Site icon Ostatnia Tawerna

Mad Max dla małych (i dużych) – recenzja komiksu „Bajka na końcu świata. Ostatni ogród”

Powstało już wiele komiksów fantasy dla najmłodszych. Rzadziej spotyka się kierowane do nich tytuły z gatunku s-f lub opowieści z dreszczykiem. Jednak o dziecięcym postapo do tej pory nie słyszałem.

Komiks Marcina Podolca to połączenie postapokaliptycznej historii drogi z nowoczesną baśnią. Pod względem przedstawionych realiów przypomina nieco Żywe trupy, Jestem Legendą, Mad Maksa lub Drogę. Z kolei estetyka i sposób prowadzenia opowieści, a także sama postać głównej bohaterki najbardziej kojarzą się z Hildą  i Koraliną. I nie da się ukryć, że ten miks autorstwa polskiego komiksiarza sprawdza się znakomicie.                                          

Podróż bohaterki

W pierwszym tomie zatytułowanym Ostatni ogród,poznajemy główne bohaterki opowieści, Wiktorię oraz jej suczkę imieniem Bajka, które wspólnie przemierzają zrujnowany świat w poszukiwaniu rodziców dziewczynki, spotykając w trakcie podróży różne fantastyczne stworzenia i pokonując rozmaite przeszkody na drodze do celu. Chociaż album podzielony został na kilka części, rozdziały zgrabnie się ze sobą łączą w spójną opowieść, dzięki czemu historia nie sprawia wrażenia epizodycznej, a jednocześnie daje się czytać „po kawałku”. Fabuła Bajki… jest przemyślana, dopasowana do wieku docelowego odbiorcy i zwyczajnie niegłupia. Neil Gaiman swego czasu podkreślał w wywiadach, że pisanie dla dzieci jest o wiele bardziej wymagające, ponieważ autor musi być bardzo precyzyjny, a każde przelane na papier słowo musi mieć swój dokładny cel. Podolec najwyraźniej wziął sobie do serca radę Brytyjczyka (albo przynajmniej kierował się podobną zasadą), ponieważ jego komiks, choć prosty w formie, nie jest prostacki i chociaż został stworzony dla najmłodszych, daleko mu do infantylizmu. Pierwszy tom perypetii Wiktorii i jej psa to nie tylko przygoda w postapokaliptycznej scenerii, ale również opowieść o przezwyciężaniu strachu, radzeniu sobie w trudnych sytuacjach oraz o tym, że pozory lubią mylić.

Opowiadanie obrazem

Forma nie ustępuje pola treści. Autor umiejętnie wykorzystał kreskę, paletę barw i kształty ramek, by przekazywały tempo i emocje scen. Nic nie pozostawił przypadkowi. Postapokaliptyczna sceneria skąpana jest w odcieniach pomarańczu, brązu i beżu, a nieliczne odstępstwa od tej dominanty zwykle towarzyszą wprowadzaniu jakichś istotnych elementów lub postaci. Dzięki konsekwentnie używanej tonacji, jeszcze bardziej uderzają czytelnika soczysta zielenią roślin i błękit wody w tytułowym ogrodzie kontrastujące z kolorystyką reszty świata przedstawionego. Nieregularnie zagospodarowane plansze nadają scenom odpowiednią dynamikę i charakter. Mający doświadczenie w animacji rysownik stosuje elementy, które do języka komiksu przeniknęły ze sztuki filmowej. Umiejętnie zmieniając odległość umownej kamery od przedstawianych w danej scenie obiektów, zarysowuje otoczenie i buduje nastrój, podkreśla emocje bohaterów lub skupia uwagę czytelnika na istotnych szczegółach. „Montażem” w postaci zmiany liczby i rozmiaru kadrów nadaje poszczególnym sekwencjom pożądane tempo. Nieraz ukazuje zniszczony, opustoszały świat w planie totalnym na połowie lub całej planszy. Dwukrotnie wykorzystuje również rozkładówkę, by wzmocnić wyjątkowy nastrój sceny. Podolec nie boi się eksperymentować z ramkami, zmieniając ich wielkość i kształt, a nawet rezygnując z nich – w zależności od potrzeb. Nie mogę nie wspomnieć też o sympatycznym elemencie „interaktywnym” skierowanym do młodych odbiorców w postaci labiryntu, rodem z dziecięcych magazynów z łamigłówkami.

Wzór do naśladowania

Na uwagę zasługuje również sposób sportretowania Wiktorii. Protagonistka została przedstawiona w sposób wiarygodny, pozbawiony zbędnej idealizacji. Jest rezolutna, troskliwa i dzielna, ale nieraz okazuje również złość, strach, naiwność, smutek czy zwątpienie. Co jednak istotne, nie ulega negatywnym cechom swojego charakteru, lecz stara się je poskromić. Pochwalić należy także to, jak ją narysowano. Nie jest to wymuskana, przesadnie urocza laleczka, ale całkiem przeciętna (niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że niezbyt ładna) dziewczynka. To wszystko razem sprawia, że Wiktoria jest postacią realistyczną (mimo, że potrafi porozumiewać się ze zwierzętami), która – co od razu widać – została stworzona z myślą o małoletnich odbiorcach. Jest świetnym wzorem do naśladowania i odtrutką na rządzące dziewczęcą popkulturą księżniczki. Nie zdziwię się, jak za parę lat na konwentach będzie można spotkać małe cosplayerki zainspirowane Bajką na końcu świata.

Ciąg dalszy nastąpi…

Marcin Podolec przetarł gatunkowe szlaki i stworzył nową niszę na półce z komiksami dla młodego czytelnika. Czy zagrzeje tam miejsce na dłużej? Pierwszy tom jego postapokaliptycznej historyjki obrazkowej skłania do optymistycznych przewidywań w tym względzie. Podobnie zresztą fakt, że autor regularnie publikuje kontynuacje przygód Wiktorii i Bajki. Połączenie klimatów postapo, opowieści drogi, baśni i przygodowego komiksu dla dzieciaków sprawdziło się świetnie. Ja na pewno sięgnę po kolejne tomy, a Wy koniecznie zdobądźcie Ostatni ogród, nawet jeśli nie macie pod ręką żadnego szkraba!

 

Nasza ocena: 9/10

Śmiały pomysł stworzenia postapokalipsy dla najmłodszych wypalił w stu procentach. Kapitalna pozycja nie tylko dla dzieciaków.

Fabuła: 9/10
Oprawa graficzna: 8/10
Wydanie: 10/10
Bohaterowie: 9/10
Exit mobile version