Site icon Ostatnia Tawerna

Magiczne starcie – recenzja komiksu „Świat Dryftu. Opowieść o czarodziejach” t. 2

Pierwszy tom Świata Dryftu przede wszystkim zachwycił mnie niesamowitymi projektami fantastycznych istot. Czy kontynuacja będzie równie fascynująca?

Wiedźma atakuje!

Poprzedni tom zakończył się na spotkaniu Dellrica i Ysabeau z Czerwonym Czarodziejem. I właśnie od tego momentu zaczyna się tom drugi. Główna bohaterka próbuje przypomnieć sobie, kim była w świecie ludzi, a kobold używa swoich magicznych zdolności, aby jej pomóc. W tym czasie złodziejaszek Dellric wykorzystuje niewolników Czerwonego Czarodzieja do dźwigania zakupów. Prócz tego, do Muroc przybywa delegacja trolli na rozmowy pokojowe. Oczywiście również główna antagonistka tego cyklu nie siedzi z założonymi rękoma. Mało tego, postanawia przeprowadzić kolejny najazd na Świat Dryftu. Nie ulega wątpliwości, że sporo się dzieje i nie ma ani chwili wytchnienia. Momentami wręcz można odnieść wrażenie, że fabuła gna trochę za szybko. Wielka szkoda, bo Świat Dryftu ma wiele do zaoferowania, a przez to, że autor skupia się przede wszystkim na głównym wątku, czytelnik nie ma okazji, aby bliżej poznać magiczne istoty zamieszkujące to niesamowite uniwersum.

Czerwony czarodziej i jego świta

Głównych bohaterów nie sposób nie polubić. Dellric to podstępny cwaniak, który nie dość, że wygląda komicznie, to jeszcze przeprowadza niesamowite akcje. Niestety przez to, że fabuła drugiego tomu koncentruje się na przeszłości Ysabeu, miałem wrażenie, jakby jego rola została nieznacznie zmarginalizowana. Czerwony Czarodziej to sympatyczny mag, który przede wszystkim wyróżnia się swoim wyglądem. Mianowicie, ma jedno oko większe od drugiego, i tylko dzięki temu zapada w pamięć na dłużej. Z postaci epizodycznych warto wymienić królową Muroc. Jak przystało osobie o jej pozycji, jest antypatyczna i do tego łatwo się wścieka. Podobają mi się też wszystkie elfy niskiego rodu, albowiem wyglądają komicznie z zębami niczym u bobrów.

Fascynujący świat fantasy

Bez wątpienia Ken Broeders ma świetny pomysł na swoje uniwersum. Fabuła nie jest przesadnie oryginalna, ale to nie jest najważniejsze. Najbardziej ujął mnie jego barwny i fascynujący świat. Przyczyniły się do tego genialne projekty stworzeń, a także naprawdę genialna kreska. W tym tomie spodobało mi się choćby umiejętne ukazanie rozchodzącej się fali uderzeniowej. Prawie poczułem jej moc, jak niektórzy bohaterowie!

Czy Świat Dryftu skrywa jeszcze wiele tajemnic?

Warto zauważyć, że Ken Broeders posiada milion pomysłów. Widać to choćby w dodatku, wypełnionym szkicami postaci, które nie pojawiły się w tym tomie. Autor wciągnął mnie w swoją opowieść. Już nie mogę się doczekać finału tej historii. Na koniec tylko dodam, że, nie wiedzieć czemu, nie przetłumaczono strony oddzielającej główną opowieść od dodatków. Przypuszczam, że jakiś chochlik ze Świata Dryftu namieszał w wydawnictwie, co zresztą jest bardzo prawdopodobne, bo w tym tomie możemy się przekonać, że te łobuzy co jakiś czas przeskakiwały sobie do świata ludzi, aby tam narozrabiać!

Nasza ocena: 7/10

Świat Dryftu to przede wszystkim niezwykle barwny i fascynujący świat!

Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version