Podsumujmy najważniejsze wydarzenia poprzednich trzech części: hiszpańska filolog, 22-letnia Olga, trafia do tytułowego Dziwnego Królestwa Ortanu rządzonego przez króla Szellara. Na początku wszystko wydaje się dość zabawne: po włościach oprowadza ją książę Elmar, lokalny bohater, bastard i naprawdę zabawny facet, o podobnym poczuciu humoru jak błazen Żak, wieczorami topiący smutki w butelce dobrego trunku. Także młody zabójca na zlecenie i partyzant Cantor ma swoje pięć minut i przyciąga uwagę Olgi. Do czasu, aż bohaterka dowiaduje się o klątwie, wedle której musi poślubić króla Szellara. I to było punktem centralnym całej fabuły, która skupiała się na królewskim ożenku i panice wśród dam dworu. Do czasu.
Nad Ortanem majaczy także widmo przerażającego proroctwa, wedle którego odmowa poskutkuje prawdziwą zagładą Królestwa. I w tym momencie nacisk z warstwy obyczajowej przeniósł się na tematy stricte polityczne. Później akcja rusza z kopyta: pojawiają się zdrady, dworskie intrygi, waleczni mężczyźni, groźne smoki, a między nimi spore ilości procentowych trunków, przygodne romanse, spontaniczne stosunki seksualne oraz słowne potyczki, a to wszystko skąpane w sosie słowiańskiej fantastyki. Szeller ponownie żeni się z pozbawioną oka Kirą (straciła je w wyniku walki ze smokiem, u boku Olgi i Teresy), jednak w finale trzeciego tomu zostaje zraniony.
Czwarty tom rozpoczyna się dość dramatycznie: po postrzale Szellar znajduje się na granicy życia i śmierci, nie wiadomo, co się stanie z władcą i królestwem, a na domiar złego Cantor zostaje porwany. I to właśnie na postaci tego buntownika i zawadiaki skupia się znaczna część fabuły. Mężczyzna błąka się po pustyni, spotyka elfy, nimfy i różnych typków spod ciemnej gwiazdy. Jakby mało było kłopotów, do Ortaru powraca zraniony laserem smok, dzielnie piastujący urząd jedynego w całym królestwie wojownika sił powietrznych, który nie ma zielonego pojęcia, co się wokoło niego dzieje. Najsmutniejszy jest chyba wątek tragicznej miłości Mafieja, który na dodatek miewa przerażające wizje.
Podobnie jak w poprzednich tomach, tak i tutaj Oksana Pankiejewa miejscami tak bardzo spowalnia akcję, że czytelnik odnosi wrażenie, iż nic się nie dzieje. Tak było w Przekraczając granice, podobnie jest i w Ludziach i duchach. Warsztat autorki pozostaje bez zmian. Nadal nie brakuje rubasznego humoru, scen spożywania alkoholu oraz zażywania elfich halucynogennych grzybków, połączonego z z cielesnymi uciechami. Ponadto sporą część książki zajmują dialogi traktujące o codziennych problemach bohaterów.
I chociaż cała seria Kronik Dziwnego Królestwa nie wychodzi poza klasyczne schematy fantasy, to jednak jej największym atutem jest mnogość światów: podobnie jak i u Tolkiena, tak i u Pankiejewej można natknąć się na różnego rodzaju krainy, mroczne labirynty, rozległe łąki, gorące pustynie, a także spotkać przedstawicieli różnorodnych ras: elfów, wygnańców, przesiedleńców, nimfy, ludzi, trolle, półdemony i wielu innych.
Kroniki Dziwnego Królestwa liczą obecnie 11 części, więc można się spodziewać, że jeszcze sporo przed nami. Wieści z forów książkowych głoszą, że historia rozrosła się tak bardzo, iż kolejne dwa woluminy są w trakcie produkcji. Na szczęście to już nie jest lekkie fantasy w damskim wydaniu, lecz z tomu na tom nabiera pazura: jest więcej walk, napięć politycznych, zdrad i intryg, zwiększa się także liczba wątków. Ciekawa tylko jestem, co Pankiejewa przedstawi w kolejnych tomach.
Ludzie i duchy Oksany Pankiejewej to dobra książka, jeśli nie ma się zbyt dużych oczekiwań. Bo niby rośnie liczba bohaterów, o każdym dowiadujemy się coraz więcej, wydarzenia zaczynają się powoli kulminować, wzrasta napięcie, ale mimo wszystko zbyt wolno. Wielostronicowe rozmowy protagonistów często przysłaniają główny wątek polityczny, o którym się po prostu zapomina.