Napisanie drugiego tomu trylogii to zawsze niełatwe zadanie (o czym zapewne wspomnę jeszcze nie raz, przy okazji recenzji różnych serii). Wszystko przez to, że z jednej strony kontynuacja powinna zawierać rozwinięcie i domknięcie niektórych wątków z pierwszej części, nie ujawniając rozwiązania wszystkich niewiadomych, na to bowiem przyjdzie czas w ostatniej książce. Jednocześnie każda kolejna powieść musi mierzyć się z oczekiwaniami rozbudzonymi przez poprzednie tomy serii. Jak z tym wyzwaniem poradził sobie autor Remedium?
Dobre złego początki?
Przyznam, że nie lubię tego okresu, kiedy muszę czekać na kolejną książkę z czytanej przeze mnie serii. Zwykle obawiam się wtedy, że niewiele będę pamiętać z fabuły poprzednich tomów, zapomnę sporą część niezbędnych informacji i, siłą rzeczy, stracę przyjemność z lektury najnowszej powieści. Tym razem również pojawiła się obawa, że fabuła Drugiego okrętu wyparowała mi z głowy. W końcu osiem miesięcy od kiedy miałam w rękach pierwszą część serii Rho to sporo czasu, tym bardziej gdy ma się pamięć złotej rybki lub pochłania książki w ilościach hurtowych. Na całe szczęście szybko okazało się, że strach ma wielkie oczy, z moją pamięcią nie jest tak źle, a dodatkowo autor umiejętnie przypominał istotne informacje, które w danym momencie był niezbędne. Nie pogubiłam się zatem w akcji, nie pomyliłam bohaterów i cieszyłam się lekturą!
Na wstępie zaznaczę, że Remedium czyta się błyskawicznie i to pomimo tego, że objętość drugiego tomu jest odrobinę większa niż pierwszej części trylogii (uwierzcie, że dodatkowe osiemdziesiąt stron widać gołym okiem). Na pochłanianie książki jednym tchem wpływają głównie dwa czynniki: ogrom akcji (tutaj już nie ma czasu na to, by wprowadzić nas w świat i przedstawić nam bohaterów, teraz przyszedł czas na „samo gęste”) oraz podział na krótkie (liczące sobie maksymalnie kilkanaście stron) rozdziały, w których akcja skupia się co rusz na innej postaci. Czytelnik nie ma więc zbyt wielkich szans, by oprzeć się potędze stwierdzenia „jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać”. Dodatkowo, Remedium prezentuje się ładnie i, co niezwykle dla mnie istotne, pasuje wizualnie do pierwszego tomu. Ubolewam jedynie nad tym, że przy brzegach okładka już zdążyła się rozwarstwić, a właściwie nie wynosiłam jej z pokoju.
Więcej, mocniej… szybciej?
Z kontynuacjami jest też tak, że zwykle dzieje się w nich więcej, akcja jest szybsza, a intryga o wiele bardziej rozbudowana niż we wcześniejszych częściach. Nic dziwnego, w końcu nie trzeba przedstawiać realiów świata, kreować bohaterów i powoli wprowadzać czytelnika w to, co dzieje się na kartach powieści. Nie inaczej jest tym razem. Akcja Remedium zaczyna się niemal w tym samym miejscu, w którym skończyła się fabuła Drugiego okrętu: Donald Stephenson bada statek kosmitów, powoli zalewając świat technologiami, które odkrył. Jedynie nieliczni spodziewają się, że opracowane przez niego lekarstwo, powoli rozprowadzane na świecie, jest niezwykle niebezpieczne, a rozwiązanie jednych globalnych kłopotów może spowodować inne, nie mniej groźne konsekwencje dla całej społeczności międzynarodowej. Skalę zagrożenia przewiduje jedynie trójka nastolatków, znanych nam z pierwszego tomu, dlatego też ich życie wisi na włosku. Całe szczęście, że zdobędą sojuszników!
Akcja Remedium staje się zdecydowanie mniej lokalna. Tym razem opuszczamy granice Los Alamos i to nie tylko dlatego, że nasi bohaterowie muszą uciekać z miasta, w którym do tej pory czuli się bezpiecznie, ale też dlatego, że zagrożenie zaczyna nabierać… globalnego wymiaru. Gra toczy się o najwyższą stawkę, a nasi nastoletni bohaterowie będą zmuszeni stanąć oko w oko nie tylko z zagrażającym im mordercą, ale też zostaną postawieni przed koniecznością poradzenia sobie ze zmianami, które zachodzą w ich organizmach. W końcu nie dość, że znajdują się na trudnym etapie życia – dorastają, ale też ich ciała zmieniają się na skutek kontaktu z ukrytym statkiem kosmicznym – ich umiejętności rozwijają się i stają coraz potężniejsze. Nic dziwnego, że są przerażeni.
Lek czy trucizna?
Wiecie czym różni się lekarstwo od trucizny? Dawką. Stwierdzenie to idealnie odnosi się do zasobów, które weszły w posiadanie ludzi, gdy w końcu dowiedzieli się w jaki sposób można wykorzystać technologię obcych. Okazuje się, że pod płaszczykiem science fiction Richard Phillips porusza całkiem ciekawe problemy i zmusza do refleksji nad nimi. Czy to, że wiemy, jak wyleczyć wszystkie choroby, nie sprawi przypadkiem, że będziemy musieli zmierzyć się z przeludnieniem planety i brakiem jedzenia dla wszystkich? Czy nanoboty podane w serum są całkowicie bezpieczne? Do czego zdolni są ludzie, którzy pragną takich rozwiązań wyłącznie dla zysku? Jak daleko możemy posunąć się w modyfikowaniu ludzkiego ciała zanim stracimy człowieczeństwo? Odpowiedzi na te pytania zdecydowanie nie należą do łatwych, zwłaszcza, że jednocześnie będziemy musieli zdecydować, czy odmówić pomocy potrzebującym.
Nie od dziś wiadomo, że wiele, pozornie pozytywnych wynalazków może być źródłem ogromnego zła, jeśli trafią w niepowołane ręce i zostaną wykorzystane dla osiągnięcia zysku. Ochronić ludzkość przed konsekwencjami tego spisku może jedynie troje nastolatków. Fakt, podrasowanych za sprawą kontaktu ze statkiem obcych, ale to nie zmienia faktu, że wciąż pozostają dzieciakami, mającymi również własne, typowe dla okresu dojrzewania, problemy. Całe szczęście Phillips świetnie radzi sobie z kreowaniem bohaterów w tym wieku – nie są zbytnio irytujący, a ich zachowanie, biorąc pod uwagę okoliczności, jest zrozumiałe. O wiele bardziej moją uwagę przykuwa jednak kilku dorosłych bohaterów, przede wszystkim para agentów – Jack Gregory oraz Janet Prince (poznaliśmy ich już w Drugim okręcie), którzy ewidentnie kryją niejeden sekret ze swojej przeszłości. Pojawia się również garść nowych postaci, rozbudzających ciekawość oraz nadzieję, że ich udział w wydarzeniach nie zakończy się na tym tomie.
Remedium jest zdecydowanie lepsze od pierwszego tomu serii Rho. Wygląda na to, że nie tylko bohaterowie dorastają. Również autor uczy się, jak zdobyć uwagę czytelnika, prowadzić akcję i kreować wciągające wydarzenia. Jedyne co mogę mu zarzucić, to zbyt duży przydział szczęścia, który przypadł nastoletnim bohaterom – ich umiejętność wychodzenia bez zadrapania z każdej niebezpiecznej sytuacji może męczyć czytelnika. Jeśli jednak spodobał się wam Drugi okręt, to grzechem będzie nie sięgnąć po jego kontynuację! Sama nie mogę się doczekać dnia, gdy Fabryka Słów wyda trzeci tom!
Nasza ocena: 7/10
Opinia: Bohaterowie dorastają. Rosną również problemy, którym muszą stawić czoła, a zagrożenie dotyka już całego świata. Niezwykle udana kontynuacja, która jest o poziom lepsza od pierwszego tomu cyklu. Seria Rho zdecydowanie wciąga!Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Styl: 7/10
Wydanie i korekta: 7/10