jakiś zabieg fabularny, by tego nie zrobić.


Mystery box

Zabawa w kotka i myszkę trwa tak aż do finału szóstego tomu zbiorczego, gdzie W KOŃCU czytelnik poznaje twarz Przyjaciela. I muszę przyznać Urasawie, że kompletnie się nie spodziewałem takiego obrotu spraw. Wprawdzie domyślałem się, że musi to być ktoś z otoczenia Kenjiego (inaczej cały ten suspens byłby bezcelowy), lecz nie, że akurat ta postać jest złoczyńcą. Jednocześnie w dalszym ciągu zupełnie nie wiadomo, dlaczego Przyjaciel popełniał wszystkie zbrodnie – tożsamość tożsamością, ale za jej ujawnieniem nie poszła żadna próba wyjaśnienia motywacji. Zapewne będzie to podane w kolejnych tomach, lecz szkoda, że mangaka znowu ucieka się do cliffhangera, zamiast po prostu dać od razu czytelnikowi odpowiedzi na pytania.


Codzienna walka

Pomimo powyższego narzekania Chłopaki to w dalszym ciągu świetna opowieść. Bardzo mi się podoba, że w momencie, w którym nie ma już Kenjiego, fabuła oddaje pałeczkę pozostałym członkom „gangu”. Historia w mniejszym stopniu przeskakuje pomiędzy różnymi liniami czasowymi, co pozwala na lepsze ukazanie tego, w jakim miejscu znajdują się poszczególne postaci, którym nie udało się pokonać Przyjaciela podczas feralnego Sylwestra. Ich walka jest nawet trudniejsza niż wcześniej, szczególnie że, będąc uznanymi za terrorystów, zmuszeni zostali do ukrywania się. Urasawa ciekawie różnicuje sytuację życiową poszczególnych postaci i ich odmienne formy stawiania oporu. W takich momentach wodolejstwo autora wypada nawet dobrze, bo dzięki sporej liczbie stron czytelnik jest w stanie bardziej przywiązać się do bohaterów i kibicować im w tej arcytrudnej sytuacji.


Zaproszenie

W mangowych publikacjach bardzo rzadko pojawiają się dodatki – czasem na końcu tomu załączone są gościnne grafiki, humorystyczne opowiastki lub krótkie notki od mangaki bądź tłumacza. I to właściwie tyle. Dlatego też niezwykle mnie urzekł bonus w postaci karteczki z zaproszeniem do spotkania z Przyjacielem. Czytelnik dostaje dokładnie tę samą notkę, co bohaterowie w mandze. Mała rzecz, a cieszy.

6 z 11

Szóstym tomem Chłopaków Urasawa kolejny raz udowadnia, że za nic ma standardowe sposoby opowiadania historii. Niektóre rozwiązania fabularne wprawdzie wypadają dziwnie (wirtualna rzeczywistość symulująca lata siedemdziesiąte z Przyjacielolandu), a inne wymagają ogromnego zawieszenia niewiary (nastolatka doprowadzająca do rozejmu pomiędzy gangami chińskimi i tajskimi), lecz w dalszym ciągu mangaka ma mój kredyt zaufania. Na ostatnich stronach dzieje się tak ważne wydarzenie, że u mniej utalentowanego scenarzysty stanowiłoby ono zwieńczenie historii, tymczasem dla Chłopaków z XX wieku to zaledwie półmetek. Przed czytelnikiem jeszcze pięć tomów, czyli multum okazji, by dalej trollować i wodzić za nos. Nie mogę się doczekać!



Nasza ocena: 8,5/10

Urasawa odpowiada na kilka nurtujących pytań i stawia dziesiątki kolejnych.

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version