Kroniki Zachodniego Brzegu
Lata temu ukazały się w Polsce Dary, które raczej nie podbiły rynku, bo kolejne dwa tomy nie zostały wydane aż do teraz. Trylogia Kronik Zachodniego Brzegu skierowana jest głównie do młodszego odbiorcy, ale nie znaczy to, że dla dojrzałego czytelnika będzie to pozycja nudna. Kolejne tomy są ze sobą tylko lekko powiązane i w zasadzie można by je czytać osobno. Jednak jako całość zyskują więcej sensu, bo chociaż fabuła jest w zasadzie niezależna, to myśl przewodnia, a dotyczy ona wolności, przewija się przez wszystkie trzy książki.
Lektura Darów, Głosów i Mocy jest dość specyficzna. Niecały rok temu miałem okazję się z nimi zapoznać. Pierwszy tom czytałem po polsku, a pozostałe dwa, z powodu braku polskiego wydania, w oryginale. To, co rzuciło mi się w oczy, to kiepskie tłumaczenie Darów, które wypadło nudnawo. Zaś kolejne tomy po angielsku wchłonąłem z wielką przyjemnością, zachwycając się językiem używanym przez le Guin. Co ciekawe, teraz czytając wszystkie trzy części po polsku (i znając już fabułę całej trylogii), dużo lepiej odbierałem tłumaczenie pierwszego tomu. Wydaje się więc, że pozycje te zyskują przy drugim podejściu.
Wolność w różnym rozumieniu przewija się w każdym z tomów. Ursula K. le Guin nie podeszła tu do tematu w prosty sposób. Zamiast tego kolejne części obrazują różne aspekty wolności i jej braku – od skrępowania tradycją i oczekiwaniami rodziny, poprzez niewolę narodową, aż po klasyczne niewolnictwo. Chociaż, jak wspominałem, książki skierowane są do młodszego odbiorcy, to poruszana tematyka jest ciężka i także dorosłemu czytelnikowi może dać do myślenia.
Fabuła kolejnych tomów jest interesująca, ale to nie ona stanowi o jakości tego cyklu. Są inne książki, w tym także utwory le Guin, które mają fabułę ciekawszą i bardziej trzymającą w napięciu. Jednak Kroniki Zachodniego Brzegu napisane są naprawdę dobrym stylem i w intrygujący sposób poruszają istotne tematy.
Wracać wciąż do domu
Utwór, od którego nazwany został ten omnibus, jest z pewnością jednym z mniej typowych w karierze Ursuli K. le Guin. Nie mamy tu do czynienia ani z powieścią, ani ze zbiorem opowiadań – jest to bardziej długie opracowanie etnograficzne. Nie wiem, jak takie opracowania powinny wyglądać i żadnego nie czytałem, ale podczas lektury Wracać wciąż do domu ciągle myślałem, że właśnie tak pisze się tego typu prace. Oczywiście istotną różnicą jest fakt, że opisywana grupa ludzi nie istnieje – autorka przedstawia bowiem hipotetyczną społeczność Kalifornii przyszłości. Dodajmy, że mowa o Kalifornii w świecie, w którym doszło do katastrofy ekologicznej, a populacja ludzka bardzo znacząco się zmniejszyła.
Na kolejnych stronach Wracać wciąż do domu przewijają się bardzo różne teksty. Le Guin prezentuje utwory poetyckie oraz dramatyczne. Do tego pojawia się proza (w tym w zasadzie jedna cała powieść) oraz suche omówienia dotyczące kultury. Podczas lektury zapoznajemy się więc z wierzeniami oraz tradycjami wspomnianej społeczności. Dostępne są dla nas też wybrane fragmenty ich mitologii.
Czytelnicy liczący na wartką akcję i wciągającą fabułę powinni ominąć ten utwór. Opracowanie zajmuje blisko 500 stron i czyta się je dość powoli. Niektóre części tekstu są fascynujące, inne wręcz nudne. Niemniej całość jest bardzo ciekawym eksperymentem literackim. Jeśli w fantastyce szukamy innych kultur, to Wracać wciąż do domu może być dla nas strzałem w dziesiątkę. Opisane społeczeństwo rządzi się swoimi prawami i by móc je zrozumieć, musimy patrzeć na nie całościowo. Nie można pojąć mieszkańców Doliny, nie zrozumiawszy wpierw ich wierzeń i spojrzenia na świat.
Międzylądowania
Ukazujące się po raz pierwszy po polsku Międzylądowania to dość zabawna książka. Już sam jej oryginalny tytuł (Changing planes) jest grą słowną, której niestety nie da się chyba przełożyć na język polski. Pozycja ta opowiada o metodzie przenoszenia się do innych światów, która dostępna jest dla nas – Ziemian – jedynie w lotniskowych poczekalniach.
Zbiór składa się z kilkunastu tekstów, z których każdy dotyczy innego świata – czy to odwiedzonego przez narratorkę, czy też kogoś z jej znajomych. Opisy tych miejsc są czasem bardziej fabularyzowane, a czasem bardziej suche. Każdy ze światów to nowy pomysł. Opisy nie są bardzo długie i rozbudowane, a fabuła służy jedynie przedstawieniu koncepcji. Niektóre z tych światów – jak np. ten z Budowli – idealnie nadają się do osadzenia w nich jakiejś sesji RPG. Inne to z kolei żarty stworzone, by rozbawić czytelnika, zaś następne prowokują nas do zadawania pytań o społeczeństwo.
Lektura Międzylądowań jest przyjemna, ale w moim odbiorze to jedna ze słabszych książek Ursuli K. le Guin. Wziąwszy jednak pod uwagę, z jak dobrą pisarką mamy do czynienia, to jej słabe pozycje mogą być wciąż bardziej warte uwagi niż wysoko oceniane książki innych twórców. Mimo wszystko na tle całego omnibusa czy szerszej twórczości autorki ta pozycja jest zwyczajnie mniej ciekawa.
Omnibus
Wracać wciąż do domu to naprawdę opasłe tomiszcze. Książka ma blisko 1200 stron, a zatem jest to największy z czterech omnibusów z twórczością Ursuli K. le Guin. Pomimo swojej grubości tom ten jest relatywnie lekki. Za to należy się wydawcy spora pochwała, bo gdyby pozycję tę wydać na zwykłym papierze, prawdopodobnie byłaby za ciężka, by ją czytać. Niestety, pomimo względnie niewielkiej wagi, lektura książki nastręcza pewnych trudności. Sama grubość tomu powoduje, że jest on nieporęczny i czytanie go w suboptymalnych warunkach jest zwyczajnie niewygodne. Biorąc to pod uwagę, można się zastanowić, czemu wydawca nie zdecydował się pominąć Międzylądowań, które spokojnie można by dodać do kolejnego zbioru, który, mam nadzieję, się jeszcze ukaże.
Poza kłopotliwym rozmiarem wydanie jest naprawdę bardzo dobre. Twarda oprawa z ładną grafiką i przyjemny dla oka papier powodują, że na książkę miło się patrzy czy to podczas lektury, czy w momencie, kiedy stoi na półce. Dla każdego fana twórczości pisarki ten zbiór z pewnością będzie cennym i pożądanym nabytkiem.