Site icon Ostatnia Tawerna

„Long Live the Lich”, wrażenia z trzeciego epizodu Living World Season 4 w „Guild Wars 2”

Powiedzmy sobie szczerze: w klasycznym fantasy, jeżeli nie chodzi o pokonanie smoka, to przynajmniej licza. Nie inaczej jest w Guild Wars 2.

Po bojach stoczonych ze smokami oraz bogiem wojny gdzieś po drodze przyszła pora na licza – Palawę Joko. Wydawałoby się, że licz, jak każdy inny, posiada liczną armię nieumarłych (czy raczej przebudzonych) po swojej stronie. Jednak jeżeli pamiętacie jeszcze poprzednie epizody, to wiecie, że Joko wszedł w posiadanie pradawnej zarazy, która setki lat temu zdziesiątkowała Elonę. Zatem zadaniem naszej postaci jest powstrzymanie, z pomocą przyjaciół, nikczemnego Palawy przed wypuszczeniem Scarab Plague, która może okazać się dla Tyrii śmiertelnym zagrożeniem.

Praise Joko!

Na trzeci epizod czwartego już sezonu Living World musieliśmy czekać dość długo, bo ponad trzy miesiące, dlatego pytanie o dalsze losy Dragon’s Watch stawało się coraz bardziej męczące. Znużona społeczność graczy Guild Wars 2 stworzyła nawet fanowski trailer do wypatrywanego fragmentu fabuły zatytułowany Inifinity Waiting, mocno posiłkując się trailerem Avengers: Infinity War. Czy zatem ArenaNet udało się sprostać wyrosłym w czasie oczekiwaniom?

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, że historia sama w sobie jest krótka. Może to kwestia skali zdarzeń, których świadkami się stajemy, a może twórcy po prostu nie mieli pomysłu na dłuższą zabawę. Nie ma w niej wielkich zwrotów akcji, jedynie prosta jak strzała droga do celu, czyli sali tronowej Joko. Po drodze czeka nas jeszcze oczywiście oblężenie Gandary oraz przygotowanie przedpola dla bitwy. Skradankowy model rozgrywki jest nieco bardziej wymagający niż zabijanie kolejnych przeciwników, a dodatkowe osiągnięcia tylko bardziej urozmaicają zabawę. Dotarcie do licza wymagana nieco główkowania, ale nie powinno też stanowić nie wiadomo jakiego wyzwania. W drodze przez fortecę towarzyszy nam sam Joko, poprzez przygotowane „hologramy”, co nie tylko pozwala nam na lepsze poznanie przeciwnika, ale również stanowi dodatkowe, naprawdę interesujące urozmaicenie. Na koniec i tak, jak zwykle, scenę kradnie smoczyca Aurene!

Need for speed

Jednym z ciekawszych elementów czerwcowej aktualizacji jest nowy wierzchowiec. Roller Beatle zachwycił już w trailerze, a zbieranie kolekcji do jego zdobycia na chwilę scaliło społeczność w… narzekaniu. Jak to bowiem często bywa, niezbędne jest wzięcie udziału w kilku większych eventach na starszych mapach, a trwające nieraz nawet godzinę czekanie na nie wyzwoliło w graczach niespotykane pokłady kreatywności w urozmaicaniu sobie czasu. Żuk sam w sobie wymaga nabrania nieco wprawy. Mechanika prowadzenia przypomina nieco łodzie – można się rozpędzić do niesamowitych prędkości, jednak im większa szybkość, tym trudniejsze manewrowanie.

I coś ekstra

Zgodnie ze świeżą tradycją Guild Wars 2 kolejny fragment historii oznacza także nową mapę. Tym razem to Domain of Kourna (tak, dobrze, kurna, czytacie). Proponowany teren jest niestety raczej nudny. Dominują rozległe i puste tereny, więc nadaje się do tego, aby poćwiczyć kierowanie żukiem, jednak niewiele więcej. Nawet meta event, czyli oblężenie Gandary wydaje się jakiś… za mały. W porównaniu chociażby do zdobywaniu Istanu zabawa jest z pięć razy mniejsza. Prawdopodobnie jedyny ciekawy element to niewielki totem, wokół którego tańczą choya. Znajdziecie go na północy, powiązano z nim również jedno z osiągnięć.

Dwie ostatnie nowości, jakie wprowadza aktualizacja to nowy fractal (unikalny dla Guild Wars 2 system różnorodnych dungeonów możliwych do przejścia na coraz trudniejszych poziomach) oraz legendarna broń. Deepstone, ponieważ tak się nazywa, proponuje eksplorację zapomnianych krasnoludzkich ruin. Ma całkiem ciekawą mechanikę walki z bossem, którą toczymy na spadających kamieniach.  Dzięki specjalnej dla tej mapy umiejętności musimy pilnować, aby nie zapadły się one pod naszymi stopami. Oczywiście jednocześnie spuszczając łomot dość wymagającemu, ale raczej żmudnemu niż trudnemu przeciwnikowi. Pewnie nie będzie to jednak mój ulubiony fractal (obawiam się, że Shattered Observatory i Twilight Oasis ciężko będzie przebić). Broń legendarna to nowy róg bitewny, utrzymany w pełnym rozmachu gotyckim stylu i pasujący idealnie do klimatu Deepstone.

Podsumowując, jak na zakończenie pewnego kawałka historii jest to dość średni epizod. Historia, chociaż oferuje ciekawy model rozgrywki, jest zbyt krótka. Nowa mapa prezentuje się raczej biednie. Co więcej, niezbyt ambitny meta event sprawi, że dość szybko o niej zapomnimy. Chyba że jesteście, podobnie jak ja, maniakami zdobywania osiągnięć, wtedy zatrzymacie się tu na dłużej, ponieważ Long Live the Lich oferuje ich naprawdę mnóstwo!

Exit mobile version