W serii Legend znajdują się komiksy świetne, koszmarne i przeciętne. Darth Vader i zaginiony oddział to tytuł idealnie uzasadniający czystkę, jakiej kilka lat temu dokonano w gwiezdnowojennym kanonie.
Czystka
Gdy Disney odkupił od George’a Lucasa prawa do uniwersum Gwiezdnych wojen, miało ono ogromne rozmiary. Objęcie umysłem choćby większej jego części stanowiło dla jednej osoby niemożliwe zadanie. Fakt, że informacje znajdujące się w poszczególnych utworach z Expanded Universe nierzadko były sprzeczne, nie poprawiał sytuacji. A przecież wiadomo, że kasa musiała się zgadzać i studio nie chciało zniechęcać potencjalnych odbiorców. Nic więc dziwnego, że włodarze Disneya postanowili uporządkować nowo nabytą franczyzę i ogłosili niekanonicznym praktycznie wszystko poza filmami. Tym samym wyrzucili do kosza kilka dekad książkowo-komiksowo-growej historii. Starzy fani nie byli tym faktem zachwyceni.
Aby nieco udobruchać fascynatów światem Jedi, ogłoszono, że dotychczasowy kanon nie stracił całkowicie znaczenia. Stare postacie i wydarzenia stopniowo zaczęto włączać do nowych tytułów. Z kolei powstałe przed laty powieści, komiksy i gry nazwane zostały Legendami. Z punktu widzenia bohaterów sagi rodu Skywalkerów nadal są one prawdopodobne, chociaż równie dobrze mogą być przeinaczone lub zupełnie zmyślone i stanowić swego rodzaju podania odległej galaktyki. Dzięki temu historie takie jak Darth Vader i zaginiony oddział przestały ograniczać kreatywną swobodę twórców najnowszych filmów, seriali, książek, gier i komiksów. Z kolei fani nadal mają do nich dostęp i mogą uznać je za rozgrywające się w alternatywnej rzeczywistości (albo włączyć do swojego prywatnego head–canonu). Miłośnicy amerykańskich superbohaterów powinni mieć w tym wprawę.
„Darth Vader i zaginiony oddział“ – kadr z komiksu
Podróż antybohatera
Przejdźmy jednak do sedna, czyli samego albumu. Historia napisana przez Hadena Blackmana jest dość późno powstałym utworem. Zeszyty wchodzące w skład wydania zbiorczego ukazały się na rynku po premierze Zemsty Sithów, a autorzy podjęli w nich temat stopniowej przemiany Vadera z postaci, którą widzimy na końcu Epizodu III, w tę znamą z początkowych scen Nowej nadziei. Mroczny lord na kartach komiksu nie radzi sobie tak wyśmienicie na polu bitwy, jest roztrzęsiony i pełen wątpliwości. Wspomnienia o zmarłej żonie nie dają mu spokoju. Jeszcze nie cieszy się również tak wielkim poważaniem ze strony Imperatora i oficerów jak w starej trylogii. Blackman dość ciekawie przedstawia ten etap drogi Anakina ku ciemnej stronie, który filmy zupełnie omijają.
Fabuła albumu nie jest szczególnie oryginalna. Darth Vader zostaje wysłany na nieznane terytorium z misją odszukania syna moffa Tarkina. Na miejscu okazuje się jednak, że sprawa jest mniej oczywista i trudniejsza niż się początkowo wydawało. Nie znajdziemy tu ani wyjątkowych zwrotów akcji, ani specjalnie interesujących postaci. Całość prezentuje dość przeciętny poziom i po prostu „się czyta”.
„Darth Vader i zaginiony oddział“ – kadr z komiksu
Ciemna strona ilustracji
Gorzej prezentują się rysunki. To znaczy same w sobie nie są złe – podobnie jak scenariusz, wypadają raczej średnio. Problem zaczyna się, gdy Rick Leonardi próbuje przedstawić postacie znane z filmów. Nieco zniekształcone hełmy i zbroje szturmowców oraz samego Vadera da się jeszcze przełknąć. Jednak gdy w kadrze pojawia się Palpatine, to można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z nieudaną karykaturą lub dziełem rysownika zapatrzonego w styl Franka Millera albo serię Street Fighter. Z kolei epizodycznie występujący na początku historii Tarkin wygląda jak „standardowa postać męska nr 5”, delikatnie tylko zmodyfikowana przez rysownika, który nawet nie widział pierwowzoru, lecz bazował wyłącznie na ogólnym opisie. Podobnie zresztą jest z występującymi w retrospekcjach Padmé i Anakinem. Nie stanowi to może ogromnej wady, jednak zdecydowanie drażniło mnie podczas lektury. Złego słowa natomiast nie można powiedzieć o pracy kolorysty. Nie żeby dało się ją jakoś pochwalić – ot, barwy po prostu są.
Darth Vader i zaginiony oddział to idealna lektura do pociągu lub autobusu dla przeciętnego fana Gwiezdnych wojen. Jest w miarę ciekawa, chociaż nie powala na kolana. Zarówno fabularnie, jak i graficznie bywa irytująca, ale w ostateczności wypada całkiem przyzwoicie. To po prostu niezłe czytadło, o którym szybko zapomnimy.
Nasza ocena: 6,2/10
Można przeczytać, można sobie darować. Niezła lektura dla zabicia czasu w podróży.Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 7/10
Styl: 5/10
Oprawa: 7/10