Uratować świat
Marvel niejednokrotnie eksperymentował ze swoimi bohaterami na różne sposoby. W 2003 roku postanowił oddać jedną ze swoich najsłynniejszych postaci, Wolverine’a, w ręce japońskiego mangaki Tsutomu Nihei. Twórca znany z takich tytułów, jak Blame! czy Abara przystał na propozycję i stworzył Wolverine. Snikt!, który w Polsce został wydany przez Waneko trzynaście lat po światowej premierze. Jego ocenę zacznijmy od fabuły.
Najsłynniejszy z X-Menów zostaje poproszony, a nawet zmuszony do pomocy niejakiej Fusie i innym ludziom w walce przeciwko potworom znanym jako Mandates. Są to ogromne, zmutowane bakterie, które osiągnęły samoświadomość i w przyszłości zdominowały Ziemię, niemal unicestwiając ludzkość. Zabić je można tylko za pomocą… adamantium! Dlatego też to właśnie Rosomak odbywa podróż w czasie i stawia im czoła. Jego zadanie jest o tyle trudne, że musi dotrzeć aż do królowej-matki, pilnie strzeżonej i znacznie większej od swoich dzieci. Na szczęście nie będzie sam. Oprócz Fusy pomogą mu także inni ludzie żyjący w postapokaliptycznych czasach.
Małomówni bohaterowie
Jeśli fabuła Wolverine. Snikt! wydaje Wam się dziwna, banalna czy niedorzeczna, to macie rację. Ten jednostrzałowiec, składający się pierwotnie z pięciu zeszytów, nie jest dziełem wybitnym. Logan robi to, co potrafi najlepiej – tnie, szatkuje i zabija wrogów. Sam również nieco obrywa, ale zdecydowanie mniej niż zazwyczaj. Jest po prostu bohaterem ratującym ludzkość, niepowstrzymanym herosem walczącym ze złem. Podczas swojej pracy nie odzywa się zbyt często. To samo zresztą tyczy się towarzyszących mu ludzi. Zmutowane bakterie z kolei w ogóle nie potrafią mówić. Dlatego też komiks jest zdecydowanie bardziej do oglądania niż do czytania. Ale to bardzo dobrze dla odbiorcy! Nie treść, a rysunki są największym plusem Snikta!. Nihei, podobnie jak i Logan, daje nam to, co ma najlepszego do zaoferowania. Marvel nie ingerował w jego pracę i mamy tu to, z czego autor słynie. Piękne kontrasty czerni i bieli wzbogacone pomarańczą i czerwienią, charakterystyczne postacie o typowo wydłużonych kończynach, niesamowicie wyglądające potwory i postapokaliptyczny, zniszczony świat. Całość wygląda naprawdę imponująco. Od razu czuć klimat ciężkich czasów dla Ziemi i dramat mieszkających na niej ludzi, a także płynność akcji i lekkość ruchów naszego bohatera, który rozrywa na kawałki kolejnych wrogów i sam czasem dostaje w kość. Należy jeszcze dodać, że autor doskonale zdawał sobie sprawę, że fabularnie odbiorców nie przekona. Dlatego sam czasem śmieje się z tego i, poprzez Wolverine’a, wskazuje nam niedociągnięcia i niespójności, co wychodzi całkiem zabawnie. Również polski wydawca, firma Waneko, postarał się urozmaicić nam komiks i dorzucił kilka ciekawych grafik na końcu zeszytu, sprawiając, że wizualnie wypada on jeszcze lepiej.
Gratka dla fanów
Wolverine. Snikt! czyta się, a raczej ogląda, szybko i przyjemnie. To lekki komiks z krótką historią, niepowiązany z innymi tytułami. Możemy więc go w każdej chwili wziąć i przeczytać bez zagłębiania się w całe Marvelowskie Uniwersum. Scenariusz jest tu prosty, a wręcz banalny, co może zrazić niektórych odbiorców. Warto jednak zwrócić uwagę, że właśnie taki miał być. Logan ma uratować przyszłość Ziemi i robi to bezbłędnie. Fani Logana powinni być zadowoleni. Autor z kolei sam nieco żartuje sobie z całego stworzonego tu świata. Bardziej niż na treści skupia się na stronie wizualnej. I tak jak bohater, jest najlepszy w tym, co robi, ale jest to też całkiem miłe. Każdy wielbiciel twórczości Tsutomu Nihei powinien sięgnąć po Snikt!. Odnajdzie tu charakterystyczną dla artysty kreskę i będzie mógł zachwycać się stworzonymi przez niego obrazami.